poniedziałek, 19 maja 2014

Rozdział 12- WELCOME EVERYBODY, SUPRISE! ~

Krótki wstęp...
Postanowiłam wrócić! Może niektórzy z Was się cieszą, bo wiem że miałam kilku stałych czytelników, dlatego też do nich jest właśnie skierowana ta informacja.
Dlaczego postanowiłam wrócić? Brakowało mi bloga. Brakowało mi pisania dla WAS. I uznałam, że skoro już tak daleko zaszłam na tym właśnie blogu, nie mogę z niego rezygnować.
DLATEGO WITAM WAS GORĄCO ROZDZIAŁEM 12 !
______________________
Tupot naszych stóp odbijał się echem kiedy w szaleńczym biegu przemierzaliśmy kręte i ciemne uliczki Londynu. Rozwiązane sznurówki moich trampek plątały się pomiędzy moimi nogami, całe brudne- kiedy przed piętnastoma minutami był jeszcze białe. Głośny ryk dobiegł do moich uszu powodując, że wzdłuż mojego kręgosłupa przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Instynktownie ścisnęłam w swojej drobnej dłoni rękojeść miecza.
  Kiedy odebrałam telefon od Alice i usłyszałam jej głos pełen strachu i napięty niczym struna, wiedziałam że dobrze nie jest. Byłam zła na Andy'ego że mnie okłamał i nie powiedział o spotkaniu z moją ciotką. Ciotką, która jak na swój wiek jest niezwykle atrakcyjną kobietą bez żadnej zmarszczki.
  Poczułam jak ktoś chwyta mnie za rękę i ciągnie do przodu, zmuszając tym samym do szybszego biegu. Kropelki potu na karku skleiły kilka włosków, sprawiając tym samym że moja koszulka się do niego przykleiła. Serce boleśnie łomotało o moją klatkę piersiową, zasychało mi w ustach. Adrenalina buzowała mi w żyłach, co odrobinę znieczulało strach kłębiący się we mnie od środka.
-Tędy!- krzyknął Andy, wskazując palcem na przejście między dwoma starymi, opustoszałymi budynkami, które prowadziły na główną ulicę. Wypadliśmy na chodnik, cali zmęczeni. Oparłam się plecami o chłodną ścianę budynku i się po niej zsunęłam na ziemię.
-Lily, wszystko okej?- zapytał Harry, kiedy schowałam głowę między nogi. Powoli kręciło mi się w głowie.
- Um, tak- mruknęłam, zasłaniając się rękami. Usiadł obok mnie i złapał za ramię. Zaczął je lekko pocierać, jakby próbował mnie uspokoić.
- Zadzwonię do Alice i powiem żeby kogoś po nas przysłała- rzucił blondyn i odszedł kawałek dalej od nas, aby na spokojnie porozmawiać.
  Byłam zmęczona. Nie tylko tym biegiem- ogólnie całą tą chorą sytuacją. Ugh, że też musiałam spotkać wtedy Harry'ego. Może gdyby nie to wiodłabym dalej normalne, samotne i spokojne życie.
  Ale nie wiedziałabym że mam matkę i brata.
To śmieszne jak nieświadomi możemy być tego, co się zdarzyło kiedyś, dawniej. Mogło mieć to znaczny wpływ na nasze życie dzisiaj, a my o tym nawet nie wiedzieliśmy. Oto idealny przykład na to że wszyscy za szybko pędzimy do przodu, na ślepo, zamiast zatrzymać się i pomyśleć- o tym, czego nam trzeba, co kochamy, na co powinniśmy przeznaczyć znaczną część naszego życia. Ale człowiek jest tak pochłonięty przez wir pracy że nie zwraca uwagi na takie rzeczy. Smutne, ale prawdziwe.
- Już ktoś po nas jedzie- poinformował nas Andy, wracając na swoje miejsce. Przez cały ten czas ani ja, ani Harry się do siebie nie odzywaliśmy.
-Co to w ogóle było..- wyszeptałam zdławionym głosem, próbując opanować swoje drżące ciało.- Nigdy w życiu nie słyszałam jeszcze tak przeraźliwego ryku..
-Bo on raczej nie należał do tych normalnych- szepnął Harry.- Zimno Ci? Chcesz moją kurtkę?
- Nie, dziękuję- pokręciłam przecząco głową.
  Andy podszedł do krawędzi chodnika i się lekko za niego wychylił.
- Jadą po nas- poinformował.

***
  Siedziałam znowu w gabinecie Georga owinięta grubym, siwym kocem w jednym z niesamowicie wygodnych foteli znajdujących się w jego gabinecie. W dłoni trzymałam tradycyjnie kubek gorącej herbaty i opowiadałam Alice oraz reszcie co się wydarzyło podczas naszego wypadu do Londynu. Harry i Andy pomogli mi czasami, kiedy coś przeoczyłam. Kiedy skończyłam, wypuściłam głośno powietrze z płuc.
-I to by było na tyle- podsumowałam.
  Alice zmarszczyła brwi. Bawiłam się łyżeczką w kubku, kiedy nikt się nie odezwał.

***
  Obudziłam się nad ranem, kiedy niebo było jeszcze pokryte warstwą grubych i ciemnych chmur. Przez cały czas leżałam i się wpatrywałam za to, co jest za oknem, myśląc o mamie i o bracie. Tak bardzo chciałam ich przytulić. Poczuć ich dotyk, poznać ich zapach, usłyszeć te cudne głosy. Ale nie mogłam.
  Jednak przysięgłam sobie że to zrobię. Nieważne jaka będzie tego cena.
Kiedy słońce zaczęło powoli wychylać się zza chmur, wyskoczyłam z łóżka i ruszyłam w kierunku łazienki. Rozczesałam swoje splątane włosy, spryskałam twarz zimną wodą i wskoczyłam pod prysznic z żelem cytrynowym w ręku. Umyłam się dokładnie, po czym otuliłam się czystym, białym ręcznikiem. W każdej łazience tutaj znajdował się podobny ręcznik.
  Ubrana w legginsy oraz bluzę opuściłam zaparowaną łazienkę. Rzuciłam wszystkie rzeczy na łóżko i sięgnęłam po telefon. Była 8:24 rano. Odłożyłam go z powrotem na łóżko i cicho wymknęłam się z pokoju.

  Maszerowałam sama opustoszałymi korytarzami. Miałam dziwne wrażenie że postaci namalowane na obrazach odprowadzają mnie wzrokiem kiedy je mijałam, a puste zbroje poustawiane w kątach szczerzą się do mnie złowrogo. Stłumiłam w sobie strach. Moje kroki odbijały się głośno od marmurowej posadzki.
- No proszę, ranny ptaszek do nas zawitał - usłyszałam za sobą nieznajomy głos. Podskoczyłam przestraszona i odwróciłam się za siebie.
  Przede mną stał chłopak. Miał czarne włosy, jak u kruka, które mocno kontrastowały z jego bladą cerą oraz dużymi, złotymi prawie że oczami, które okalały długie i gęste rzęsy. Przypominał jej trochę Andy'ego, ale postawą był jak Harry- arogancja i zgrabność - tak bym opisała jego ruchy, kiedy lekkim krokiem ruszył w moją stronę. Poruszał się z zadziwiającą gracją, lekkie kołysanie ramion, swobodne ruchy. Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Przepraszam, jeżeli Cię wystraszyłem - wzruszył ramionami. Był przystojny.
- Nic się nie stało - wydukałam.
- Nigdy nie sądziłem, że przyjdzie mi taki zaszczyt spotkać osobiście samą Lily White.
  Moje brwi powędrowały w górę.
- Jaki zaszczyt?- spiorunowałam go wzrokiem. Nienawidzę, kiedy ktoś mówi o mnie tak, jakbym była ósmym cudem świata.
- No wiesz... W końcu jesteś córką.. Zresztą, nieważne - machnął ręką, jakby chciał odtrącić muchę. - Chciałem tylko się przekonać, czy jesteś taka, jak wszyscy mówią.
- Czyli jaka?
  Posłał mi tylko tajemniczy uśmiech, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył w głąb korytarza. Miałam ochotę za nim pobiec, zapytać kim jest i o co chodzi, ale zmusiłam się do odwrócenia się w drugą stronę. Ruszyłam w dalszym kierunku, rozmyślając o chłopaku, który był jakby krzyżówką Andy'ego i Harry'ego.

***
- Dziobiesz to jak kurczak.
- Zamknij się.
  Siedzieliśmy w trójkę przy stole w stołówce. Gmerałam widelcem w zielonej papce, którą dziś serwował nasz kucharz. Miała niezbyt atrakcyjny wygląd, wyglądała bowiem jakby ktoś zwymiotował papką zielonych liści. A i sam zapach nie był również zachęcający- mdły. Chciałam już rzucić nią w Harry'ego.
- Ale słodki kurczaczek - dodał Andy, biorąc dzielnie łyżkę z papką do ust. Skrzywił się, i odsunął od siebie tacę. - Walić to. Wolę chodzić cały dzień głodny, niż później wymiotować w kiblu tym świństwem
  Zaśmiałam się cicho. Również odstawiłam swoją tackę na bok, jednak chwyciłam z niej jeszcze zielono - czerwone jabłko.
- George twierdzi że on świetnie gotuje. Ciekawe, czy on sam tego próbował, skoro w ogóle nie opuszcza swojego gabinetu - mruknął loczek. - Tęsknię za tym, jak moja mama kiedyś mi gotowała... - dodał z rozmarzeniem, opierając brodę na ręce.
- Dziwne, że Cię jeszcze nie otruła. Ja bym się zabił albo wykończył nerwowo, gdybym miał takiego dzieciaka jak Ty. Skoro już jesteś irytujący, nie chcę nawet myśleć jaki byłeś...
  Nie zdążył dokończyć, bo ilość zielonej papki wylądowała wprost na jego twarzy. Harry zaniósł się głośnym śmiechem tak, że wszyscy zwrócili na niego swoją uwagę. Blondyn starł zielone paskudztwo ze swojej twarzy serwetką, i spojrzał na niego ze spokojem.
- Śmiej się śmiej. Kiedy będziesz spał, narysuję Ci...
- Przestańcie -  zachichotałam. - Zachowujecie się jak dzieci.
- Odezwała się ta, co je jak kurczak - wywrócił oczami. - Au! - krzyknął zaskoczony, łapiąc się za ramię, w które go uderzyłam. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem. - A więc to tak odwdzięczasz mi się...
  Rzuciłam mu ostre spojrzenie. Od razu zamilkł.
-  Brace kazał nam się stawić w sali treningowej o 18. A, i Alice mówi że ma dla nas jakąś niespodziankę - uśmiechnęłam się.
- Alice? - zapytał zaskoczony Andy.
- No chyba jasno powiedziała - zachichotał brunet. Ja również ledwo powstrzymałam śmiech. Ich dzisiejsze kłótnie skutecznie poprawiały mi humor.

  Po zjedzeniu śniadania odstawiliśmy tacki na lad kuchenny i ruszyliśmy całą trójką do ogrodu. Rozkoszowałam się pięknym dniem. Wiedziałam, że długo to nie potrwa. Myśl o kolejnych ćwiczeniach odbierała mi całą ochotę na wszystko.
  Przypomniałam sobie samotne poranki, które teraz widziałam jakby przez mgłę. Stary pokój na strychu, sztaluga stojąca w kącie mojego pokoju z rozpoczętym obrazem, toaletka na której walały się różne koraliki, kosmetyków nie używałam. Przypomniałam sobie czas, kiedy wieczorem siadałam na parapecie mojego okna i podziwiałam księżyc wiszący nad Londynem oraz migoczące światła, które gasły w oddali. Jakaś część mnie pragnęła cofnąć się wstecz i znowu poczuć się wolna, niezależna, bezpieczna. Nie musiałam być na niczyje rozkazy, wstawałam wtedy, kiedy chciałam, kładłam się spać, kiedy chciałam. Robiłam co chciałam. Fakt faktem czasami było to męczące i bolesne - siedzenie samemu w czterech ścianach, bez możliwości odezwania się do kogoś. Jednak teraz moje życie już nigdy nie miało być takie, jak kiedyś.
- Halo, ziemia do Lily! - pomachał mi ręką przed twarzą Andy. Zdałam sobie sprawę że przez cały czas gapiłam się tępo w swoje buty.
- M, słucham? - rozejrzałam się zdezorientowana.
- Pytałem się Ciebie, czy nie miałabyś ochoty dziś wyskoczyć z nami na imprezę - pokręcił głową. - Wszystkie dziewczyny muszą takie być? Raz nie można ich już słuchać, bo gadają jak najęte, a następnym razem zamykają się w swoim własnym, wyidealizowanym świecie i zupełnie się odcinają od tego realnego - wyrzucił ręce w górę, ukazując swoje sfrustrowanie.
- Wiesz, wtedy to nie byłyby dziewczyny - wytknęłam mu język. - Ale chętnie pójdę. Przyda mi się trochę rozrywki - wyciągnęłam przed siebie ręce.
- Świetnie - uśmiechnął się do mnie. - Ja lecę. Idziecie? Czy chcecie zostać?
- Idziemy - poderwałam się z miejsca. Myśl, że miałabym zostać sama z Harrym, niezbyt mi się uśmiechała, zwłaszcza na to, co powiedział mi poprzedniego wieczoru.
  Andy ruszył szybkim krokiem przed siebie.
- Liczę, że założysz coś... ciekawego - szepnął mi do ucha loczek i ruszył za nim. Potrzebowałam chwili, żeby dojść do siebie.

___

NA POCZĄTKU ZASTANAWIAM SIĘ NAD ZMIANĄ ADRESU BLOGA NA KRÓTKĄ I ŁATWIEJSZĄ DO ZAPAMIĘTANIA!
I jak Wam się podobało? Mam nadzieję że opinie są pozytywne, i nie macie jakiegoś do mnie wielkiego żalu.
I chciałabym tu wytłumaczyć sprawę komentarzy, na których temat, ach, tak rozlegle wypisywaliście się w komentarzach.
Chodzi o to, że kiedy widzę nowy komentarz, w którym czytelnik wygłasza swoją opinię na temat rozdziału czy całego mojego opowiadania, wiem że nie robię tego tylko dla siebie, i wiem, że ktoś to czyta i DOCENIA MOJĄ PRACĘ. PONADTO - każdy komentarz jest bardzo mocną motywacją do dalszego pisania, ta mała grupa wsparcia JEST DLA MNIE BARDZO WAŻNA. I nie chodzi o to, że ja na Was wymuszam. Ja po prostu Was informuję, a to, czy zdecydujecie się dodać komentarz czy nie, zależy od Was :)
Więc krótko, zwięźle i na temat: komentarze są czymś w rodzaju motywacji i znakiem, że to co robię nie jest tylko dla mnie tylko dla szerszego grona czytelników. Wiem wtedy, że moja praca nie idzie na marne i ktoś ją docenia, wygłaszając swoją opinię.
Całuję mocno, i postaram się, aby nowy rozdział pojawił się ok 28 MAJA.
Buziaki :*

piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 11

 Krótka informacja.
Ze względu na malejącą liczbę komentarzy, jestem znowu do tego zmuszona.
Następny rozdział pojawi się kiedy pod tym będzie min. 10 komentarzy. Blog zostaje wznowiony.
Pozdrawiam, Julia.

 Noc.
Jest to najciemniejsza strona doby. Nie tylko pod względem tego że wtedy wszystko jest skąpane w mroku oświetlone jedynie bladym światłem księżyca wiszącego na niebie. To wtedy, kiedy panuje idealna cisza, wszystkie Twoje myśli zlewają się w jedno. Jesteś wtedy sam, nie możesz od nich uciec bo nie masz jak, dokąd. Toczysz z nimi wojnę, którą i tak zawsze przegrywasz. Kolejny raz z rzędu.

  Przez chwilę siedzieliśmy w zupełnej ciszy, przerywanej jedynie naszymi cichymi oddechami. Wiedział, że mam rację. Może to właśnie była idealna chwila żeby się nawzajem poznać, odkryć? Nauczyć się tej drugiej osoby.
- Czym się zajmujesz?- zapytałam cicho. Nigdy nie wspominał mi o tym, skąd ma te wszystkie pieniądze. Spojrzał na mnie niepewnie, zaskoczyła mnie złość w jego oczach. Podniósł się gwałtownie z miejsca, zaciskając dłonie w pięści. Nie zaszczycając mnie więcej swoją obecnością wymaszerował z pokoju, trzaskając drzwiami. Skuliłam się.
  Westchnęłam, chowając twarz w dłoniach. Nie mogłam go rozgryźć. Nadal był jedną wielką zagadką, a ja nadaremno próbowałam ją rozwiązać. Spojrzałam na świat pokryty już białym puchem, wszystko prezentowało się jeszcze bardziej magicznie. Wstałam z miejsca.
  Szłam sama, opustoszałym korytarzem. W kątach wisiały pajęczyny, zastanawiałam się ile Dom ma już lat. Skręciłam w prawo, kierując się do gabinetu Georga. Miałam nadzieję że go tam znajdę, i nie myliłam się. Kiedy uchyliłam cicho drzwi, dostrzegłam jego postać siedzącą w fotelu przy kominku. Kiedy mnie usłyszał, odwrócił się w moją stronę.
- Witaj, Lily- przywitał się ze mną najzwyczajniej w świecie Brace.
- Przepraszam, myślałam że znajdę tu Georga- odpowiedziałam zakłopotana, czując że na moje policzki wkrada się lekki róż.
- Nic się nie stało. Masz może ochotę na kubek gorącej czekolady?- zapytał przyjaźnie. Skinęłam lekko głową i wpełzłam do ciemnego pomieszczenia, zajmując miejsce na fotelu obok. Po chwili podał mi kubek wypełniony gorącą cieczą. Chwyciłam go ostrożnie, nie chcąc dotykać znowu jego zimnej dłoni. Wydukałam z siebie ciche dziękuję i wzięłam dość spory łyk. Była pyszna.
- Nie sądziłem że kiedykolwiek będę miał okazję usiąść przy kominku, z gorącą czekoladą z samą White- zaśmiał się cicho, wpatrując się w ogień. Może udałoby mi się wyciągnąć coś od niego, coś, czego nie powiedział mi George.
- Nie lubię jak ktoś mówi o mnie w ten sposób- skrzywiłam się, nie kryjąc swojego rozdrażnienia.
- Musisz się do tego przyzwyczaić- stwierdził.
  Odchyliłam się lekko do tyłu, wtulając się bardziej w fotel. Nogi podkurczyłam pod samą brodę, a na kolanach trzymałam gorący kubek. Ciepło, jakie dawał kominek skutecznie ocieplało całe pomieszczenie.
- Znałeś moją mamę?- zmarszczyłam brwi, kiedy uśmiechnął się lekko, nie patrząc na mnie. Czekałam w skupieniu, aż coś powie.  Wiele razy wyobrażałam sobie mamę, ale usłyszenie jaka była naprawdę, było o wiele lepsze niż jakieś marne wyobrażenia.
- Brook należała do osób, które zawsze musiały postawić na swoim. Kiedy patrzę na Ciebie, widzę dokładnie ją. Oprócz wyglądu odziedziczyłaś po niej również charakter- jego oczy bez źrenic w końcu skierowały się na moją twarz. Spojrzałam w dół. Byłam taka jak mama. To coś pięknego.
- A...a mój tata?- wydusiłam z siebie. Ojca nigdy sobie nie wyobrażałam, a fakt, że on nadal mnie szuka, sprawiał że automatycznie w moich oczach pojawiały się łzy. Tak i było tym razem.
  Dlaczego ona mnie oddała do Domu Dziecka, nie mówiąc o niczym ojcu? Nie wiem, czy kiedykolwiek poznam na to pytanie odpowiedź.
- Ma na imię Charlie, poznali się podczas Travle, czyli wojny w 1970 roku z demonami ze Świata Cieni. Była to pierwsza wojna z Parilante na czele od 300 lat. Brook wtedy prawie że oddała za niego życie, z resztą, tak jak za wielu ludzi wtedy. Został ranny i wtedy przynieśli go do mnie. Obóz na całe szczęście nie został zaatakowany, bo cała bitwa toczyła się kilkanaście mil dalej. Wtedy pierwszy raz widziałem ją tak przerażoną, kiedy obejmowała Charliego w pasie. Był nieprzytomny, miał rozciętą rękę oraz nogę, złamane kilka kości, ale najbardziej przerażał ją fakt, że został zatruty jadem Gerstmola, zazwyczaj wystarczy godzina żeby było już po Wojowniku. A ona zrobiła wszystko i go do mnie przyprowadziła. W porę udało mi się go uratować. Na szczęście pozostali wygrali wojnę, pomimo tego że wielu z nas wtedy poległo. A Brook zaczęła się spotykać z Twoim ojcem.
W bodajże 1973 roku, 13 marca wzięli ślub a niedługo potem Brook przybiegła do mnie z wiadomością, że jest z Tobą w ciąży.
  Słuchałam tego wszystkiego z zapartym tchem. Brace powiedział mi wszystko, żeby zaspokoić moją ciekawość na temat rodziców.
Mama oddała prawię za tatę życie.
  Wojna z Parilante. Na samą myśl o nim przechodziły mnie nieprzyjemne dreszcze, byłam wtedy bliska paniki.
- Przyjaźniłeś się z moją mamą?
- Tak- skinął głową.- Nadal próbuję zdobyć jakieś wieści na temat niej. Ale bez rezultatów. Obawiam się, że tylko ty jesteś do tego zdolna.
- Kiedy będę mogła zacząć szkolenie? I jak ono będzie wyglądało?- zapytałam. Poprawiłam się w fotelu, wpatrując się wyczekiwanie w Brace'a.
- Myślę, że już jutro. Będziesz ćwiczyła łucznictwo, jazdę konną oraz ćwiczyć umysł. Później dopiero walkę i symbole.
***
Harry
  Nienawiść. Nie sądzicie, że to bardzo mocne słowo? Ja tak. I właśnie dlatego nienawidzę siebie. Nienawidzę tego, kim jestem. Nienawidzę siebie za to, że ciągle jestem zmuszany do kłamstwa. Że ciągle muszę stawać po tej ciemnej stronie, nie mogąc zasmakować dobra i rozkoszować się jego smakiem.
  Ale jakbym stanął po stronie prawdy, Lily znienawidziłaby mnie.
Prawda ma jednak gorzki posmak.

  Włóczyłem się bez celu po ogrodzie. Biały puch wirował w powietrzu, jakby ktoś potrząsnął szklaną kulą wypełnioną cekinami. Osadzał się na drzewach, trawie, dachach, parapetach, kwiatach. Na mojej kurtce oraz włosach. 
  Byłem zbyt zagubiony. Dlaczego dziadek mnie okłamywał. Dlaczego nie powiedział mi tego, kim jestem.
I dlaczego wplątałem się w biznes Charliego. W środku byłem rozdarty, z desperacji kopnąłem wielką bryłę śniegu, próbując powstrzymać chęć krzyknięcia.
- Harry?- cichy i melodyjny głos sprawił że odwróciłem w jego stronę głowę, cały czerwony od gotujących się we mnie w środku emocji. Przede mną stała drobna dziewczyna ubrana jedynie w cienką kurtkę. Wiatr rozwiewał jej długie, brązowe włosy a twarz była jeszcze bardziej blada, idealnie pasowała do śniegu otaczającego nas wokoło. Usta miała sine od zimna, próbowała się trochę ogrzać otaczając się ramionami.
  Serce ścisnęło mi się z żalu.
- Lily- wyszeptałem bezgłośnie, a cały ogień który wariował w środku mnie, przestał, ucichł, z nagłą siłą. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę dziewczyny, zdejmując po drodze płaszcz. Stanąłem naprzeciwko brunetki i pomogłem jej go włożyć. Spojrzała na mnie wdzięcznym wzrokiem.
- Teraz Tobie będzie zimno- zaszczebiotała zębami. Zapiąłem guziki.
- Mam sweter, spokojnie- uśmiechnąłem się lekko i odgarnąłem kosmyki włosów które błąkały się po jej twarzy.- Chodź do środka- wziąłem ją za łokieć i poprowadziłem w stronę dużych drzwi którymi wyszedłem. Znaleźliśmy się w małym, ciemnym pomieszczeniu a w powietrzu było czuć wilgoć.
- Jak znalazłeś to miejsce?- zapytała Lily, oglądając się dookoła. Wzruszyłem ramionami.
- Tak jakoś wyszło, zawędrowałem tu kiedy włóczyłem się po korytarzu.
Już otworzyła usta żeby coś powiedzieć ale szybko się rozmyśliła i je zamknęła, spuszczając wzrok. Westchnąłem cicho, wiedziałem o co chciała zapytać. Ten moment był nieunikniony.
Żadne z nas się nie odzywało, nadaremno próbowałem złapać jej wzrok ale ona skutecznie mi się wywijała. Dlaczego do jasnej cholery po prostu jej tego nie powiem?
Bo jesteś tchórzem, odezwał się w mojej głowie głos.
- Chodźmy- powiedziałam cicho Lily, ostrożnie wchodząc po kamiennych schodach. Jej kroki echem odbijały się w pomieszczeniu. Ruszyłem tuż za nią, omijając gromadzące się kałuże. Pchnęła ciężkie drzwi i znowu znaleźliśmy się na korytarzu.
- Gdzie zamierzasz pójść?- stanąłem obok niej odbierając płaszcz.
- Do Sali. Brace kazał na tam być o równej 16. Zaczynamy szkolenie.
  No tak. Szkolenie.
- Czyli mamy niewiele czasu- podrapałem się po głowie, patrząc na zegarek.- Jest 15.45 czyli mamy 15 minut. Lepiej chodźmy.
- A gdzie Andy?- zapytała nagle a jej oczy szeroko się otworzyły. Widziałem w nich lekką panikę.- Nie widziałam go od momentu...
- Tego?- cichy śmiech blondyna dobiegł do naszych uszu. Brunetka odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się do Andy'ego. Przytuliła go na powitanie, czego nigdy nie miała zwyczaju robić ze mną. Zazdrość?
-Gdzieś ty się podziewał?- zmarszczyła brwi i poczochrała go za włosy. Kolejna czynność która wywołała u mnie zazdrość.
- Byłem z Alice- odpowiedział z lekkim uśmiechem.
  Ciekawe co robili.
- Chodźmy, bo Brace się wścieknie- dziewczyna ruszyła w dalszym kierunku. Spojrzeliśmy na siebie z Andym i ruszyliśmy za nią.

Lily
  Denerwowałam się. Strach powoli wypełniał każdą komórkę mojego ciała, paraliżując mnie całą. Nakazałam sobie spokój, jednak niewiele to dało. Przecież to nic takiego, przecież to nic takiego.
  Kiedy stałam na środku sali wraz z chłopcami przestępowałam z nogi na nogę. Kilka razy Harry uspokoił mnie kładąc swoją dłoń na moim ramieniu. Dziękowałam wtedy Bogu że chociaż on wie co się ze mną dzieje.
  Drzwi się otworzyły i do środka wszedł Brace w swojej szacie. Praktycznie nie słychać było jego kroków, wydawało się, że sunął w powietrzu. Stanął naprzeciwko nas.
- Umysł. Nikt nie potrafi do niego wejść, z wyjątkiem Was. Jest to Wasza świątynia ale musicie nauczyć się z niej czytać, co jest niezwykle trudne. Niewielu z Was rozumie to, co teraz mówię, prawda? Więc tak. Żeby uzyskać lepszy dostęp do swojego umysłu i nauczyć się z niego czytać, trzeba osiągnąć maksymalny stan skupienia. Wtedy możecie zrobić rzeczy, o których zwykły śmiertelnik może pomarzyć. Musicie skoncentrować się na jednym punkcie i wokół niego krążyć niczym satelita. Lily, podejdź tu proszę, do mnie.
  Spojrzałam na niego niepewnie. To wszystko wydawało się piekielnie trudne. Moje nogi znowu nie chciały wykonać mojego rozkazu. Uspokój się, weź głęboki oddech, i idź. Tak też zrobiłam.
Stanęłam obok Brace'a i nerwowo czekałam aż zacznie wydawać mi jakieś polecenia.
- Usiądź- wskazał na zimną podłogę. Zrobiłam tak jak kazał. Podłoga była twarda i zimna, niezbyt mi się to podobało. Usiadł naprzeciwko mnie.- Teraz musisz sobie wyobrazić, że nas tu nie ma. Że istniejesz tylko ty. Wybierz sobie jeden punkt i myśl teraz tylko o nim. Może to być osoba, przedmiot, miejsce, sytuacja. Cokolwiek. Byleby tylko było to jakieś centrum. Później proszę,kiedy będziesz czuła że jesteś gotowa, odwróć rękę w taki sposób, aby widać było nadgarstek. Pamiętaj, że umysł jest Twoją świątynią i nikt nie ma do niego wstępu, także ja,więc możesz być spokojna. Ale musisz zrozumieć to, co on Ci podpowiada, dobrze?
Skinęłam głową. Zamknęłam oczy czując zdenerwowanie. Spróbowałam opanować swoje ciało i po kilku minutach siedziałam już zupełnie odprężona.
Mama.
Teraz to wokół niej kręcił się cały mój świat. Codziennie zasypiałam z myślą jak wygląda, jaka jest. I z nadzieją że ją odnajdę.
Nagle miałam wrażenie że stoję pośrodku dużego pokoju o białych ścianach. Wszędzie było pusto, żadnych okien. Rozejrzałam się zdezorientowana a moje długie włosy odgarnęłam do tyłu. Cisza, znowu ta przeraźliwa cisza. Usłyszałam za sobą jakiś dźwięk więc odwróciłam się w tym kierunku.
  Przede mną ukazała się postać w białej szacie z anielskimi skrzydłami wyrastającymi z tyłu. Włosy były jakby z platyny, spływały kaskadą po ramionach.Kiedy spojrzałam istocie w oczy poczułam jak moje zachodzą mi łzami. Widziałam w nich dobro i nadzieję. Zdawały się przemawiać do mnie w jakimś obcym języku ale go rozumiałam. Poczułam jak słona łza spływa po moich policzku, a kiedy Anioł to ujrzał, podpłynął do mnie. Chciałam się cofnąć onieśmielona jego bliskością, ale nie mogłam. Wyciągnął białą dłoń i dotknął ją mojego policzka. Zamknęłam oczy kiedy poczułam jego dotyk. Zimny, ale najdelikatniejszy jaki w życiu czułam. Otworzyłam oczy ale łzy nadal z nich wypływały, spływając na podłogę.
Czułam że to ten moment i obróciłam rękę tak, jak kazał Brace.
Otworzyłam oczy czując jak jestem cała spocona. Oddech miałam szybki, urywany. Po policzkach ciekły mi łzy, przeniosłam wzrok na nadgarstek gdzie widniał tatuaż.Teraz lśnił się na srebrno, wszystkie linie.
- Wiedziałem- uśmiechnął się Wojownik. Nie wiedziałam o co chodzi ale to mnie trochę łaskotało.- Lily, jeżeli w takim tempie uda Ci się przejść całe szkolenie, będziesz mogła wyruszyć za tydzień.
- Naprawdę?- szepnęłam zaskoczona.
-Tak. Umysł masz już w pełni opanowany. Teraz kolej na chłopców.
***
- Niesamowite!- szeptał zafascynowany George kiedy Brace opowiedział mu cały przebieg naszej dzisiejszej "lekcji". Siedziałam w tym samym fotelu kiedy rozmawiałam wcześniej z Wojownikiem.Chłopcy siedzieli niedaleko niej, pogrążeni w rozmyślaniach. Ciekawe o czym myślą.
- Lily, co ujrzałaś że to...doprowadziło Cię do takiego stanu?- zwrócił się do mnie ze zmarszczonymi brwiami i zaciekawionym spojrzeniem. Wbiłam się mocniej w fotel, czując narastającą gulę w gardle. Na wspomnienie o Aniele oczy automatycznie zachodziły mi łzami. George widząc co się ze mną dzieje dodał uspokajająco: - Nie denerwuj się, Lily. Jak nie chcesz to nie mów.
- To jej umysł, Merg- powiedział surowo Brace. Czyli że George miał na nazwisko Merg? George Merg, ciekawie.- Nikt nie powinien mieć do niego dostępu, z wyjątkiem jej. Ale odkąd pamiętam zawsze ciekawiły Cię te tajniki, prawda?
  Zaskoczył mnie sarkazm w jego głosie i wściekłe spojrzenie Georga. Starszy mężczyzna wyprostował się, zaszczycając mnie jedynie krótkim spojrzeniem.
- Tak, tak- mruknął w roztargnieniu. Posłałam Brace'owi pytające spojrzenie ale nic mi nie odpowiedział. Westchnęłam cicho.
- Możemy iść? Chciałabym pojechać do Londynu- westchnęłam cicho.
  Dłuższy pobyt w domu sprawiał że tęskniłam za tętniącymi życiem ulicami Londynu, dźwiękiem klaksonu na Abbey Road kiedy ktoś wymuszał pierwszeństwo, za świątecznymi wystawami w sklepach, za parkiem w którym zawsze można było podziwiać piękno przyrody w mieście, za spokojnym osiedlem na którym mieszkałam. Za codziennością. Wiedziałam jednak, że to już będą jedynie odległe marzenia zasłonięte mgłą Tego Świata.
- Oczywiście, oczywiście-wymamrotał George zza biurka przewracając kartki w jakimś segregatorze.- Masz jeszcze naszyjnik?- przeniósł wzrok znad okularów na mnie. Ujęłam w palce kryształ.- W takim razie nie widzę przeszkód.
***
  Wraz z Andym i Harrym przepychaliśmy się przez tłum panujący na ulicach. Charakterystyczny zapach piekarni "Cookies" unosił się w powietrzu, drzewka przy ulicach były ustrojone różnymi światełkami głównie w odcieniu bieli które wyraziście odznaczały się na tle szarego nieba. Brudny śnieg gromadził się w małych zaspach na chodnikach a na ulicach panowała jedna wielka chlapa. Spojrzałam z powątpieniem na swoje tenisówki, czułam już że skarpetki mam mokre, ale jakoś wcześniej nie było okazji kupić jakiś porządniejszych butów na taką pogodę. Wisiorek miałam ukryty za grubym, bordowym szalem który podarowała mi Alice przed wyjazdem, podobnie jak płaszcz koloru karmelu. Byłam jej wdzięczna zwłaszcza gdy pogoda niezbyt sprzyjała temu, abym mogła założyć swoją kurtkę.
- Którego dzisiaj mamy?- zapytał Andy, kątem oka spoglądając na sklep z porcelaną, ustrojony- jak większość sklepów- na świąteczny klimat.
- 15 Grudnia, czemu pytasz?- odpowiedziałam, szerokim krokiem omijając kałużę gromadzącą się na środku chodnika.
- Lily, za 9 dni mamy Wigilię- mruknął Harry, mrużąc oczy w blasku świateł taksówek i samochodów.
  Prawie zapomniałam o zbliżających się świętach. Chociaż nigdy ich nie obchodziłam, zazwyczaj siedziałam 24 Grudnia w swoim pokoju, tradycyjnie przy oknie, wpatrując się w biały puch za oknem. Nie składałam nikomu życzeń, ba, nie miałam nawet komu. Ten dzień powinno się spędzić z rodziną. Ironia losu.
- Ach tak- westchnęłam bez cienia podekscytowania. Może tegoroczne święta spędzone w Domu będą inne? Bardziej wyjątkowe?
  Skręciliśmy w prawo, kierując się na wschód. Tutaj ulice były spokojniejsze, jakiś Pan z psem ominął nas, krzycząc głośne: Wesołych Świąt, Miłego Wieczoru! po czym posłał nam najbardziej szczery i dobry uśmiech jaki w życiu widziałam. Był ubrany jedynie w stary, siwy płaszcz który gdzieniegdzie miał łatki oraz był postrzępiony. Miał na sobie za krótkie spodnie i jakieś brązowe buty z mokrymi czubkami a na głowie nosił beret koloru płaszczu, w czerwono-czarną kratę. Na jego widok serce ścisnęło mi się z żalu.
  W takich momentach powinniśmy nauczyć się doceniać to, co się ma. Widok tego mężczyzny; pomimo tego że nie należał do najbogatszych, potrafił cieszyć się tym pięknym dniem i doceniać to, co dał mu Pan Bóg. Pewnie w domu czekała na niego żona, dzieci, ba! Może nawet i wnuki. To, że otrzymał ten dzień, czyniło go najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Każda sekunda, minuta, godzina, były dla niego darem od Boga, to, że mógł go przeżyć. Poczułam że oczy zachodzą mi łzami kiedy odwróciłam głowę w jego stronę, skinął głową zdejmując z niej beret na powitanie jakiejś kobiecie ubranej w futro z czerwonymi rękawiczkami. Również życzył jej miłego wieczoru i wesołych świąt.
- Tak sobie myślę, że powinniśmy skoczyć coś zjeść. Znam niezłą knajpkę tu za rogiem- zaproponował Andy. Pokiwaliśmy z Harrym głowami i ruszyliśmy za blondynem.
  Knajpką okazał się być bar z przytulnymi czerwonymi firankami  wiszącymi w oknach oraz światełkami które je oplatały niczym węże. Wślizgnęliśmy się do środka, zajmując miejsce w najbardziej oddalonym miejscu, w kącie sali. Harry pomógł mi zdjąć płaszcz i usiadł naprzeciwko mnie a Andy poszedł zamówić trzy razy spaghetti i po herbacie. Rozejrzałam się po barze; nie był zbytnio zatłoczony, może co najmniej dziesięć osób zajmowało stoliki. Ściany miały kolor szafiru oraz jadowitej zieleni, na blacie przy barze były porozrzucane ulotki oraz stały jakieś kwiatki. Kilka obrazów wisiało na przeciwległej ścianie nad parą która jadła pizzę. Nie odzywaliśmy się z Harrym przez dłuższą chwilę, ciągle nie wyjaśnił mi swojego zachowania.
- Nie lubię jak jesteś taka obojętna.
Wzruszyłam ramionami, unikając jego wzroku. Odezwał się ten, co najbardziej się wszystkim przejmuje.
- Załapałam to od Ciebie- rzuciłam zgryźliwie, patrząc na niego z lekką złością która powoli się we mnie kiełkowała. Na moje stwierdzenie wywrócił tylko zniecierpliwiony oczami, zakładając ręce na piersi.
- Błąd. Ja jestem obojętny na wszystko co mnie otacza, ale nie na Ciebie -pochylił się w moją stronę.- A ty wręcz przeciwnie. Jesteś obojętna tylko w stosunku do mnie.
- Liczysz na to, że po tym co odstawiłeś wcześniej będę dla Ciebie potulna jak baranek? Harry, jesteś jedną wielką zagadką a ja nie mogę Cię rozgryźć. To naprawdę frustrujące - syknęłam cicho w jego stronę, opierając ręce na stole. Przez dłuższy moment patrzyliśmy sobie w oczy; ja ze złością a on z zamyśleniem. Żadne z nas już nic więcej nie powiedziało do czasu aż wrócił Andy niosąc kubki z herbatą.
- Proszę- uśmiechnął się do mnie, stawiając przede mną gorący napój. Podziękowałam grzecznie oplatając palce wokół kubka. Były zmarznięte na kość, bo zapomniałam rękawiczek, a herbata przyjemnie je ogrzewała.- Wyglądasz jakbyś miała za chwilę wybuchnąć. Coś się stało?
- Nie, skądże- zaprotestowałam szybko.- To od zimna.
- Dobrze dziś Ci poszło, ale nadal jestem ciekawy co takiego ujrzałaś że doprowadziło Cię to do łez, White- odparł luźno Harry. Pierwszy raz odezwał się do mnie po nazwisku na co nieprzyjemnie się wzdrygnęłam. Miałam ochotę wylać mu tę herbatę za koszulkę.
  Ze mną nie wygra.
- To mój umysł. Nikt nie powinien mieć do niego wstępu, z wyjątkiem mnie - powiedziałam słodkim głosem, cytując Brace'a. Skrzywił się kiedy to usłyszał.
- Okej...- brwi Andy'ego uniosły się w wyrazie zaskoczenia nie wiedząc o co naszej dwójce chodzi. Spojrzał z powątpieniem na Harry'ego a później przeniósł wzrok na mnie. Mrugnęłam do niego porozumiewawczo na co jego kąciki ust lekko drgnęły. Po chwili podeszła do nas kelnerka; miała na sobie obcisłe, czarne spodnie i krótką, sięgającą do pępka białą koszulkę. Postawiła przed nami spaghetti i zauważyłam że posyła Harry'emu spojrzenie. Oblizał wargi i grzecznie podziękował.
  A więc chce grać.
Nawinęłam makaron z sosem na widelec i wzięłam go do ust. Danie smakowało całkiem dobrze.
- Niezły teledysk- stwierdził blondyn, patrząc na duży, plazmowy telewizor wiszący na ścianie. Leciała akurat piosenka Jackona.
- Michael Jackson, "Who Is It"- wyjaśniłam.- Uwielbiam. Jest również jeszcze wiele, wiele innych.
- Nie wiedziałem, że go słuchasz.
- Zazwyczaj ludzie nie interesują się tym, jakiej muzyki słucham. Ale trudno. Legenda pozostanie legendą.
  Pokiwał twierdząco głową. Telefon zawibrował w mojej kieszeni. Wyjęłam go i spojrzałam na wyświetlacz. Nie znałam tego numeru, przesunęłam palcem po wyświetlaczy w geście odebrania.
- Lily- po drugiej stronie słuchawki zabrzmiał spanikowany głos Alice. Serce boleśnie załomotało o moją klatkę piersiową.- Macie szybko wracać do domu. Brace powiedział że demony III i IV stopnia pojawiły się w Londynie.
  Poczułam jak lekko kręci mi się w głowie wiedziałam że naszyjnik który podarowała mi Alice nie dawał przed nimi ochrony.
- Postaramy się wrócić jak najszybciej- wydusiłam z siebie, wstając gwałtownie z miejsca.
- W razie czego...- przerwała na moment, aby wziąć głęboki oddech.- Dałam Andy'emu na wszelki wypadek miecz. Ma go schowanego, bo poprosiłam go o to. Tak na wszelki wypadek.
  Spojrzałam na blondyna który zdezorientowany tak jak Harry wpatrywał się we mnie. Kiwnęłam głową.
- Dobrze. Do zobaczenia, Alice.
- Uważajcie na siebie.
Później rozniósł się tylko dźwięk sygnału.
***
- Jak to, do jasnej cholery?!- pytał zdenerwowany Harry kiedy szybkim krokiem przemierzaliśmy ulice. W środku cała byłam zdenerwowana, co chwila spoglądałam w najciemniejsze miejsca, aby upewnić się czy nic tam nie czyha. Zastanawiałam się jakim sposobem demony się tu znalazły, a gdy tylko o nich pomyślałam, natychmiast robiło mi się słabo a nogi miałam jak z waty. Strach wypełniał każdą komórkę mojego ciała, ale sama się dziwiłam że potrafię jeszcze trzeźwo myśleć.
  Oto reakcja Harry'ego na moje słowa.
- Nie wiem, Alice mi tylko powiedziała że mamy jak najszybciej wracać. Andy, daj mi ten miecz- wyciągnęłam w jego stronę rękę. Rozejrzał się niepewny, ale po chwili z kieszeni wyjął samą rękojeść. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Patrz- powiedział i ścisnął ją mocniej. Po chwili wysunęło się z niej ostrze a światło latarni odbiło się od niego, padając na moją twarz.
- Niezły patent.
- Prawda. Trzymaj, Alice powiedziała że ty będziesz wiedziała jak się nim obsługiwać.
- Nigdy nie miałam w dłoni żadnej broni- zaprotestowałam gwałtownie. Wzięłam niepewnie od niego miecz i obejrzałam go dokładnie. Ach, jaka szkoda że to nie Miecz Anioła.
  Tłum już się zmniejszył, większość ludzi to jedynie starsze Panie wychodzące na wieczorny spacer albo nastolatkowie którzy postanowili się wyrwać. Dziękowałam Bogu za to, że nikt nie ucierpi.
  Skręciliśmy tym razem w lewo, kierując się na północ.Moje zdenerwowanie rosło z każdą chwilą kiedy przemierzaliśmy ciemne uliczki pozbawione świateł.
  Zimny wiatr rozwiał moje długie, brązowe włosy.
- Chłopcy, nie podoba mi się to- zadrżałam, niepewnie ściskając mocniej miecz w dłoni.
- Mi też- mruknął Andy rozglądając się dookoła. Jego wzrok zatrzymał się na ścianie.- Zaczekajcie...
  Zatrzymaliśmy się pod żądaniem blondyna. Nadal wpatrywał się w ścianę, spróbowałam coś dostrzec ale nic. Zwykły mur.
  I nagle jak na zawołanie rozległ się potężny ryk.
- Uciekamy.

_____
To tyle z mojej strony.

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 10 + BLOG ROKU 2013 !

 Lily
 Czas leczy rany.
Czy aby na pewno? Otóż nie. Zawsze gdzieś w naszej świadomości wiemy, że sytuacje, osoby, przeżycia były, i już nigdy nie powrócą. Oczywiście możemy z czasem już to mniej przeżywać, jednak zawsze o tym pamiętamy, i ta odrobina bólu zawsze będzie. A rany, które goiły się z czasem, otwierają się ponownie niszcząc to, co dotychczas udało Ci się zbudować.
  Jako kilkuletnia dziewczynka często zastanawiałam się, dlaczego mamusia mnie zostawiła. Jednak nikt nie odpowiedział mi na to pytanie, a ja dalej żyłam w świadomości że nikt nie zna na nie odpowiedzi. Żyłam w błędzie.
Kiedy George mi powiedział tego pamiętnego dnia, kiedy zaczęłam pochłaniać wiedzę na temat Wojowników Cieni, że moja matka żyje i że Alice, moja opiekunka i jak się później okazało- ciotka, także o tym wiedziała, zaczęłam mieć do niej żal. Żal że nie powiedziała mi że mama żyje i że istnieje Lux Mundi. Jednak naszyjnik który mi podarowała, słowa które wypowiedziała, przygotowały mnie w pewien sposób do tej chwili. Od momentu kiedy zobaczyłam coś dziwnego przez szybę mojego pokoju w Domu Dziecka, wiedziałam że jestem inna od wszystkich. Myślałam że mi się to tylko wydawało bo od tamtej pory nic podobnego nie zauważyłam.

Brace, Brace, Brace...
  Te słowa echem odbijały się w mojej głowie, kiedy stałam oko w oko z mężczyzną który patrzył na mnie oczami bez źrenic. Czekałam na ten moment od chwili kiedy Geroge nam o nim powiedział. Czekałam, aż będę mogła zacząć szkolenie, aż będę mogła w końcu wyruszyć. A teraz? Teraz ogarnął mnie lęk. Co, jeżeli nie jestem gotowa? Co, jeżeli nie będę mogła uratować mamy?
- Lily White- jego głos echem rozniósł się po sali, przyprawiając mnie o gęsią skórkę na ciele. Spojrzałam zaniepokojona na Georga, który posłał mi uspokajający i pełen nadziei uśmiech. Odetchnęłam głęboko, próbując uspokoić swoje łomoczące, niczym koliber miotający się w klatce, serce.
- Miło mi- odparłam drżącym głosem, czując czyjąś ciepłą dłoń na ramieniu. Nie wiedziałam czy to Harry czy Andy, nie mogłam odwrócić głowy do tyłu, postać Brace'a skutecznie przyciągała mój wzrok.
- Nie sądziłem że kiedykolwiek będę mógł Cię spotkać- na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech, co odrobinę mnie uspokoiło.
  Ach, to dlatego Alice była taka podekscytowana. Musiała wiedzieć że Brace na nas czeka.
- Ja także- wydukałam.
- Kim są Twoi towarzysze?- przeniósł wzrok na Harry'ego i Andy'ego. Wyzwolona spod jego spojrzenia zwróciłam się w ich stronę.
- To jest Harry- wskazałam dłonią na bruneta.- A to Andy- blondyn skinął głową.
- Rozumiem, że oni także chcą przejść szkolenie?
- Skąd...
- Brace już o wszystkim wie- wtrącił George, widząc mój zdezorientowany wyraz twarzy.- Jesteście gotowi?
  Zadrżałam. Teraz ogarnęły mnie wątpliwości i...strach? Dlaczego wcześniej go nie czułam?
Nie wiedziałam jak to wszystko będzie wyglądać. Chciałam się wycofać, uciec, ale wiedziałam że jest już za późno. Przegryzłam nerwowo wargę.
- Tak- wyjąkałam, próbując opanować emocje które gromadziły się we mnie od środka.- Chłopcy?
- Tak- odpowiedzieli jednocześnie.
- Zamknij oczy, Lily- zdenerwowana wykonałam jego polecenie, czekając aż coś się wydarzy...


  Cisza. Przeraźliwa cisza wypełniła całe pomieszczenie, każdy zakamarek, każdy kąt, rozsadzając moją głowę od środka. Chciałam krzyknąć, ale czułam się tak, jakby moje usta były sklejone. Naokoło mnie panowała ciemność, gęsta, przytłaczająca. Powietrze było ciężkie, trudno się oddychało. Czułam zapach spalin. Próbowałam iść na oślep, jednak moje nogi nie chciały wykonać mojego polecenia, uparcie stojąc na miejscu. 
  Nagle w mojej głowie zaczęły przewijać się, niczym slajdy na komputerze, różne obrazy.
  Znak.
  Ogień.
  Orzeł.
  Anioł.
  Później poczułam że spadam w ciemność...

- Lily...- cichy szept dobiegł do moich uszu, wywołując na moim ciele przyjemne dreszcze. Wydając z siebie ciche westchnięcie, otworzyłam oczy, nieco oszołomiona tym przeżyciem. Leżałam na zimnej posadce otoczona Georgem, Bracem, Harrym i Andym. Czułam się tak, jakby za moment moja głowa wybuchła, obrazy ciągle wirowały przed moimi oczami niczym ptaki kołujące na niebie.
  Spróbowałam wyrzucić z swojej głowy znak który zobaczyłam. Widziałam go gdzieś, byłam tego na sto procent pewna. Nie wiedziałam tylko, co on oznacza.
- Jest gotowa- Wojownik dumnie spojrzał na mnie. Byłam przekonana że zobaczył we mnie moją matkę.
  Ulga rozlała się po moim ciele, ukajając wszystkie nerwy które towarzyszyły mi od kilku dni. Ogromny strach który wisiał na mnie, opadł niczym koc. Na moich ustach błądził lekki uśmiech samozadowolenia, przymknęłam lekko oczy kiedy udało mi się opanować moje drżące dłonie. Oddech się uspokoił.
- Co to za znak?- wyszeptałam, ledwo słysząc swój własny głos. Zdziwiła mnie jego słabość. Musiałam się dowiedzieć co on oznacza, moja ciekawość sięgnęła zenitu.
- Masz na myśli ten?- zapytał cicho, wpatrując się we mnie skupionym wzrokiem. Zmarszczyłam brwi, kiedy chłodną, białą niczym mleko dłonią sięgnął do mojej, delikatnie ją obracając. Wzdrygnęłam się pod wpływem dotyku jego długich i szczupłych palców. Obrócił ją tak, żeby było widać nadgarstek.
Wciągnęłam głośno powietrze, kiedy widniał na nim dokładnie ten sam znak jak ten który ujrzałam w wizji. Skóra w tym miejscu była jakby wypalona, namalowana czarnym atramentem. Dokładnie tak, jak w moim śnie. Wizerunek przedstawiał symbol który miałam namalowany w moim pokoju. Sieć grubych i cienkich linii zawijała się, łączyła, rozdzielała, tworząc kształt anielskich skrzydeł. Zafascynowana sięgnęłam dłonią i przejechałam po nim palcem. Skóra w tym miejscu lekko mnie zapiekła, jednak nie zważając na to, dalej kreśliłam palcem po wzorach. Podniosłam oczarowany wzrok na Brace'a.
- Czyli że...- przełknęłam głośno ślinę, czując potężną gulę w gardle uniemożliwiającą mi dalsze mówienie. Czekałam w skupieniu na odpowiedź, nie przestając wodzić opuszkami palców po znakach.
- Jesteś Wojowniczką Cieni- uśmiechnął się po czym podniósł się na rękach i stanął obok Georga, który również był zadowolony. Radość była bardzo dostrzegalna, odbijała się w jego oczach, a uśmiech wkradł się na jego usta, kiedy przy pomocy Harry'ego podniosłam się z zimnej posadzki. Podziękowałam mu, otrzepując z kurzu swoją bluzę. Podniosłam dłoń bliżej oczu, by lepiej przyjrzeć się tatuażowi, jednak nic nowego, żadnej zmiany nie dostrzegłam.
  Przypominając coś sobie, otworzyłam usta by się odezwać jednak George coś wtrącił.
- Harry, wszystko w porządku? Jak z Twoim znakiem?
Harry podwinął rękaw i obejrzał dokładnie swoje ramie. Otworzyłam szeroko usta ze zdziwienia, kiedy na jego ramieniu widniał identyczny symbol jak na moim nadgarstku.
Ale przecież jak. On nie był Wojownikiem. Nikt z jego rodziny nim nie był. Ale mimo wszystko, nim został. Nic już z tego nie rozumiałam, a i wyraz twarzy Harry'ego i pozostałych dawał wiele do myślenia.
- Dlaczego ty też masz znak?- zapytałam podejrzliwie, zbliżając się do bruneta. Jego zielone tęczówki skierowały się w moją stronę, lustrując mnie wzrokiem od stóp do głów. Oblizał nerwowo wargi, kiedy wpatrywałam się w niego wyczekująco. Jego oczy błyszczały z podekscytowania.
- On też jest Wojownikiem Cieni, Lily- wyjaśnił Brace.
  Moje zaskoczenie sięgnęło zenitu. Zdenerwowany Harry nerwowo przystępował z nogi na nogę, przygnieciony całą tą sytuacją. Wiedziałam że był sfrustrowany, nie dziwiłam się mu. Otworzyłam szeroko usta, oczy miałam wielkości piłeczek od ping-ponga. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, kim on właściwie jest. I doszłam do wniosku, że nic o Harrym nie wiem.
- Andy też...-zapytałam cicho,  czując jak serce podchodzi mi do gardła. Wiem, że to było egoistyczne z mojej strony, ale nie chciałam aby brał w tym udział. Od kilku dni byłam kłębkiem nerwów.
- Tak- zadowolony pokiwał energicznie głową, a jego blond włosy podskoczyły w rytm. Czuć było że jest z siebie zadowolony, cieszył się jak małe dziecko któremu pozwolono wyjść na dwór, do piaskownicy. Westchnęłam zrezygnowana, czując przegraną.
***
  Świat jest mały, a my wszyscy jesteśmy jedną wielką układanką. Jedną wielką układanką, która tworzy nielogiczną całość, chaos. Ja jestem jednym z puzzli które ją tworzą,i zastanawiam się co by się stało, gdyby nagle go zabrakło. I dochodzę do wniosku, że to by nic nie zmieniło.
Śmieszne, że jesteśmy tak bardzo od siebie zależni. Jakby któreś z nas zniknęło, cały nasz wyidealizowany świat ległby w gruzach, stracilibyśmy grunt pod nogami, nadaremno próbując się ratować. I próbując ratować to, co nam pozostało, czyli marne wspomnienia przeplatane uczuciami. 
  Białe płatki śniegu wirowały w powietrzu tworząc pewien tajemniczy taniec. Czarował on swoją delikatnością, idealnością. Zatraciłam się w tym tańcu, myśląc o wszystkim i o niczym. Zamknęłam się w swoim małym świecie, z dala od problemów. Byłam tylko ja.
- O czym myślisz?- usłyszałam za sobą nienaturalnie delikatny głos Harry'ego. Odwróciłam się w jego stronę nieco zakłopotana, ciekawe od kiedy przygląda się mi- zatraconej w przemyśleniach, zamkniętej niczym w szklanej, kruchej kuli.
- O tym, kim właściwie jesteśmy.- odparłam cicho, spuszczając wzrok. Chwila refleksji przydaje się każdemu z nas. Odwróciłam głowę z powrotem w stronę okna, a moja postać czyli dziewczyna z bladą, anemiczną cerą, dużymi oczami w których odbijały się płatki śniegu tańczące na wietrze, wąskimi ustami i czekoladowymi włosami które spięte były w kucyka, odbijała się w szybie. Harry cicho zajął miejsce obok mnie nieco zainteresowany moją zmianą. Kątem oka zauważyłam że oblizuje usta.
- I do jakiego wniosku doszłaś?- zapytał równie cicho co ja. Z moich ust wydobyło się westchnięcie, zdradzające to w jakim stanie się teraz znajduję. Oparłam głowę o rękę, kiedy zastanawiałam się nad odpowiedzią na pytanie Harry'ego. Czekał cierpliwie, kiedy wpatrywałam się w świat za oknem.
- Życie to wodospad, jesteśmy tymi w rzece, kolejny raz po upadku*- powiedziałam niepewnie. Uśmiechnął się na moją odpowiedź, szturchając mnie łokciem. Zaśmiałam się lekko na jego zaczepkę. Był jeszcze dzieckiem.
- Życie nie jest tylko wodospadem niosącym same upadki które zostawiają w naszej psychice trwałe ślady. Jest również tak jak motyl; piękne ale i delikatne, zdane na innych.- wyjaśnił, a jego oczy były owinięte mgłą tajemnicy. Na jego stwierdzenie uśmiechnęłam się lekko. Miał rację, zaskoczył mnie tym.
- Nauczyłeś się dostrzegać jego piękno?- przegryzł nerwowo wargę, przeczesując sprawnym i zwinnym ruchem ręki swoje włosy.
- Nadal się uczę. A ty jesteś dobrym nauczycielem.
  Ciepło rozlało się po moim ciele, kiedy to usłyszałam. Zdanie bruneta sprawiło, że moje serce przyspieszyło swój rytm. Byłam pewna że usłyszał jak bije.
  Jego oczy błyszczały niczym dwa szmaragdy. Miałam wrażenie że widzę w nich jego duszę, kiedy nie udawał nikogo. Kiedy był sobą, bezbronny, niczym małe dziecko.
Nagle się otrząsnęłam. Co ja wyprawiałam? Dlaczego moja ręka była spleciona z jego dłonią, wywołując na moim ciele przyjemne dreszcze?
- Co masz zamiar dalej zrobić?- zapytałam cicho, wpatrując się w niego uważnie. Był Wojownikiem, czyli że ktoś w jego rodzinie również musiał nim być, jednak Harry żył zupełnie nieświadomy tego kim jest. Podobnie tak jak ja.
- Mam tylko dziadka- wyznał. Zmarszczyłam brwi kiedy zacisnął mocno oczy, sfrustrowany.- Nie mam pojęcia jak mam zacząć ten temat. Mam do niego pójść i zapytać prosto z mostu "Kto w naszej rodzinie był Wojownikiem Cieni i dlaczego przez ten czas mnie okłamywałeś"? Złamię go tym.
Serce ścisnęło mi się z żalu. Po raz pierwszy widziałam go w takim stanie, kiedy był tak bardzo zagubiony. Ścisnęłam pocieszająco jego rękę, dodając mu otuchy.
- Wychowywałam się w domu dziecka.- powiedziałam, niepewna czy o tym wie.- Nikt nigdy mi nie powiedział kim jestem, ani że moja mama żyje. Nikt nigdy o tym nie wspominał, wiedziałam tylko że byłam podrzucona w małym, wiklinowym koszyczku owinięta w różowy kocyk z listem. Jednak nigdy go nie przeczytałam
- Nigdy mi o tym nie powiedziałaś.
- Nie chciałam poruszać tego tematu. Praktycznie nic o sobie nie wiemy.


*"Aerials" System Of A Down
___
Hi!
Więc tak, rozdział krótki ale to dlatego, że wena mnie opuściła. Tak. Ja również nie jestem zadowolona z tego powodu. Ogółem niezbyt jestem zadowolona z rozdziału 10, nie wiem czemu. Wydaje mi się taki...mdły, nijaki. No ale macie chociaż coś ;)
Kochani, jest sprawa!
Wojownicy Cieni  biorą udział w konkursie na Blog Roku 2013. Już rozpoczęło się głosowanie, więc w tej sprawie liczę na Was :) Otóż żeby zagłosować na Mój Blog, trzeba wysłać SMS-a z kodem Mojego bloga;
KOD- K00278
Kosz SMS-a wynosi 1,23zł a cała ta suma idzie na Szczytny Cel czyli wspomaga hospicjum dla dzieci osieroconych więc proszę, wyślijcie go i wspomóżcie dzieci i także mnie- ja osobiście uważam że to nie jest duża suma :) Jeżeli tylko ktoś zagłosował niech mnie o tym poinformuje, a ja postaram się przygotować dla Was wtedy niespodziankę. A jeżeli wyślecie mi screena- ujmę to wszystko w kolażyk, co będzie wywoływało na mojej twarzy wielkiego banana! :D Liczę na Was, bo to dla mnie naprawdę ważne; jest możliwość wydania książki, a gdyby mi się udało, to ogłaszam umrę pierwsza! :P
Kocham Was wszystkich, dziękuję za każdy wysłany SMS  <3
Love ya!

+ Jeżeli chcecie być informowani na bieżąco o rozdziałach, ewentualnych zmianach i innych nowościach- polubcie Wojowników Cieni na Facebooku!
 
  

sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 9

 < Jeżeli to czytasz, to zostaw po sobie komentarz >

 Lily zastanawiała się całą noc jak będzie wyglądał jej jutrzejszy dzień. Musiała pojechać do Londynu spotkać się z Andym, a wiedziała doskonale że Harry go nienawidzi. Dodatkowo dochodziła sprawa z Bracem, Wojownikiem Cieni który uczy i przygotowuje uczniów do walk. Mieli się z nim spotkać i miał ocenić czy są gotowi. Nic nie przerażało jej bardziej niż wizja tego jak Brace odmawia im pomocy. Kiedy lęk pochłonął każdy skrawek jej ciała, postanowiła zacząć myśleć o czymś innym. Nie było w ogóle takiej opcji żeby powiedział "nie".
***
- Alice, szybciej!- nerwowy głos Georga dobiegł do uszu Lily, kiedy szykowali się wszyscy na wyjazd do Londynu. Była na górze jednak słyszała go z dołu, kiedy zakładała na siebie kurtkę i zapinała jej zamek. Założyła na nogi swoje ulubione czarne trampki, kiedy drzwi do pokoju się uchyliły i w nich ukazała się postać Harry'ego. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem; miał na sobie siwy sweter i czarne spodnie.
- Gotowa?- zapytał, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby. Pokiwała twierdząco głową, chwytając swoją torebkę z łóżka.
- Po co chcesz jechać do Londynu?- dociekał chłopak, kiedy schodzili po schodach na dół. Słychać było jedynie ich kroki.
  Lily nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Nie chciała mu mówić że jedzie do Andy'ego, bo wpadłby w gniew, a ostatnie czego chciała to widok złego Harry'ego. Wzruszyła więc tylko ramionami, wodząc wzrokiem po obrazach wiszących na ścianach. Praktycznie cały Dom Wojowników Cieni był nimi ozdobiony, ciężko tu natrafić na ścianę na której nic nie wisi.
- Pozałatwiać parę spraw- odpowiedziała wymijająco. Zeszli na sam dół i skierowali się w stronę drzwi wyjściowych. Dzięki Bogu Harry znał drogę, kiedy przyprowadzili tu nieprzytomną Lily.
Wyszli na zewnątrz. Dziewczyna wciągnęła powietrze przez nos, rozkoszując się jego świeżością. Słońce wisiało na niebie, ptaki ćwierkały w ogrodzie, a na całej posesji panował spokój i porządek. Kiedy skanowała wzrokiem wszystko co ją otaczało dookoła, jej spojrzenie zatrzymało się na czarnym, eleganckim i zapewne drogim samochodzie. Nie wiedziała jakim, ponieważ nie za dobrze się na nich znała. Obok stał George ubrany w siwy garnitur z czarnymi guzikami które pasowały do jego koloru włosów i wąsa, a z nim była Alice. Dziewczynę zaskoczył jej strój, miała na sobie czarne, długie spodnie, czerwoną marynarkę i buty na wysokich obcasach. Do tego w dłoni trzymała małą, czarną torebkę a na jej nadgarstku wisiała perłowa bransoletka. Mocny makijaż pasował do całej stylizacji, ciemne włosy spływały kaskadą na jej plecy. Kiedy ich zobaczyli uśmiechnęli się przyjaźnie, na co dwójka odwzajemniła uśmiech.
- Miło mi Was widzieć, dzieciaki- powiedział George. Brunetka się uśmiechnęła, lubiła kiedy starszy mężczyzna zwracał się do nich w ten sposób.
- Nam Ciebie też- na twarzy Harry'ego błądził lekki uśmieszek.
  Lily przed oczami znowu stanął obraz jej dzielnej i gotowej do walki matki. Nie wiedziała dlaczego zawsze sobie o niej przypomina w najmniej odpowiednich momentach. Może świadczyło to o tym jaką miłością darzą się nawzajem. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła że jej mama wie że już odkryła kim jest i że wygra walkę oraz odnajdzie ją i miecz. I swoje rodzeństwo.
  Po ciele dziewczyny przebiegł nieprzyjemny dreszcz kiedy wyobraziła sobie małe dziecko więzione w świecie, z którego prawdopodobnie nie ma powrotu.
- Wsiadajcie- George otworzył Lily tylne drzwi. Dziewczyna skinęła głową na znak podziękowania, i zgrabnie wskoczyła na siedzenie, a zaraz za nią Alice. Harry natomiast obszedł cały samochód naokoło i usiadł z przodu obok kierowcy, którym był starszy Pan w eleganckim stroju. Na jego widok brwi dziewczyny uniosły się w wyrazie zaskoczenia.
Po chwili z zawrotną prędkością wyjechali z posesji. Lily wpatrywała się w zamazany obraz świata który widniał za szybą, kiedy mknęli po szosie.
***
  Harry ciągle zastanawiał się w jakim celu brunetka która ciągle siedziała mu w głowie, chciała pojechać do Londynu. Denerwował go fakt że była tak tajemnicza i intrygująca, nie był przyzwyczajony do tego że ktoś ma przed nim tajemnice. Jednak wiedział doskonale że niedługo się dowie.
Myślał, że przejazd pomiędzy Tamtym Światem a Tym Światem, będzie czymś na podobę jakiegoś wymiaru. Jednak się mylił, zanim się obejrzał jechali już ulicą Londynu. Obyło się bez żadnych wstrząsów czy czegoś takiego. Harry, ty idioto, skarcił się w myślach.
  Zerknął w lusterko aby zobaczyć co robi Lily. Uśmiechnął się lekko kiedy widział z jakim zafascynowaniem pochłania świat za szybą samochodu, pomimo tego że były to tylko zwykłe sklepy ustrojone na świąteczny klimat. Ludzie kręcili się na ulicach, kupując prezenty dla swoich bliskich. Śmieszne, że coś takiego może ją interesować.
- Gdzie mam jechać?- w głosie starszego mężczyzny który kierował samochodem zabrzmiała nuta znudzenia.
- Proszę nas wysadzić obok "Sweets Mr Charlie"- odpowiedziała dziewczyna obojętnym tonem.
Po chwili zatrzymali się przed budynkiem. Na szyldzie widniał jakiś śmieszny pączek oraz różne cukierki , ciastka i wafelki. Zemdliło go na widok tych wszystkich słodkości.
Otworzył drzwi i wyskoczył z samochodu. Otworzył je również Lily i Alice, które grzecznie mu podziękowały. Alice poprawiła marynarkę która lekko się wygniotła.
- To gdzie idziemy?- zapytała, kiedy ruszyli w kierunku wschodniej części miasta. Harry zmarszczył brwi kiedy Lily wyjęła z torebki telefon i zaczęła coś czytać.
- Alice, może miałabyś ochotę pójść na jakieś zakupy? Trochę to minie zanim ja z Harrym pozałatwiamy parę spraw- spojrzała na nią proszącym wzrokiem. Chłopakowi zapaliła się czerwona lampka kiedy zaczął się zastanawiać nad tym co ona kombinuje.
- Przykro mi, ale nie mogę- westchnęła..- George by mnie zabił gdyby się dowiedział że puściłam Was sama, bez opieki. Kruszynko, myślisz że ten Demon co zaatakował Was wtedy w klubie jest jedyny?- Brunet zauważył że Lily wzdryga się nieprzyjemnie na wspomnienie o demonie.- Nigdy nie wiesz kiedy znowu Cię zaatakuje. Wszędzie się od nich roi- wytłumaczyła.
- Damy sobie radę- upierała się.- Mam Twój numer, w razie czego będziemy do Ciebie dzwonić.
  Starsza kobieta przegryzła nerwowo wargę. Była rozdarta, dało się to zauważyć w jej oczach.
- Zgoda, ale pod jednym warunkiem- zastrzegła sobie, patrząc na nich groźnym wzrokiem. Poszperała w swojej torebce. Kiedy znalazła to czego szukała, rozejrzała się naokoło, czy nikt nie zwraca na nich uwagi.- Odgarnij włosy-zaskoczona spojrzała na nią, jednak wykonała to, co powiedziała Alice. Podeszła do niej i zawiązała coś na jej szyi. Harry nie mógł dostrzec tego, co widniało na naszyjniku, dopóki Lily nie odwróciła się w jego stronę. Wisiorkiem okazał się być duży, szmaragdowy kamień. Harry zaskoczony odkrył że jego tęczówki są podobnego koloru.
- Śliczny- szepnęła zachwycona dziewczyna, obracając go delikatnie w palcach, patrząc na niego oczarowanym wzrokiem. Chłopak musiał przyznać, że był naprawdę ładny.
- Będzie Ci dawał częściową ochronę- oznajmiła Alice.- Działa na demony od pierwszego, do drugiego stopnia. Jednak już nie daje ochrony przed demonami trzeciego i czwartego stopnia, chociaż wątpię czy takowe będą w Londynie.
  Pierwszy, drugi, trzeci i czwarty stopień? Bruneta ta wiadomość zaskoczyła. Rozejrzał się naokoło; ludzie sprawnie ich omijali kiedy stali na chodniku od dłuższego czasu. Samochody i taksówki pędzące ulicą zlewały się w jedną plamę. Odgłosy klaksonu dobiegły do jego uszu kiedy kierowca volvo wjechał w drogę czarnego BMW.
- Czyli że możemy już iść?- zapytała Lily, kiedy Alice już się nie odezwała.
- Tak. Daję Wam na to góra 2 godziny, jasne? Będę na Was czekała w tym miejscu- mrugnęła do nich. 
***
- Gdzie idziemy?- dociekał Harry, który nie mógł już znieść tajemniczości brunetki która mu towarzyszyła.
  Chłopak spojrzał na nią. Momentalnie po jego ciele rozlało się ciepło, kiedy wiedział że ma ją przy sobie. Że kiedy z nią jest, nic się jej nie stanie, że jest bezpieczna. Nie wiedział dlaczego tak bardzo łaknie jej towarzystwa. Stała się częścią jego życia. Bez niej, byłby zagubiony. Nadal byłby tym, kim był przedtem. A tego nie chciał. To go przerażało najbardziej, że może wrócić do swojego dawnego "ja"; bezlitosnego, aroganckiego typa który widzi tylko czubek swojego nosa. Po części nadal taki był; to go nawet satysfakcjonowało. 
- Wściekniesz się jak Ci powiem- westchnęła zrezygnowana. W jej oczach widać było niezdecydowanie.
- Powiedzmy że postaram się utrzymać swoje nerwy na wodzy- prychnął rozbawiony.- No mów.
  Zawahała się przez moment.
- Idziemy do Andy'ego.
  Chłopak zatrzymał się, kiedy to usłyszał. Imię blondyna zadziałało na niego jak płachta na byka. Czuł, że gniew ogarnia powoli całe jego ciało, przepływając od czubka głowy po koniuszki palców u nóg. Zacisnął ręce w pięści, starając się pohamować swój gniew.
- Mówiłam Ci, że się wściekniesz!- jęknęła Lily, widząc co się z nim dzieje. Zaczęła się cofać, kiedy rozzłoszczony Harry zaczął sunąć w jej stronę.
- Po co chcesz do niego iść?- warknął, łapiąc ją za nadgarstki i przygwożdżając do marmurowej ściany jakiegoś sklepu. Ulica tutaj była prawie że opustoszała.
- Jestem winna mu przeprosiny- wyjaśniła przestraszona.- Harry, to on ze mną został kiedy ty mnie zupełnie olałeś!
  Zaskoczony natychmiastowo puścił jej ręce, robiąc krok do tyłu. Doskonale wiedział że ma rację. Jednak chęć żeby wzbudzić w niej zazdrość okazała się silniejsza. Wiedział, że ją zranił, ale czy do cholery miała zamiar wypominać mu to przez całe życie?, pomyślał rozgoryczony. Dziewczyna miała przyspieszony oddech a w oczach czaiło się przerażenie.
- Przepraszam- bąknął, unikając jej spojrzenia.- Idźmy już, okej?
  Lily pokiwała głową i po chwili w milczeniu ruszyli w dalszą drogę.
***
Duży wieżowiec górował wysokością nad pozostałymi budynkami. Pomalowany na biało odznaczał się wyraziście na tle pomarańczowo-różowego nieba, na horyzoncie widać było fioletowe chmury które nadciągały z północy. Klucz ptaków płynął po niebie, kiedy Lily podniosła wzrok.
  Stali właśnie przed budynkiem w którym mieszkał Andy. Dziewczyna wcześniej się z nim skontaktowała aby uprzedzić go o  ich wizycie, a radość kiedy się o tym dowiedział była nieopisana. Lily uśmiechnęła się na to wspomnienie.
- Wiesz który numer mieszkania?- mruknął Harry, kiedy stanęli przed drzwiami. Denerwował ją ton jego głosu jak i zachowanie przez całą drogę.
- Harry, możesz przestać być taki?- rzuciła zirytowana, naciskając guzik z numerem "18". Pchnęła drzwi i ruszyli w stronę windy.
- Taki, czyli jaki?- zaśmiał się denerwująco. Miała ochotę kopnąć go w kostkę.
- Irytujący! Zachowujesz się jak małe dziecko- zarzuciła mu, kiedy weszli do windy. Nacisnęła odpowiedni przycisk i po chwili sunęli w górę.
- Taka moja natura- wzruszył ramionami. Wywróciła oczami. Winda zatrzymała się z denerwującym "pii". Wyszli z niej, a Lily zaczęła rozglądać się po korytarzu.
- Tam- wskazała ręką na drzwi z numerem "18". Ruszyła w tamtym kierunku a za nią niezadowolony Harry. Postanowiła zignorować jego marudzenie. Zatrzymała się przed nimi, niepewna czy ma zapukać, czy nie. Pomimo tego że wiedziała, że Andy wie o ich wizycie, nie mogła się zdecydować. W końcu po chwili wahania podniosła zaciśniętą w pięść dłoń i zapukała cicho. Usłyszeli kroki oraz brzdęk kluczy. Po chwili drzwi się otworzyły a w nich stanął Andy. Miał na sobie koszulkę z jakimś napisem oraz czarne dresy. Blond czupryna była potargana, kosmyki jego włosów sterczały w każdą możliwą stronę, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Lily!- powiedział uradowany, mocno ją przytulając. W jej głowie zakręciło się od mocnych perfum. Był przyjemnie ciepły, jakby własnie skończył wylegiwać się pod cieplutką kołdrą. Odwzajemniła jego uścisk.
- Cześć, Andy- uśmiechnęła się słabo. Spojrzała na Harry'ego, znowu przybrał obojętny wyraz twarzy. Blondyn zmierzył bruneta wzrokiem, skrzywił się kiedy wykrył u niego brak zainteresowania.
- Wchodźcie- zaprosił ich do środka.
***
- Przepraszam, Andy- powiedziała Lily głosem pełnym skruchy. Siedzieli w dużym salonie Andy'ego, na białe ściany padał różowy odcień nieba. Promyki słońca które chowało się powoli za horyzontem wpadały przez duże, szklane okno, które dawało widok na całą panoramę Londynu. Dziewczyna chłonęła ten widok z zafascynowaniem.
- Za co?- zapytał, nie wiedząc za bardzo o co jej chodzi.
  Harry przez cały czas się nie odzywał, tradycyjnie jak był w pobliżu Andy'ego. Zakładał wtedy maskę obojętności, co niezmiernie irytowało brunetkę.
- Za to, że tak nagle zniknęliśmy bez śladu. Wiesz, jak kamień w wodę.
- Nic się nie stało, pomijając to że odchodziłem do zmysłów- uśmiechnął się lekko. Na policzki Lily wkradł się się lekki róż.
- Przepraszam- bąknęła.
- Byłem u Was- wyznał zamyślony, mieszając cukier w herbacie.- Ale Was nie było. Gdzie byliście?
  Spojrzała zaniepokojona na bruneta, który siedział wygodnie na fotelu, przysłuchując się ich konwersacji. Przeniósł wzrok na nią, ale nic nie wyczytała z jego oczu.
Nie wiedziała czy ma powiedzieć Andy'emu prawdę. Bała się jak na to zareaguje, ba! Czy jej w ogóle uwierzy, czy jej nie wyśmieje. Dziesiątki pytań cisnęły jej się do głowy, jednak nie znała na nie odpowiedzi, tym bardziej kiedy czuła na sobie uciążliwy wzrok blondyna.
- Musimy poważnie porozmawiać- wypuściła głośno powietrze z płuc. Kątem oka zauważyła jak po twarzy Harry'ego przemyka cień zaskoczenia.
- Mam się bać?- zaśmiał się Andy.
- Tak- odpowiedziała krótko. Natychmiast zaprzestał, kiedy usłyszał tak dobitną odpowiedź.
- O co chodzi?- zmarszczył brwi.
  Dziewczyna przegryzła nerwowo wargę, nie wiedząc jak  ma to wszystko zacząć. Od czego ma w ogóle zacząć i jak ubrać w słowa wydarzenia z ostatnich kilku dni. Przecież to wszystko było tak niedorzeczne, absurdalne, że nikt kto tego nie przeżył jej nie uwierzy. Jedynie wyśmieje a w najlepszym wypadku da numer do psychologa. Serce zaczęło jej bić jak szalone, kiedy z jej ust popłynęły słowa pełne zadumy.
- Na świecie nie istnieje tylko Nasz Świat. Istnieje wiele Innych Światów, a jednym z nich jest Lux Mundi, czyli Świat Wojowników Cieni, którzy mają za zadanie pokonać i zgładzić cały Świat Cieni oraz oczyścić go z demonów. Jestem Lily White, czyli Najpotężniejsza Wojowniczka Cieni, która musi odnaleźć swoją matkę oraz brata...
***
  W salonie nastała niezręczna cisza. Długie włosy dziewczyny zakrywały jej twarz, kiedy próbowała ukryć się przed spojrzeniem Andy'ego. Gdyby nie pomoc Harry'ego, dziewczyna nie dobrnęłaby do końca tej nieprawdopodobnej historii. Chłopak cały czas słuchał ich w skupieni, powoli analizując ich słowa.
- Wow- szepnął tylko. Lily zmarszczyła brwi, kiedy na jego twarzy zagościł lekki uśmiech podekscytowania.- Nieźle. Czyli że wtedy kiedy zniknęłaś wraz z nim- wskazał głową na loczka.- To zaatakował Was...demon?
- Zgadza się- pokiwała twierdząco głową.- Nie wierzysz? To patrz- mówiąc to, podwinęła rękaw czarnej bluzki. Na obnażonym ramieniu dalej widniały dwie nienaturalnie duże dziury po ostrych zębiskach, które nie pasowały do żadnego zwierzęcia.
- Cholera jasna- zaklął cicho blondyn, pochylając się w jej stronę.- Co to jest?- zapytał przerażony.
- Clevitus- do ich uszu dobiegł cichy głos bruneta. Lily zaskoczyło to, że zapamiętał jak się nazywa.
- Czyli?- zdezorientowany Andy nie wiedział o co chodzi.
- Ten demon- wyjaśnił.
Twarz blondyna zbladła.
- Ugryzł Cię?- przerażenie w jego głosie było aż nadto wyraźne.
- Tak- skrzywiła się.- Ale spokojnie, George to wyleczył. Już nawet nie boli- dodała pocieszająco.
- George to ten typek co się Wami opiekuje, tak?
- Mhm- mruknęła, opuszczając rękaw. Wzięła ze stołu herbatę i upiła dość spory łyk.
- Pokręcone to wszystko- pokręcił głową. Doskonale go rozumiała, sama to przeżyła, kiedy George zaczął jej powoli wyjawiać wszystkie sekrety. Uczucie straty, pustki, bólu, determinacji, zawziętości oraz chęci walki stworzyły z Lily zupełnie nową dziewczynę.- Ale wiesz, że chcę Wam pomóc, tak?
  Brunetka o mało co nie wypluła herbaty z ust. Harry się tylko zaśmiał.
- Nie ma mowy, Andy!- zaprotestowała gwałtownie.- Już i tak nie chcę narażać na to Harry'ego, ale jest tak zawzięty że nic do niego nie dociera! Nie chcę narażać na niepotrzebne niebezpieczeństwo i Ciebie, jasne?
Pokręcił tylko głową. Nic, zero reakcji na słowa dziewczyny. Zacisnęła mocno usta, próbując się opanować. Czy wszyscy faceci muszą tacy być?
- A dla mnie Andy powinien do nas dołączyć.- kiedy tylko to usłyszała, posłała brunetowi złe i pełne niedowierzenia spojrzenie.
- Nawet on jest po mojej stronie.
- Zamknijcie się obydwoje.
***
  Cała trójka szła właśnie opustoszałymi ulicami jednej z dzielnic Londynu. Brunetka poddała się, nie miała już siły aby dalej się kłócić. Irytował ją fakt że dała im wygrać i teraz ma na sumieniu życie dwóch osób. Pięknie, pomyślała, zapinając dodatkowo guziki kurtki. Zamek nie wystarczał, mróz był zbyt silny.
- Chyba Alice się wkurzy- zauważył Harry, sprawdzając która godzina.- Powinniśmy być tam za 10 minut.
- Alice?- Andy schował dłonie w rękawy kurtki.- Twoja ciotka?
- Zgadza się- Lily pokiwała twierdząco głową, dorównując im kroku.
  Szli właśnie cichą, wąską uliczką. Nie było tu zbyt przyjemnie, w powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach, na co brunetka zmarszczyła nos. Wszędzie walały się sterty kartonów, puste opakowania po piciach oraz sterty innych, niepotrzebnych rzeczy albo śmieci.
  Nagle ogarnęło ją jakieś niepokojące uczucie, kiedy usłyszała za sobą czyjeś kroki. Serce boleśnie załomotało o jej klatkę piersiową, a oddech ugrzązł w gardle. Szła nieco z tyłu za Harrym i Andym. Chwyciła wisiorek który otrzymała od Alice, nerwowo obracając go w palcach.
  Trzask.
Nie myśląc za wiele, odwróciła głowę do tyłu. Zatrzymała się, kiedy ujrzała przed sobą bezbronne dziecko. Był to chłopiec jednak miał dość nietypową fryzurę- kruczoczarne włosy postawione były w kolce które śmiesznie odstawały na wszystkie strony. Był trupio blady z niepokojąco czerwonymi ustami..
- Lily White- dość niski jak na takiego chłopca głos dobiegł do jej uszu, powodując na jej ciele dreszcze. Skanował ją wzrokiem od stóp do głów, oblizując wargi. Dziewczyna domyślała się już kim, albo raczej czym, jest owy chłopiec.
  Zaczęła cofać się do tyłu, odwracając głowę w stronę chłopaków. Harry stał w pozycji obronnej, Andy natomiast ze zmarszczonymi brwiami i zainteresowaniem w oczach.
Usłyszała tylko świst i po chwili coś ciężkiego jak marmur przygniotło ją do ziemi. Krzyknęła, kiedy długie paznokcie wpiły się w jej rękę, a chwilę po tym poczuła jak coś mokrego po niej spływa. Szarpnęła się, chcąc zrzucić chłopca z siebie, kompletnie zapominając o delikatności. Przecież to nie dziecko, warknęła, wymierzając kolanem cios w brzuch. Usłyszała cichy syk tuż przy swoim uchu.
- Ashton...
  Chłopiec natychmiastowo zostawił ją w spokoju, stając obok jakiegoś mężczyzny. Dziewczyna podniosła się na łokciu, dokładniej się mu przyglądając. Miał siwe włosy, długą brodę a na sobie założony czarny płaszcz. Cerę miał identyczną jak chłopczyk, tak samo usta.
- To ona- wskazał palcem na nią. Po chwili poczuła jak ktoś ją podnosi i stawia na ziemi. To był Harry, który wpatrywał się z zaciśniętymi zębami w dwójkę wampirów.
- Widzę- odpowiedział dość znudzonym głosem.- Ale zastanawiam się chłopcze, co Ci odbiło. Obawiam się, że Twoja matka nie będzie z tego powodu zadowolona, że chciałeś zmienić córkę Brook...
 Tego było już dla Lily za wiele.
- Przepraszam bardzo, skąd wy wiecie kim ja jestem?- warknęła w ich stronę. Nie wiedziała nawet że pochyliła się niebezpiecznie w ich stronę, gdyby nie uścisk Harry'ego. Wyszarpnęła rękę z jego uścisku, wpatrując się gniewnie w postaci z rodem piekieł które stały przed nią.
- Twoje imię i nazwisko jest znane...
- Przestańcie w końcu o tym gadać!- podniosła głos. Nie chciała znowu słyszeć tego "Twoje imię i nazwisko jest znane na całym świecie...".- To, że jestem tym, kim jestem, to nie znaczy że macie mówić o mnie jakbym była jakimś zabytkiem czy eksponatem!- wybuchnęła. Dała upust całym swoim emocjom które gromadziły się w niej od środka. Jeszcze moment a by rzuciła się w ich kierunku, gdyby nie uścisk bruneta.
- Spokojnie- szepnął jej na ucho, a po jej ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Odetchnęła głęboko, zagryzając nerwowo wargę.
- Czysta Brook- powtórzył dobitnie mężczyzna. W pewien sposób schlebiało to dziewczynie, jej matka jest z pewnością niesamowitą osobą, a porównanie jej do niej, to niewiarygodny zaszczyt.
- Prawda?- wszyscy się odwrócili kiedy za nimi stała Alice. Wpatrywała się skupiona w mężczyznę który był tu wraz z chłopcem. Ręce miała założone na klatce, nerwowo machała torebką, stukając obcasem o marmurową posadzkę.
- Alice.
- Dylan.
  Ta krótka wymiana zdań nie spodobała się dziewczynie. Przenosiła wzrok raz z Alice na Dylana, i raz z Dylana na Alice.
- Lily, Harry, wracamy- rozkazała surowym tonem, nie patrząc w ich stronę. Lily zerknęła na Andy'ego i złapała jego rękę, ciągnąc w jej kierunku. Stanęli za nią.- Idziemy.
  Wyminęła ich sprawnie a jej włosy rozwiał wiatr. Dylan i Ashton wpatrywali się w postać dziewczyny, dopóki nie zniknęła im z oczu. Niewiele się zastanawiając, Lily zrobiła również to samo.
***
  Jechali tym samym samochodem, z tym samym kierowcą. Tylko że teraz Lily była wciśnięta pomiędzy Andy'ego a Alice, która o dziwo nie wypytywała się kim jest blondyn, ani nie mówiła że ma coś przeciwko jemu przyjazdowi do Domu. Odetchnęła z ulgą, kiedy zaparkowali na posesji. Kiedy Andy otworzył jej drzwi wyskoczyła na zewnątrz, trzęsąc się z zimna kiedy mroźne powietrze wpiło się w nią tysiącami małych igiełek. Para wydobywała się z jej ust, kiedy nie mogła zapanować nad swoim trzęsącym się ciałem.
  Zerknęła na Andy'ego; podziwiał wszystko co otaczało go dookoła. Jego wzrok zatrzymał się dłużej na dużym budynku ze szpiczastymi wieżami, dużymi oknami, przejściami prowadzącymi do różnych pokoi, gabinetów oraz sal.
- Idziemy- rozkazała ciotka Lily. Wszyscy ruszyli za nią.
  Stanęła przed dużymi drzwiami które były jedyną przeszkodą dzielącą ich od wejścia do ciepłego pomieszczenia. Dziewczyna zaczęła wiercić się niespokojnie, kiedy Alice wyjęła coś ze swojej torebki. Kamień. Zmarszczyła brwi, kiedy zaczęła go przykładać do dużej, pozłacanej klamki. Po chwili otworzyły się, głośno skrzypiąc. Lily zerknęła na Harry'ego, pocierał o siebie zmarznięte ręce. Z jego rozchylonych ust wydobywała się para.
- Wchodźcie- krótka komenda Alice dobiegła do jej uszu. Cała trójka weszła do środka, odetchnęli z ulgą kiedy ciepło owinęło ich ciała niczym koc.- Na górę.
  Szli wszyscy po schodach. Andy brał po dwa stopnie chcąc jak najszybciej znaleźć się na szczycie. Brunetka jęknęła głośno kiedy nogi zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa w połowie drogi. Harry'emu natomiast nigdzie się nie spieszyło i szedł równo z Alice.
- Gdzie my tak w ogóle idziemy?- dziewczyna zmarszczyła brwi kiedy znaleźli się na dużym, opustoszałym korytarzu.
- Zobaczycie- na twarzy Alice przemknął cień podekscytowania.- Tutaj, te duże drzwi. Sami traficie.
- Czemu nie idziesz z nami?- zapytał Harry.
- Nie mogę. No już, pędźcie. Jestem pewna że się ucieszycie.
Lily spojrzała na Harry'ego. Wydawał się również zagubiony tak jak ona. Wzruszyła ramionami i ruszyła we wskazanym przez jej ciotkę kierunku, a za nią pozostała dwójka.
  Zastanawiała się co się dzieje. Dlaczego Alice nie może iść z nimi, i dlaczego wydawała się być tak podekscytowana. I do jakiej sali prowadzą te drzwi?
  Stanęli przed nimi. Brunetka wodziła wzrokiem po wzorach które były w nich wydrążone. Tworzyły one coś na znak jakiejś historii, Anioły w najróżniejszych postaciach, ludzie walczący z bestiami. To wszystko idealnie pasowało do tego świata.
- Prędzej nastąpi koniec świata niż ty je w końcu otworzysz- Harry mruknął zniecierpliwiony jej bezczynnością. Chwycił klamkę i pchnął je z całej siły, jednak warknął, kiedy ani drgnęły. Spróbował jeszcze raz, ale na nic. Andy zaśmiał się drwiąco co tylko poddenerwowało bruneta. Stanął przed blondynem, jednak ten był od niego wyższy. Lily zauważyła że pomimo różnicy wzrostu Harry jest pewniejszy i zdecydowanie silniejszy.
- Przestańcie!- dziewczyna podniosła głos, widząc jak mierzą się wzrokiem. Spojrzeli na nią.- Zachowujecie się jak dzieci.
Postanowiła że ona spróbuje, pomimo tego że wiedziała że nie da rady, bo Harry jest od niej silniejszy a mu się nie udało. Chwyciła swoją drobną dłonią klamkę. Syknęła przestraszona, kiedy spomiędzy szpar jej palców zaczęły się sączyć złote promienie padające na jej twarz, a ona miała wrażenie jakby chwyciła rozpalone do białości żelazo. Ignorując ogromny ból pchnęła je, z całej siły na nie napierając. Z satysfakcją i ogromnym zdziwieniem odnotowała że ustępują i po chwili uchyliły się, ukazując cały widok na salę.
  Sklepienie miało kształt półkola, a na nim były namalowane różne sceny zapewne z historii Wojowników. Na ścianach wisiały obrazy tak jak w całym Domu. Natomiast na podłodze były namalowane czerwoną barwą fale płynące w kierunku dużego stołu stojącego na przeciwległym końcu sali.
  Na środku niej stało dwóch mężczyzn- George oraz drugi, którego Lily nie znała. Miał ciemną karnację, był łysy i miał na sobie ciemną szatę. Lily zadrżała kiedy spojrzał na nią oczami bez źrenic.
- Lily, to jest Brace McBowell- George wskazał dłonią na mężczyznę. Poczuła jak jej serce boleśnie bije o klatkę piersiową, a oddech ugrzązł w gardle.
- Czysta Brook- głos Brace'a rozniósł się echem po sali.

Hej wszystkim! 
Tak więc witam Was wszystkich Rozdziałem 9 ! Szczerze powiedziawszy, jestem z niego bardzo zadowolona, pojawił się Andy i Brace! Czyli że akcja już się zaczyna kręcić :)
To taki mój prezent, ogółem rozdział jest bardzo długi, jest dużo...hmm...nie chcę tu znowu powtarzać słowa "akcja" no ale na pewno się nie nudziliście czytając 9 :)
Niestety, przykro mi, ale filmiku nie mogę nagrać. Od kilku dni źle się czuję, w środę zasłabłam w szkole, mam teraz zbyt dużo badań no i nie mam po prostu siły, w dodatku jestem teraz biała jak kreda, więc nie sądzę że chcielibyście mnie widzieć ;) Dlatego odpowiem na pytania tutaj.
A i przy okazji; rozpoczęły mi się ferie dlatego będę miała teraz więcej czasu dla Was!

Pytania i odpowiedzi 

Pytanie nr1.
 Czy Lily i Harry będą razem? 
To chyba jest oczywiste, jak w każdym FanFiction ;) Jednak nie chciałabym aby to był blog o słodkiej, różowej miłości.
Pytanie nr2
Czego w sobie nie lubisz? 
Najbardziej? Tego, że zdecydowanie zbyt szybko przywiązuję się do ludzi.

Pytanie nr3
Jakie są twoje cechy charakteru?
Jestem osobą dość "towarzyską" i nie cierpię nudy :) 
Pytanie nr4
Jaki jest twój najlepszy idol? 
Michael Jackson

http://data2.whicdn.com/images/97717987/large.jpg 

Pytanie nr5
Jakie jest Twoje motto?
"Jeśli chcesz naprawić świat, najpierw musisz przyjrzeć się sobie i zmienić się. Zacznij od tego gościa, którego widzisz w lustrze – czyli od siebie!"- Michael Jackson

Pytanie nr6
Zaśpiewaj coś 
All i wanna say is that they don't really care about us

Pytanie nr7
Do ilu rozdziałów planujesz pisać bloga i ile będzie części?
Planuję napisać ok. 60-70 rozdziałów i może 2 części bądź 3 zobaczymy jak to będzie ;)
Pytanie nr8
 Będzie więcej Anli czy Lirry moments?
Świetne połączenie! Anli! Andy+Lily=Anli haha <3 Kocham Cię za to!
Ciężko mi na to odpowiedzieć, zazwyczaj kiedy zaczynam pisać to tak jakoś samo z siebie wychodzi, nigdy niczego nie planuję ;)

Pytanie nr9
Masz internetową przyjaciółkę?
Pozdrawiam serdecznie Natalkę, Alę i Wiktorię

Pytanie nr10
Byłaś kiedyś w szpitalu?
Niestety
Pytanie nr11
 Jakie są Twoje 3 ulubione piosenki?
"Heart by Heart", "They Don't Care About Us" i "Strong"
Pytanie nr12
Do jakich fandomów należysz? (prócz Directioner)
Lovatic
Pytanie nr13
jaki masz telefon?
iPhone
Więc to by było na tyle! Mam ogromną nadzieję że rozdział się Wam podoba, bo naprawdę się nad nim napracowałam :) Cieszmy się, że wena mnie nie opuszcza haha :D
Za wszystkie błędy przepraszam, ale rozdział wstawiam bez ich poprawiania!
Kocham Was
Do napisania!
Julia xx

PRZECZYTAŁEŚ? ZOSTAW PO SOBIE KOMENTARZ ;)

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 8

  Rodzina...
  Zastanawialiście się kiedyś może nad definicją tego słowa? Taką głębszą, która wymaga mocniejszego zastanowienia się, zajrzenia na same dno swojego serca? Dla mnie rodzina jest czymś najszlachetniejszym, jest darem od Boga który obdarzył nim wszystkich ludzi. Potrzeba drugiej osoby, osoby która zawsze Cię wysłucha, pocieszy, będzie z Tobą w każdym momencie Twojego życia oraz nie opuści Cię i zaakceptuje Twój charakter, osobowość, całego Ciebie. Dlatego szanujmy i kochajmy osoby które nas otaczają, bo tak naprawdę to Oni będą z Tobą kiedy cały świat odwróci się do Ciebie plecami, da porządnego kopa w tyłek. To Oni będą Twoją podporą, dlatego uszanuj to że są zawsze przy Tobie.
  Nie wiem jak to jest, a się wypowiadam...

  Kiedy jasne promienie słoneczne zaczęły padać wprost na moją twarz przez duże okno znajdujące się w moim pokoju, z niezadowoleniem jęknęłam i nakryłam mocniej kołdrę na głowę, chowając się przed uciążliwym słońcem. Dziś odczuwałam wszystkie skutki wydarzeń z ostatnich dni, każdy skrawek mojego ciała przeszywał ostry ból, miałam wrażenie że głowa mi za moment wybuchnie a powieki wydawały się jeszcze cięższe, jakby były z ołowiu.
  Rozległo się pukanie do drzwi, na tyle głośne że z pewnością Harry się obudził.
Nie mam zielonego pojęcia jak to wszystko przyjął, skoro ja sama miałam problem z przyjęciem tych wszystkich wiadomości do siebie. Wydawał się być zagubiony, jak małe dziecko które słucha o czym rozmawiają dorośli, mając zaledwie 5 lat. Ja sama się tak czułam, w moim życiu panował teraz jeden wielki bałagan którego zapewne nigdy się nie pozbędę. Cały świat przybrał inną scenografię, ukazując wszystkie swoje najskrytsze tajemnice, niewidoczne dla zwykłych ludzi.
  Kolejne pukanie do drzwi zmusiło mnie do wyduszenia z siebie, pełnego zmęczenia, proszę.
  Drzwi się otworzyły a ja wyjrzałam spod kołdry. Stała w nich Alice, miała na sobie długą, przewiewną czarną suknię wykonaną z czarnego materiału, na ramiączkach. Na szyi miała srebrny łańcuszek pasujący do bransoletki znajdującej się na lewym nadgarstku. Długie, czekoladowe włosy miała spięte w koka na czubku głowy, sprawiała teraz wrażenie 18 latki.
- Wstawać, kochani- klasnęła w dłonie a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.- George chce Was widzieć za godzinę na stołówce, trzeba omówić kilka spraw- wyjaśniła. Podniosłam się na łokciu i spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem. Kątem oka zauważyłam że i Harry skończył się wylegiwać.
- Alice, jest dopiero...- zaczęłam, chcąc sprawdzić godzinę na zegarze, jednak ona była szybsza.
- Jest równa 10. No już, wstawać, czekamy na Was wszyscy- mówiąc to, odwróciła się a jej suknia zafurkotała w powietrzu. Kiedy drzwi się zamknęły opadłam znowu na łóżko.
- Nic mi się nie chce- jęknęłam, zakrywając twarz dłońmi.
- Zbieraj się, bo się spóźnimy- spojrzałam na Harry'ego ze zmarszczonymi brwiami, kiedy uśmiechnął się lekko, wstając z łóżka.
***
  Znowu szliśmy tym samym korytarzem co wczoraj, tylko że dziś nie na zebranie, tylko na normalne, zwykłe śniadanie. Alice nam wytłumaczyła jak trafić na stołówkę, więc obyło się bez jakichkolwiek zabłądzeń.
  Siedzieliśmy wszyscy w dużej sali, gdzie były poustawiane stoły z 4 krzesełkami. Ja siedziałam wraz z Harrym który wziął zwykłe płatki na mleku, Alice oraz Georgem. Kiedy chwyciłam z tacy zielone jabłko, zaczerwieniłam się od natłoku nachalnych spojrzeń. Schyliłam głowę szukając ucieczki, zasłaniając całą twarz włosami. Czułam się jak jakiś eksponat w muzeum, tylko że zazwyczaj na takich wycieczkach większość ludzi idzie wtedy do baru, bo mało kto je ogląda. Tu było wręcz przeciwnie.
- Czy oni muszą się tak patrzeć?- jęknęłam cicho, chcąc zachować dyskrecję. Ugryzłam soczyste jabłko.
- Lily, oni są po prostu zachwyceni- odezwał się George, usprawiedliwiając ich.- Musisz się z tym pogodzić.
- Kiedy mogę zacząć szkolenie?- spojrzałam na niego. Chciałam je jak najszybciej skończyć i odnaleźć mamę. Oraz brata.
  Teraz zaczęłam się głębiej zastanawiać dlaczego jestem utrzymana w przekonaniu, że mam brata a nie siostrę. Dlaczego zawsze myślę że to chłopiec, a nie dziewczynka. Przecież w księdze nie było nic napisane, nic co wskazywałoby na to, jakiej płci jest dziecko. Może to dlatego, że w moim śnie dzieckiem które płakało był chłopiec. Teraz wiem, dlaczego jego rysy twarzy były tak znajome, ponieważ przypominał mnie i mamę. To dlatego nazwał mnie siostrzyczką.
Automatycznie na wspomnienie o chłopcu w moich oczach pojawiły się łzy, a ciało i serce znowu ogarnęło poczucie strachu i pustki. Zamrugałam szybko, nie chcąc by ktoś zauważył w jakim stanie się teraz znajduję.
- Najpierw muszę przedstawić Cię Brace, to on zadecyduje kiedy będziesz gotowa.
- Brace? Kto to?- Harry odezwał się chyba po raz pierwszy od chwili kiedy znaleźliśmy się na sali. Był od kilku dni jakiś inny. Wyjął mi to pytanie z ust, spojrzałam na niego wdzięcznym wzrokiem. Wpatrywał się w skupieniu w Georga.
- Brace, jest to Wojownik Cieni, który przygotowuje uczniów do walk- wyjaśnił.
- Tylko że to on decyduje, kiedy dany Wojownik może zacząć szkolenie. Za pomocą Trenslave może ocenić, czy ktoś jest gotowy czy wręcz przeciwnie- wtrąciła Alice, odstawiając kubek z herbatą na bok.
- Trenslave?- uniosłam brwi.- Czy to w rodzaju jakiejś kuli czy czegoś takiego?
- To jest coś w rodzaju przewidywania przyszłości- uśmiechnęła się. Było mi głupio że palnęłam taką głupotę.- Nie wiesz nawet kiedy Cię sprawdzi, ma swoje sztuczki które chowa przed całym światem. Myślę, że niedługo powinniście do niego iść.
- Alice- zaczął Harry. Chyba pierwszy raz się do niej zwrócił. Spojrzała na niego ciepło, uśmiechając się lekko.- Czy ja również, wiesz...- zaciął się.- Jestem zwykłym Mortalem.
  Szybko pojął o co chodzi. Ja natomiast nadal miałam przed oczami obraz matki, dzielnej, gotowej bronić Swojego Świata, czyli Lux Mundi. Westchnęłam cicho i pokręciłam głową.
- Co?- chłopak zmarszczył brwi widząc moją minę.
- Każdy Wojownik Cieni jest Mortalem- zaśmiał się George, a jego donośny śmiech rozniósł się po sali. O mało co nie przewrócił kubka z czarną kawą którą wziął z barku.
- Wiesz o co mi chodzi.
- W każdym razie domyślam się. Otóż nie, Harry. Jeżeli zdasz u Brace'a, to możesz zacząć szkolenie, tak jak każdy Wojownik. Jednak istnieje prawdopodobieństwo że nie zdasz, a szansa jest niestety duża.
  Widziałam niezadowolenie na jego twarzy. Może to  dziwne z mojej strony, ale wolałabym żeby tak się właśnie stało. Nie chciałam narażać go na niebezpieczeństwo.
***
  Siedziałam na swoim łóżku, wpatrując się w krajobraz za oknem. Widziałam duże, zielone drzewa, krzewy oraz mnóstwo kwiatów w najróżniejszych kolorach tęczy. Było tu bardzo ładnie, idealne miejsce żeby pomyśleć, zastanowić się nad tym dokąd zmierzamy i jaki kierunek w życiu chcemy przyjąć. Spojrzałam na błękitne niebo po którym leniwie sunęły się mleczne obłoczki, niektóre przypominające różne kształty. Klucz ptaków pojawił się na horyzoncie jak orszak gotowy do walki. Słońce wisiało wysoko na niebie a cały świat był skąpany w blasku południowego słońca. 
  Pukanie do drzwi rozniosło się po całym pokoju przerywając moją chwilę samotności.
- Proszę- powiedziałam, siadając na łóżku. Skrzypienie drzwi nie należało do najprzyjemniejszych dźwięków, a w nich ukazał się Harry, cały ubrany na czarno.
- Masz może ochotę na spacer?- uśmiechnął się arogancko, opierając się swobodnie o framugę. Od kilku dni nie wychodziłam poza Dom Wojowników, a tutejsze krajobrazy prezentowały się bardzo zachęcająco, ukazując najróżniejsze rodzaje kwiatów, drzew oraz wszelkiej innej roślinności.
- Chętnie- mówiąc to, wstałam z łóżka poprawiając swoją bluzkę. Z krzesła chwyciłam skórzaną kurtkę i szybko ją na siebie założyłam.- Idziemy?- zwróciłam sie do chłopaka, zawiązując gumkę na włosach. Chłopak pokiwał tylko głową, przyglądając się moim poczynaniom.
- To chodź- kiedy byłam gotowa, opuściliśmy pokój, zamykając z lekkim trzaskiem drzwi.
  Szliśmy holem a nasze kroki odbijały się echem od marmurowej posadzki. Przechodziliśmy właśnie obok dużych okien, tak jak w kościołach z epoki gotyku czy renesansu. Obwieszone były czerwonymi kwiatami które wyglądem przypominały maki. Oczarowanym wzrokiem chłonęłam krajobraz roztaczający się poza oknami. Wysokie góry z daleka prezentowały się niczym piramidy w Egipcie, ustrojone na zielono z kolorowymi kwiatami. Długi, mieniący się strumyk wił się niczym srebrna wstęga pomiędzy górami.
- Ładnie tu- powiedział beznamiętnie Harry, podchodząc do okien. Oparł się o nie, mrużąc oczy w słońcu.
  Dołączyłam do niego, przyglądając się dokładniej owym kwiatom które wisiały nade mną. Przez krótką chwilę wydawało mi się że coś przemknęło pomiędzy płatkami, lśniąc się na złoto. Zmarszczyłam brwi i stanęłam na palcach, chcąc się dokładniej im przyjrzeć, kiedy nagle coś małego uderzyło w mój nos. Odskoczyłam zaskoczona do tyłu, machając ręką.
  Usłyszałam tylko śmiech Harry'ego, który rozniósł się zapewne po całym Domie Wojowników. Rozejrzałam się zdezorientowana, chcąc znaleźć to co we mnie uderzyło.
- Nie śmiej się- mruknęłam, wywracając oczami. W odpowiedzi utrzymałam kolejną dawkę cichego śmiechu.
  Nagle przede mną wystrzeliło coś drobnego, coś małego, mieniącego się złotym blaskiem. Z zaskoczeniem odkryłam że owe coś ma delikatne skrzydełka z tylu tułowiu, oraz długie, gęste, złote włosy. Wróżka?
  Do moich uszu dobiegł cichy, melodyjny śpiew, nigdy w życiu nie słyszałam czegoś równie pięknego, tak delikatnego i wzruszającego. Z oczarowaniem przyglądałam się małej postaci, która lewitowała w powietrzu, otoczona złotą poświatą. Chciałam wyciągnąć dłoń i ją dotknąć, jednak zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Westchnęłam rozczarowana kiedy przed moimi oczami nic już nie lśniło.
- Widziałeś?- szepnęłam zachwycona, odwracając się w stronę Harry'ego. Również był zaskoczony tym co przed chwilą zobaczył.
- Czyli że te wróżki i inne magiczne stworzonka istnieją? Wcale bym się nie zdziwił jakby po korytarzu latał jakiś skrzat- prychnął rozbawiony. Podszedł do mnie wolnym krokiem.
- Ja też- uśmiechnęłam się, kiedy ruszyliśmy dalej. 
  Wyszliśmy z budynku. Cały świat był skąpany w świetle słońca, jednak nie było zbyt ciepło. Kiedy szliśmy alejką w stronę ogrodu żadne z nas się nie odzywało. Ja pochłaniałam wzrokiem każdy szczegół krajobrazu który nas otaczał.
  Alejka ciągnęła się w nieskończoność. Piaskowa droga prowadziła przez gąszcz najróżniejszych drzew oraz najciekawszych rodzajów kwiatów. Przez gałęzie przebijały się resztkami sił promienie, tworząc niezwykle magiczny klimat. W końcu musiałam powiedzieć coś Harry'emu.
- Harry...-zaczęłam, jednak odebrało mi mowę kiedy stanęliśmy przed dużą altaną.
  Była wykonana ze złota, które mieniło się bajecznie wśród szmaragdowej zieleni. Drobinki kurzu unosiły się w powietrzu a śpiew ptaków roznosił się po całym lesie. Całe miejsce wyglądało jak wyjęte z bajki dla małych dzieci.
Niechętnie odwróciłam wzrok od altany aby zobaczyć reakcję Harry'ego. Z satysfakcją dostrzegłam że na nim również wywarła niemałe wrażenie. Skierował wzrok w moją stronę oblizując nerwowo usta.
- Podoba Ci się?- szepnął, jakby bał się że gdy wypowie słowa głośniej, wszystko pryśnie jak bańka mydlana. Takie same pytanie zadał mi wtedy, kiedy po raz pierwszy przywiózł mnie do swojego domu.

Harry
  Myślałem, że zawsze będę żył po swojemu, według swoich własnych zasad, a każdemu kto będzie chciał je zmienić, dam w pysk. Jednak teraz byłem po prostu zbyt zagubiony, by odnaleźć swoje prawdziwe "ja". Chciałem jedynie aby wszystko się skończyło, i aby Lily odnalazła swoją mamę oraz rodzeństwo. A ja jej w tym pomogę.
- Bardzo- uśmiechnęła się delikatnie, odpowiadając na moje pytanie. Wolnym krokiem ruszyłem w stronę altany, przedzierając się przez gałęzie. Za sobą słyszałem kroki Lily oraz jej ciche przekleństwa kiedy potykała się o nierówności. Kiedy doszliśmy do niej, ostrożnie wszedłem do środka, niepewny czy za moment wszystko runie, lub czy to nie tylko nasze złudzenie. Jednak nie, wszystko było prawdziwe.
Usiadłem na jednej z małej ławek ustawionej wzdłuż zaokrąglonej ściany. Westchnąłem cicho, zmęczony dość długim spacerem. Spojrzałem na Lily, która usiadła obok mnie chłonąc uważnie wszystko co otaczało ją dookoła.
- Niesamowicie- powiedziała oczarowana.
- Chciałaś coś mi powiedzieć- uśmiechnąłem się, przypominając sobie że zaczęła coś mówić kiedy stanęliśmy przed altaną.
Spojrzała na mnie niepewnie, bawiąc się nerwowo palcami u rąk.
- Nie chcę żebyś szedł ze mną do Brace'a- wypuściła powietrze z płuc,
- Dlaczego?- burknąłem. Jeżeli myślała że odmówię udziału w szkoleniu i odnalezieniu jej rodziny, to się grubo myliła.
- Bo nie chcę narażać Cię na niebezpieczeństwo- jęknęła. Na jej słowa zaśmiałem się tylko.
- Nic mi nie będzie, Lily. Ale musisz się liczyć z tym, że nieważne czy chcesz czy nie, pójdę do niego i jeżeli uda mi się, to przystąpię do szkolenia. Chcę Ci pomóc, rozumiesz?
- Nie możesz mi pomagać narażając swoje życie na walkę z demonami!- wyrzuciła zdesperowana ręce w górę, patrząc na mnie z niedowierzeniem.
- Przestań- wywróciłem oczami.- Przynajmniej teraz się coś dzieje, odrobina rozrywki dobrze mi zrobi.
- Nazywasz rozrywką wyprawę do Świata Cieni aby uwolnić moją matkę? Nie wspomnę o tym, że muszę znaleźć miecz, a nie mam zielonego pojęcia gdzie mam go szukać. To tak jakby szukać igły w stogu siana, niemożliwe.
- Tak, to właśnie nazywam rozrywką- droczyłem się z nią. Denerwowanie jej sprawiało mi wielką przyjemność, tak jak denerwowanie młodszej siostry.
- Jesteś niemożliwy.
  Kiedy spojrzała na mnie, w jej oczach dostrzegłem coś...innego. Lęk? Ale przed czym? Chyba raczej nie o to, że coś mi się może stać.
Niebo zaczęło powoli zmieniać swoją barwę z błękitnej na różowo-pomarańczową. Na liściach drzew i na trawie zaczęły się powoli osadzać kropelki rosy, a powietrze stało się bardzo wilgotne. W oddali na różowej powłoce widać było już księżyc.
- Wracajmy- powiedziałem cicho, wstając. Podałem rękę Lily, dziewczyna uśmiechnęła się wdzięcznie i ją delikatnie chwyciła. Wstała przy mojej pomocy i ruszyliśmy w kierunku Domu Wojowników.
***
  Lily wraz z Harrym weszli do budynku aby porozmawiać z Georgem w sprawie wizyty u Brace'a. Lily nie chciała, aby Harry brał udział w walce u jej boku. Bała się, że coś mu się stanie, a nie zniosłaby wiadomości że coś się mogło mu stać z jej winy. Miała cichą nadzieję że nie zda u Wojownika i wróci do Swojego Świata. Tam przynajmniej byłby bezpieczny.
- Gdzie go możemy znaleźć?- głos Harry'ego rozniósł się echem po opustoszałym holu. Lily rozejrzała się naokoło, ale nic. Żadnej żywej duszy.
- Może jest w gabinecie- mruknęła, ruszając w dalszym kierunku. Harry szybko do niej dołączył, rozglądając się naokoło. Na ścianach wisiało pełno obrazów.
Kiedy doszli do potężnych drzwi, Lily zawahała się przez krótki moment, jednak w końcu je pchnęła. Zaskrzypiały nieprzyjemnie, obwieszczając ich przybycie. Dwójka znalazła się w ciemnym pomieszczeniu, które oświetlała jedynie paląca się świeczka na biurku. Blade światło jakie dawała oświetlało słabo postać siedzącą za nim, piszącą coś zawzięcie na kartce, piórem. Kiedy usłyszała że ktoś wszedł do gabinetu, zaprzestała pisania i spojrzała na nich zaciekawiona.
- Harry, Lily!- głos Georga rozbrzmiał w gabinecie. Dało się w nim usłyszeć ulgę oraz podekscytowanie.- Właśnie piszę do Brace'a w Waszej sprawie, przypuszczam że gdy napiszę mu, że ma wyszkolić Lily White, nie uwierzy mi dopóty dopóki Cię nie spotka.
- George, daj spokój- jęknęła dziewczyna. Nie lubiła kiedy mówił o niej tak, jakby była 8 cudem świata.
- Właśnie szliśmy do Ciebie, zapytać się kiedy możemy się z nim spotkać- wtrącił brunet, patrząc w jego stronę.- Jak widać zjawiliśmy się w porę.
- Tak. Jutro powinien dać mi odpowiedź, wtedy jak najszybciej się z Wami skontaktuję.
  Nagle Lily przypomniał się Andy. Na myśl o tym, jak potraktowała chłopaka coś ścisnęło ją w żołądku. W jej głowie ciągle słyszała nutę rozczarowania w jego głosie, kiedy powiedziała mu że przez kilka najbliższych dni nie będą mogli się spotykać. Ogarnęły ją potężne wyrzuty sumienia.
- George, moglibyśmy jutro zrobić mały wypad do Londynu?- zapytała nerwowo dziewczyna, przegryzając wargę. Poczuła na sobie zaskoczony wzrok bruneta.
- Oczywiście- odpowiedział przyjaźnie starszy mężczyzna.- Jednak pod warunkiem, że pójdzie z Wami Alice. Nie chciałbym żeby przydarzyła Wam się powtórka z rozgrywki sprzed kilku dni, a taki wypad na pewno spodoba się Alice.
- Jasne, nie ma sprawy- pokiwała dziewczyna głową.- My już może będziemy szli. Dobranoc- mówiąc to pociągnęła Harry'ego w stronę drzwi. Po chwili wypadli na korytarz, a drzwi z hukiem się za nimi zatrzasnęły.
- Po co chcesz jechać do Londynu?- sapnął Harry, opierając dłonie na kolanach.
- Załatwić kilka spraw- odpowiedziała wymijająco Lily. Ruszyła w kierunku swojego pokoju.- Mam nadzieję że Brace jak najszybciej da odpowiedź. Zależy mi na czasie- zmieniła temat, kiedy dołączył do niej Harry.
- A ja mam nadzieję że uda mi się przyjąć szkolenie- w głosie chłopaka Lily wychwyciła nutę determinacji i zawziętości. Chciała mu powiedzieć że ona myśli wręcz przeciwnie ale trzymała język za zębami.
- Jesteś niemożliwy.
- Wiem.

  Lily leżała już w swoim łóżku w siwych piżamach. Była już po odświeżającej kąpieli, jak wróciła do pokoju była cała mokra, w kurzu. Jak najszybciej wzięła odświeżający prysznic, a teraz leżała w łóżku, pod kołdrą. Z łazienki korzystał teraz Harry, który chwilę później z niej wyszedł.
  Kropelki wody spływały po jego torsie zdradzając to że właśnie wyszedł spod prysznica. Na jej policzki wkradł się zdradziecki róż, który ujawniał jej skrępowanie. Przeniosła wzrok na swoje dłonie, chcąc uniknąć przenikliwego wzroku bruneta.
- Jak myślisz, kiedy się z nimi zobaczymy?- zapytał chłopak, wskakując pod kołdrę.
- Nie wiem. Mam nadzieję że jak najszybciej- odpowiedziała, zamykając zmęczona oczy.
Nastała chwila ciszy. Kiedy dziewczyna już powoli zapadała w sen, wyrwał ją głos Harry'ego.
- Jak myślisz, jaka jest Twoja mama?- zapytał cicho. Miał ochrypły głos.
Lily nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Wielokrotnie wyobrażała ją sobie jako wojowniczkę, dzielną i silną. Idealną, mającą wielkie serce.
- Wyobrażam ją sobie jako moją własną definicję ideału.- na jej usta wkradł się słaby uśmiech.- Moją własną definicję piękna, wytrwałości, siły i odwagi. Z pewnością ma duszę anioła, z tego co opowiadała Alice. Nie potrafię jej sobie po prostu wyobrazić jako osobę z wadami.
- Z pewnością taka właśnie jest- przytaknął jej Harry. Ziewnął przeciągle zdradzając swoje zmęczenie.
- Idź spać- Lily powiedziała życzliwie.- Miej nadzieję że już jutro dostaniemy odpowiedź od Brace'a. Swoją drogą, ciekawa jestem jaki on jest. George o nim za wiele nie wspominał.

_______________________________________________________
Cześć miśki!
Witam Was bardzo serdecznie i na początek, wszystko co chcę powiedzieć, to; SGKEAKWHFAKJWHTLWJFHJLGHWEJLHFKLJHGEW ! Tyle komentarzy pod rozdziałem 7, to coś niesamowitego! I to mnie naprawdę zmotywowało do dalszej pracy :)
Tak jak większość z Was chciała- praktycznie cały rozdział z Lily i Harrym ! Nie wiem co mam o tym myśleć, ale szczerze? Ten rozdział pisało mi się niezwykle ciężko...nie wiem, brak weny. W dodatku, koniec I semestru a oceny fatalne.
A teraz niespodzianka:

WOJOWNICY CIENI BIORĄ UDZIAŁ W KONKURSIE NA BLOG ROKU 2013 !
Mam nadzieję że coś z tego wyjdzie, ponieważ nie wiem czy wiecie, ale moim największym marzeniem jest w przyszłości wydać książkę :) A w tym konkursie jest taka możliwość. To dla mnie ogromna szansa.

Następny rozdział powinien pojawić się za tydzień :)
Ps. Głosować na blog można od 30 stycznia! Trzymajcie za mnie kciuki, i do napisania ;)

Ps2: W komentarzach zadawajcie mi pytania na które odpowiem w specjalnym filmiku dla Was! Wtedy będziecie mogli się o mnie czegoś dowiedzieć i będzie to miła, inna i specjalna forma podziękowań :) Więc pytajcie!

Cąłuję, Julia xx

C Z Y T A S Z = K O M E N T U J E S Z + S Z A C U N E K  D L A  A U T O R A