poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 12- WELCOME EVERYBODY, SUPRISE! ~

Krótki wstęp...
Postanowiłam wrócić! Może niektórzy z Was się cieszą, bo wiem że miałam kilku stałych czytelników, dlatego też do nich jest właśnie skierowana ta informacja.
Dlaczego postanowiłam wrócić? Brakowało mi bloga. Brakowało mi pisania dla WAS. I uznałam, że skoro już tak daleko zaszłam na tym właśnie blogu, nie mogę z niego rezygnować.
DLATEGO WITAM WAS GORĄCO ROZDZIAŁEM 12 !
______________________
Tupot naszych stóp odbijał się echem kiedy w szaleńczym biegu przemierzaliśmy kręte i ciemne uliczki Londynu. Rozwiązane sznurówki moich trampek plątały się pomiędzy moimi nogami, całe brudne- kiedy przed piętnastoma minutami był jeszcze białe. Głośny ryk dobiegł do moich uszu powodując, że wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Instynktownie ścisnęłam w swojej drobnej dłoni rękojeść miecza.
  Kiedy odebrałam telefon od Alice i usłyszałam jej głos pełen strachu i napięty niczym struna, wiedziałam że dobrze nie jest. Byłam zła na Andy'ego że mnie okłamał i nie powiedział o spotkaniu z moją ciotką. Ciotką, która jak na swój wiek jest niezwykle atrakcyjną kobietą bez żadnej zmarszczki.
  Poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i ciągnie do przodu, zmuszając tym samym do szybszego biegu. Kropelki potu na karku skleiły kilka włosków, sprawiając tym samym że moja koszulka się do niego przykleiła. Serce boleśnie łomotało o moją klatkę piersiową, zasychało mi w ustach. Adrenalina buzowała mi w żyłach, co odrobinę znieczulało strach kłębiący się we mnie od środka.
-Tędy!- krzyknął Andy, wskazując palcem na przejście między dwoma starymi, opustoszałymi budynkami, które prowadziły na główną ulicę. Wypadliśmy na chodnik, cali zmęczeni. Oparłam się plecami o chłodną ścianę budynku i się po niej zsunęłam na ziemię.
-Lily, wszystko okej?- zapytał Harry, kiedy schowałam głowę między nogi. Powoli kręciło mi się w głowie.
- Um, tak- mruknęłam, zasłaniając się rękami. Usiadł obok mnie i złapał za ramię. Zaczął je lekko pocierać, jakby próbował mnie uspokoić.
- Zadzwonię do Alice i powiem żeby kogoś po nas przysłała- rzucił blondyn i odszedł kawałek dalej od nas, aby na spokojnie porozmawiać.
  Byłam zmęczona. Nie tylko tym biegiem- ogólnie całą tą chorą sytuacją. Ugh, że też musiałam spotkać wtedy Harry'ego. Może gdyby nie to wiodłabym dalej normalne, samotne i spokojne życie.
  Ale nie wiedziałabym że mam matkę i brata.
To śmieszne jak nieświadomi możemy być tego, co się zdarzyło kiedyś, dawniej. Mogło mieć to znaczny wpływ na nasze życie dzisiaj, a my o tym nawet nie wiedzieliśmy. Oto idealny przykład na to że wszyscy za szybko pędzimy do przodu, na ślepo, zamiast zatrzymać się i pomyśleć- o tym, czego nam trzeba, co kochamy, na co powinniśmy przeznaczyć znaczną część naszego życia. Ale człowiek jest tak pochłonięty przez wir pracy że nie zwraca uwagi na takie rzeczy. Smutne, ale prawdziwe.
- Już ktoś po nas jedzie- poinformował nas Andy, wracając na swoje miejsce. Przez cały ten czas ani ja, ani Harry się do siebie nie odzywaliśmy.
-Co to w ogóle było..- wyszeptałam zdławionym głosem, próbując opanować swoje drżące ciało.- Nigdy w życiu nie słyszałam jeszcze tak przeraźliwego ryku..
-Bo on raczej nie należał do tych normalnych- szepnął Harry.- Zimno Ci? Chcesz moją kurtkę?
- Nie, dziękuję- pokręciłam przecząco głową.
  Andy podszedł do krawędzi chodnika i się lekko za niego wychylił.
- Jadą po nas- poinformował.

***
  Siedziałam znowu w gabinecie Georga owinięta grubym, siwym kocem w jednym z niesamowicie wygodnych foteli znajdujących się w jego gabinecie. W dłoni trzymałam tradycyjnie kubek gorącej herbaty i opowiadałam Alice oraz reszcie co się wydarzyło podczas naszego wypadu do Londynu. Harry i Andy pomogli mi czasami, kiedy coś przeoczyłam. Kiedy skończyłam, wypuściłam głośno powietrze z płuc.
-I to by było na tyle- podsumowałam.
  Alice zmarszczyła brwi. Bawiłam się łyżeczką w kubku, kiedy nikt się nie odezwał.

***
  Obudziłam się nad ranem, kiedy niebo było jeszcze pokryte warstwą grubych i ciemnych chmur. Przez cały czas leżałam i się wpatrywałam za to, co jest za oknem, myśląc o mamie i o bracie. Tak bardzo chciałam ich przytulić. Poczuć ich dotyk, poznać ich zapach, usłyszeć te cudne głosy. Ale nie mogłam.
  Jednak przysięgłam sobie że to zrobię. Nieważne jaka będzie tego cena.
Kiedy słońce zaczęło powoli wychylać się zza chmur, wyskoczyłam z łóżka i ruszyłam w kierunku łazienki. Rozczesałam swoje splątane włosy, spryskałam twarz zimną wodą i wskoczyłam pod prysznic z żelem cytrynowym w ręku. Umyłam się dokładnie, po czym otuliłam się czystym, białym ręcznikiem. W każdej łazience tutaj znajdował się podobny ręcznik.
  Ubrana w legginsy oraz bluzę opuściłam zaparowaną łazienkę. Rzuciłam wszystkie rzeczy na łóżko i sięgnęłam po telefon. Była 8:24 rano. Odłożyłam go z powrotem na łóżko i cicho wymknęłam się z pokoju.

  Maszerowałam sama opustoszałymi korytarzami. Miałam dziwne wrażenie że postaci namalowane na obrazach odprowadzają mnie wzrokiem kiedy je mijałam, a puste zbroje poustawiane w kątach szczerzą się do mnie złowrogo. Stłumiłam w sobie strach. Moje kroki odbijały się głośno od marmurowej posadzki.
- No proszę, ranny ptaszek do nas zawitał - usłyszałam za sobą nieznajomy głos. Podskoczyłam przestraszona i odwróciłam się za siebie.
  Przede mną stał chłopak. Miał czarne włosy, jak u kruka, które mocno kontrastowały z jego bladą cerą oraz dużymi, złotymi prawie że oczami, które okalały długie i gęste rzęsy. Przypominał jej trochę Andy'ego, ale postawą był jak Harry- arogancja i zgrabność - tak bym opisała jego ruchy, kiedy lekkim krokiem ruszył w moją stronę. Poruszał się z zadziwiającą gracją, lekkie kołysanie ramion, swobodne ruchy. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Przepraszam, jeżeli Cię wystraszyłem - wzruszył ramionami. Był przystojny.
- Nic się nie stało - wydukałam.
- Nigdy nie sądziłem, że przyjdzie mi taki zaszczyt spotkać osobiście samą Lily White.
  Moje brwi powędrowały w górę.
- Jaki zaszczyt?- spiorunowałam go wzrokiem. Nienawidzę, kiedy ktoś mówi o mnie tak, jakbym była ósmym cudem świata.
- No wiesz... W końcu jesteś córką.. Zresztą, nieważne - machnął ręką, jakby chciał odtrącić muchę. - Chciałem tylko się przekonać, czy jesteś taka, jak wszyscy mówią.
- Czyli jaka?
  Posłał mi tylko tajemniczy uśmiech, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w głąb korytarza. Miałam ochotę za nim pobiec, zapytać kim jest i o co chodzi, ale zmusiłam się do odwrócenia się w drugą stronę. Ruszyłam w dalszym kierunku, rozmyślając o chłopaku, który był jakby krzyżówką Andy'ego i Harry'ego.

***
- Dziobiesz to jak kurczak.
- Zamknij się.
  Siedzieliśmy w trójkę przy stole w stołówce. Gmerałam widelcem w zielonej papce, którą dziś serwował nasz kucharz. Miała niezbyt atrakcyjny wygląd, wyglądała bowiem jakby ktoś zwymiotował papką zielonych liści. A i sam zapach nie był również zachęcający- mdły. Chciałam już rzucić nią w Harry'ego.
- Ale słodki kurczaczek - dodał Andy, biorąc dzielnie łyżkę z papką do ust. Skrzywił się, i odsunął od siebie tacę. - Walić to. Wolę chodzić cały dzień głodny, niż później wymiotować w kiblu tym świństwem
  Zaśmiałam się cicho. Również odstawiłam swoją tackę na bok, jednak chwyciłam z niej jeszcze zielono - czerwone jabłko.
- George twierdzi że on świetnie gotuje. Ciekawe, czy on sam tego próbował, skoro w ogóle nie opuszcza swojego gabinetu - mruknął loczek. - Tęsknię za tym, jak moja mama kiedyś mi gotowała... - dodał z rozmarzeniem, opierając brodę na ręce.
- Dziwne, że Cię jeszcze nie otruła. Ja bym się zabił albo wykończył nerwowo, gdybym miał takiego dzieciaka jak Ty. Skoro już jesteś irytujący, nie chcę nawet myśleć jaki byłeś...
  Nie zdążył dokończyć, bo ilość zielonej papki wylądowała wprost na jego twarzy. Harry zaniósł się głośnym śmiechem tak, że wszyscy zwrócili na niego swoją uwagę. Blondyn starł zielone paskudztwo ze swojej twarzy serwetką, i spojrzał na niego ze spokojem.
- Śmiej się śmiej. Kiedy będziesz spał, narysuję Ci...
- Przestańcie -  zachichotałam. - Zachowujecie się jak dzieci.
- Odezwała się ta, co je jak kurczak - wywrócił oczami. - Au! - krzyknął zaskoczony, łapiąc się za ramię, w które go uderzyłam. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem. - A więc to tak odwdzięczasz mi się...
  Rzuciłam mu ostre spojrzenie. Od razu zamilkł.
-  Brace kazał nam się stawić w sali treningowej o 18. A, i Alice mówi że ma dla nas jakąś niespodziankę - uśmiechnęłam się.
- Alice? - zapytał zaskoczony Andy.
- No chyba jasno powiedziała - zachichotał brunet. Ja również ledwo powstrzymałam śmiech. Ich dzisiejsze kłótnie skutecznie poprawiały mi humor.

  Po zjedzeniu śniadania odstawiliśmy tacki na lad kuchenny i ruszyliśmy całą trójką do ogrodu. Rozkoszowałam się pięknym dniem. Wiedziałam, że długo to nie potrwa. Myśl o kolejnych ćwiczeniach odbierała mi całą ochotę na wszystko.
  Przypomniałam sobie samotne poranki, które teraz widziałam jakby przez mgłę. Stary pokój na strychu, sztaluga stojąca w kącie mojego pokoju z rozpoczętym obrazem, toaletka na której walały się różne koraliki, kosmetyków nie używałam. Przypomniałam sobie czas, kiedy wieczorem siadałam na parapecie mojego okna i podziwiałam księżyc wiszący nad Londynem oraz migoczące światła, które gasły w oddali. Jakaś część mnie pragnęła cofnąć się wstecz i znowu poczuć się wolna, niezależna, bezpieczna. Nie musiałam być na niczyje rozkazy, wstawałam wtedy, kiedy chciałam, kładłam się spać, kiedy chciałam. Robiłam co chciałam. Fakt faktem czasami było to męczące i bolesne - siedzenie samemu w czterech ścianach, bez możliwości odezwania się do kogoś. Jednak teraz moje życie już nigdy nie miało być takie, jak kiedyś.
- Halo, ziemia do Lily! - pomachał mi ręką przed twarzą Andy. Zdałam sobie sprawę że przez cały czas gapiłam się tępo w swoje buty.
- M, słucham? - rozejrzałam się zdezorientowana.
- Pytałem się Ciebie, czy nie miałabyś ochoty dziś wyskoczyć z nami na imprezę - pokręcił głową. - Wszystkie dziewczyny muszą takie być? Raz nie można ich już słuchać, bo gadają jak najęte, a następnym razem zamykają się w swoim własnym, wyidealizowanym świecie i zupełnie się odcinają od tego realnego - wyrzucił ręce w górę, ukazując swoje sfrustrowanie.
- Wiesz, wtedy to nie byłyby dziewczyny - wytknęłam mu język. - Ale chętnie pójdę. Przyda mi się trochę rozrywki - wyciągnęłam przed siebie ręce.
- Świetnie - uśmiechnął się do mnie. - Ja lecę. Idziecie? Czy chcecie zostać?
- Idziemy - poderwałam się z miejsca. Myśl, że miałabym zostać sama z Harrym, niezbyt mi się uśmiechała, zwłaszcza na to, co powiedział mi poprzedniego wieczoru.
  Andy ruszył szybkim krokiem przed siebie.
- Liczę, że założysz coś... ciekawego - szepnął mi do ucha loczek i ruszył za nim. Potrzebowałam chwili, żeby dojść do siebie.

___

NA POCZĄTKU ZASTANAWIAM SIĘ NAD ZMIANĄ ADRESU BLOGA NA KRÓTKĄ I ŁATWIEJSZĄ DO ZAPAMIĘTANIA!
I jak Wam się podobało? Mam nadzieję że opinie są pozytywne, i nie macie jakiegoś do mnie wielkiego żalu.
I chciałabym tu wytłumaczyć sprawę komentarzy, na których temat, ach, tak rozlegle wypisywaliście się w komentarzach.
Chodzi o to, że kiedy widzę nowy komentarz, w którym czytelnik wygłasza swoją opinię na temat rozdziału czy całego mojego opowiadania, wiem że nie robię tego tylko dla siebie, i wiem, że ktoś to czyta i DOCENIA MOJĄ PRACĘ. PONADTO - każdy komentarz jest bardzo mocną motywacją do dalszego pisania, ta mała grupa wsparcia JEST DLA MNIE BARDZO WAŻNA. I nie chodzi o to, że ja na Was wymuszam. Ja po prostu Was informuję, a to, czy zdecydujecie się dodać komentarz czy nie, zależy od Was :)
Więc krótko, zwięźle i na temat: komentarze są czymś w rodzaju motywacji i znakiem, że to co robię nie jest tylko dla mnie tylko dla szerszego grona czytelników. Wiem wtedy, że moja praca nie idzie na marne i ktoś ją docenia, wygłaszając swoją opinię.
Całuję mocno, i postaram się, aby nowy rozdział pojawił się ok 28 MAJA.
Buziaki :*