sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział 9

 < Jeżeli to czytasz, to zostaw po sobie komentarz >

 Lily zastanawiała się całą noc jak będzie wyglądał jej jutrzejszy dzień. Musiała pojechać do Londynu spotkać się z Andym, a wiedziała doskonale że Harry go nienawidzi. Dodatkowo dochodziła sprawa z Bracem, Wojownikiem Cieni który uczy i przygotowuje uczniów do walk. Mieli się z nim spotkać i miał ocenić czy są gotowi. Nic nie przerażało jej bardziej niż wizja tego jak Brace odmawia im pomocy. Kiedy lęk pochłonął każdy skrawek jej ciała, postanowiła zacząć myśleć o czymś innym. Nie było w ogóle takiej opcji żeby powiedział "nie".
***
- Alice, szybciej!- nerwowy głos Georga dobiegł do uszu Lily, kiedy szykowali się wszyscy na wyjazd do Londynu. Była na górze jednak słyszała go z dołu, kiedy zakładała na siebie kurtkę i zapinała jej zamek. Założyła na nogi swoje ulubione czarne trampki, kiedy drzwi do pokoju się uchyliły i w nich ukazała się postać Harry'ego. Dziewczyna zmierzyła go wzrokiem; miał na sobie siwy sweter i czarne spodnie.
- Gotowa?- zapytał, ukazując swoje śnieżnobiałe zęby. Pokiwała twierdząco głową, chwytając swoją torebkę z łóżka.
- Po co chcesz jechać do Londynu?- dociekał chłopak, kiedy schodzili po schodach na dół. Słychać było jedynie ich kroki.
  Lily nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Nie chciała mu mówić że jedzie do Andy'ego, bo wpadłby w gniew, a ostatnie czego chciała to widok złego Harry'ego. Wzruszyła więc tylko ramionami, wodząc wzrokiem po obrazach wiszących na ścianach. Praktycznie cały Dom Wojowników Cieni był nimi ozdobiony, ciężko tu natrafić na ścianę na której nic nie wisi.
- Pozałatwiać parę spraw- odpowiedziała wymijająco. Zeszli na sam dół i skierowali się w stronę drzwi wyjściowych. Dzięki Bogu Harry znał drogę, kiedy przyprowadzili tu nieprzytomną Lily.
Wyszli na zewnątrz. Dziewczyna wciągnęła powietrze przez nos, rozkoszując się jego świeżością. Słońce wisiało na niebie, ptaki ćwierkały w ogrodzie, a na całej posesji panował spokój i porządek. Kiedy skanowała wzrokiem wszystko co ją otaczało dookoła, jej spojrzenie zatrzymało się na czarnym, eleganckim i zapewne drogim samochodzie. Nie wiedziała jakim, ponieważ nie za dobrze się na nich znała. Obok stał George ubrany w siwy garnitur z czarnymi guzikami które pasowały do jego koloru włosów i wąsa, a z nim była Alice. Dziewczynę zaskoczył jej strój, miała na sobie czarne, długie spodnie, czerwoną marynarkę i buty na wysokich obcasach. Do tego w dłoni trzymała małą, czarną torebkę a na jej nadgarstku wisiała perłowa bransoletka. Mocny makijaż pasował do całej stylizacji, ciemne włosy spływały kaskadą na jej plecy. Kiedy ich zobaczyli uśmiechnęli się przyjaźnie, na co dwójka odwzajemniła uśmiech.
- Miło mi Was widzieć, dzieciaki- powiedział George. Brunetka się uśmiechnęła, lubiła kiedy starszy mężczyzna zwracał się do nich w ten sposób.
- Nam Ciebie też- na twarzy Harry'ego błądził lekki uśmieszek.
  Lily przed oczami znowu stanął obraz jej dzielnej i gotowej do walki matki. Nie wiedziała dlaczego zawsze sobie o niej przypomina w najmniej odpowiednich momentach. Może świadczyło to o tym jaką miłością darzą się nawzajem. Nie wiedziała dlaczego, ale czuła że jej mama wie że już odkryła kim jest i że wygra walkę oraz odnajdzie ją i miecz. I swoje rodzeństwo.
  Po ciele dziewczyny przebiegł nieprzyjemny dreszcz kiedy wyobraziła sobie małe dziecko więzione w świecie, z którego prawdopodobnie nie ma powrotu.
- Wsiadajcie- George otworzył Lily tylne drzwi. Dziewczyna skinęła głową na znak podziękowania, i zgrabnie wskoczyła na siedzenie, a zaraz za nią Alice. Harry natomiast obszedł cały samochód naokoło i usiadł z przodu obok kierowcy, którym był starszy Pan w eleganckim stroju. Na jego widok brwi dziewczyny uniosły się w wyrazie zaskoczenia.
Po chwili z zawrotną prędkością wyjechali z posesji. Lily wpatrywała się w zamazany obraz świata który widniał za szybą, kiedy mknęli po szosie.
***
  Harry ciągle zastanawiał się w jakim celu brunetka która ciągle siedziała mu w głowie, chciała pojechać do Londynu. Denerwował go fakt że była tak tajemnicza i intrygująca, nie był przyzwyczajony do tego że ktoś ma przed nim tajemnice. Jednak wiedział doskonale że niedługo się dowie.
Myślał, że przejazd pomiędzy Tamtym Światem a Tym Światem, będzie czymś na podobę jakiegoś wymiaru. Jednak się mylił, zanim się obejrzał jechali już ulicą Londynu. Obyło się bez żadnych wstrząsów czy czegoś takiego. Harry, ty idioto, skarcił się w myślach.
  Zerknął w lusterko aby zobaczyć co robi Lily. Uśmiechnął się lekko kiedy widział z jakim zafascynowaniem pochłania świat za szybą samochodu, pomimo tego że były to tylko zwykłe sklepy ustrojone na świąteczny klimat. Ludzie kręcili się na ulicach, kupując prezenty dla swoich bliskich. Śmieszne, że coś takiego może ją interesować.
- Gdzie mam jechać?- w głosie starszego mężczyzny który kierował samochodem zabrzmiała nuta znudzenia.
- Proszę nas wysadzić obok "Sweets Mr Charlie"- odpowiedziała dziewczyna obojętnym tonem.
Po chwili zatrzymali się przed budynkiem. Na szyldzie widniał jakiś śmieszny pączek oraz różne cukierki , ciastka i wafelki. Zemdliło go na widok tych wszystkich słodkości.
Otworzył drzwi i wyskoczył z samochodu. Otworzył je również Lily i Alice, które grzecznie mu podziękowały. Alice poprawiła marynarkę która lekko się wygniotła.
- To gdzie idziemy?- zapytała, kiedy ruszyli w kierunku wschodniej części miasta. Harry zmarszczył brwi kiedy Lily wyjęła z torebki telefon i zaczęła coś czytać.
- Alice, może miałabyś ochotę pójść na jakieś zakupy? Trochę to minie zanim ja z Harrym pozałatwiamy parę spraw- spojrzała na nią proszącym wzrokiem. Chłopakowi zapaliła się czerwona lampka kiedy zaczął się zastanawiać nad tym co ona kombinuje.
- Przykro mi, ale nie mogę- westchnęła..- George by mnie zabił gdyby się dowiedział że puściłam Was sama, bez opieki. Kruszynko, myślisz że ten Demon co zaatakował Was wtedy w klubie jest jedyny?- Brunet zauważył że Lily wzdryga się nieprzyjemnie na wspomnienie o demonie.- Nigdy nie wiesz kiedy znowu Cię zaatakuje. Wszędzie się od nich roi- wytłumaczyła.
- Damy sobie radę- upierała się.- Mam Twój numer, w razie czego będziemy do Ciebie dzwonić.
  Starsza kobieta przegryzła nerwowo wargę. Była rozdarta, dało się to zauważyć w jej oczach.
- Zgoda, ale pod jednym warunkiem- zastrzegła sobie, patrząc na nich groźnym wzrokiem. Poszperała w swojej torebce. Kiedy znalazła to czego szukała, rozejrzała się naokoło, czy nikt nie zwraca na nich uwagi.- Odgarnij włosy-zaskoczona spojrzała na nią, jednak wykonała to, co powiedziała Alice. Podeszła do niej i zawiązała coś na jej szyi. Harry nie mógł dostrzec tego, co widniało na naszyjniku, dopóki Lily nie odwróciła się w jego stronę. Wisiorkiem okazał się być duży, szmaragdowy kamień. Harry zaskoczony odkrył że jego tęczówki są podobnego koloru.
- Śliczny- szepnęła zachwycona dziewczyna, obracając go delikatnie w palcach, patrząc na niego oczarowanym wzrokiem. Chłopak musiał przyznać, że był naprawdę ładny.
- Będzie Ci dawał częściową ochronę- oznajmiła Alice.- Działa na demony od pierwszego, do drugiego stopnia. Jednak już nie daje ochrony przed demonami trzeciego i czwartego stopnia, chociaż wątpię czy takowe będą w Londynie.
  Pierwszy, drugi, trzeci i czwarty stopień? Bruneta ta wiadomość zaskoczyła. Rozejrzał się naokoło; ludzie sprawnie ich omijali kiedy stali na chodniku od dłuższego czasu. Samochody i taksówki pędzące ulicą zlewały się w jedną plamę. Odgłosy klaksonu dobiegły do jego uszu kiedy kierowca volvo wjechał w drogę czarnego BMW.
- Czyli że możemy już iść?- zapytała Lily, kiedy Alice już się nie odezwała.
- Tak. Daję Wam na to góra 2 godziny, jasne? Będę na Was czekała w tym miejscu- mrugnęła do nich. 
***
- Gdzie idziemy?- dociekał Harry, który nie mógł już znieść tajemniczości brunetki która mu towarzyszyła.
  Chłopak spojrzał na nią. Momentalnie po jego ciele rozlało się ciepło, kiedy wiedział że ma ją przy sobie. Że kiedy z nią jest, nic się jej nie stanie, że jest bezpieczna. Nie wiedział dlaczego tak bardzo łaknie jej towarzystwa. Stała się częścią jego życia. Bez niej, byłby zagubiony. Nadal byłby tym, kim był przedtem. A tego nie chciał. To go przerażało najbardziej, że może wrócić do swojego dawnego "ja"; bezlitosnego, aroganckiego typa który widzi tylko czubek swojego nosa. Po części nadal taki był; to go nawet satysfakcjonowało. 
- Wściekniesz się jak Ci powiem- westchnęła zrezygnowana. W jej oczach widać było niezdecydowanie.
- Powiedzmy że postaram się utrzymać swoje nerwy na wodzy- prychnął rozbawiony.- No mów.
  Zawahała się przez moment.
- Idziemy do Andy'ego.
  Chłopak zatrzymał się, kiedy to usłyszał. Imię blondyna zadziałało na niego jak płachta na byka. Czuł, że gniew ogarnia powoli całe jego ciało, przepływając od czubka głowy po koniuszki palców u nóg. Zacisnął ręce w pięści, starając się pohamować swój gniew.
- Mówiłam Ci, że się wściekniesz!- jęknęła Lily, widząc co się z nim dzieje. Zaczęła się cofać, kiedy rozzłoszczony Harry zaczął sunąć w jej stronę.
- Po co chcesz do niego iść?- warknął, łapiąc ją za nadgarstki i przygwożdżając do marmurowej ściany jakiegoś sklepu. Ulica tutaj była prawie że opustoszała.
- Jestem winna mu przeprosiny- wyjaśniła przestraszona.- Harry, to on ze mną został kiedy ty mnie zupełnie olałeś!
  Zaskoczony natychmiastowo puścił jej ręce, robiąc krok do tyłu. Doskonale wiedział że ma rację. Jednak chęć żeby wzbudzić w niej zazdrość okazała się silniejsza. Wiedział, że ją zranił, ale czy do cholery miała zamiar wypominać mu to przez całe życie?, pomyślał rozgoryczony. Dziewczyna miała przyspieszony oddech a w oczach czaiło się przerażenie.
- Przepraszam- bąknął, unikając jej spojrzenia.- Idźmy już, okej?
  Lily pokiwała głową i po chwili w milczeniu ruszyli w dalszą drogę.
***
Duży wieżowiec górował wysokością nad pozostałymi budynkami. Pomalowany na biało odznaczał się wyraziście na tle pomarańczowo-różowego nieba, na horyzoncie widać było fioletowe chmury które nadciągały z północy. Klucz ptaków płynął po niebie, kiedy Lily podniosła wzrok.
  Stali właśnie przed budynkiem w którym mieszkał Andy. Dziewczyna wcześniej się z nim skontaktowała aby uprzedzić go o  ich wizycie, a radość kiedy się o tym dowiedział była nieopisana. Lily uśmiechnęła się na to wspomnienie.
- Wiesz który numer mieszkania?- mruknął Harry, kiedy stanęli przed drzwiami. Denerwował ją ton jego głosu jak i zachowanie przez całą drogę.
- Harry, możesz przestać być taki?- rzuciła zirytowana, naciskając guzik z numerem "18". Pchnęła drzwi i ruszyli w stronę windy.
- Taki, czyli jaki?- zaśmiał się denerwująco. Miała ochotę kopnąć go w kostkę.
- Irytujący! Zachowujesz się jak małe dziecko- zarzuciła mu, kiedy weszli do windy. Nacisnęła odpowiedni przycisk i po chwili sunęli w górę.
- Taka moja natura- wzruszył ramionami. Wywróciła oczami. Winda zatrzymała się z denerwującym "pii". Wyszli z niej, a Lily zaczęła rozglądać się po korytarzu.
- Tam- wskazała ręką na drzwi z numerem "18". Ruszyła w tamtym kierunku a za nią niezadowolony Harry. Postanowiła zignorować jego marudzenie. Zatrzymała się przed nimi, niepewna czy ma zapukać, czy nie. Pomimo tego że wiedziała, że Andy wie o ich wizycie, nie mogła się zdecydować. W końcu po chwili wahania podniosła zaciśniętą w pięść dłoń i zapukała cicho. Usłyszeli kroki oraz brzdęk kluczy. Po chwili drzwi się otworzyły a w nich stanął Andy. Miał na sobie koszulkę z jakimś napisem oraz czarne dresy. Blond czupryna była potargana, kosmyki jego włosów sterczały w każdą możliwą stronę, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
- Lily!- powiedział uradowany, mocno ją przytulając. W jej głowie zakręciło się od mocnych perfum. Był przyjemnie ciepły, jakby własnie skończył wylegiwać się pod cieplutką kołdrą. Odwzajemniła jego uścisk.
- Cześć, Andy- uśmiechnęła się słabo. Spojrzała na Harry'ego, znowu przybrał obojętny wyraz twarzy. Blondyn zmierzył bruneta wzrokiem, skrzywił się kiedy wykrył u niego brak zainteresowania.
- Wchodźcie- zaprosił ich do środka.
***
- Przepraszam, Andy- powiedziała Lily głosem pełnym skruchy. Siedzieli w dużym salonie Andy'ego, na białe ściany padał różowy odcień nieba. Promyki słońca które chowało się powoli za horyzontem wpadały przez duże, szklane okno, które dawało widok na całą panoramę Londynu. Dziewczyna chłonęła ten widok z zafascynowaniem.
- Za co?- zapytał, nie wiedząc za bardzo o co jej chodzi.
  Harry przez cały czas się nie odzywał, tradycyjnie jak był w pobliżu Andy'ego. Zakładał wtedy maskę obojętności, co niezmiernie irytowało brunetkę.
- Za to, że tak nagle zniknęliśmy bez śladu. Wiesz, jak kamień w wodę.
- Nic się nie stało, pomijając to że odchodziłem do zmysłów- uśmiechnął się lekko. Na policzki Lily wkradł się się lekki róż.
- Przepraszam- bąknęła.
- Byłem u Was- wyznał zamyślony, mieszając cukier w herbacie.- Ale Was nie było. Gdzie byliście?
  Spojrzała zaniepokojona na bruneta, który siedział wygodnie na fotelu, przysłuchując się ich konwersacji. Przeniósł wzrok na nią, ale nic nie wyczytała z jego oczu.
Nie wiedziała czy ma powiedzieć Andy'emu prawdę. Bała się jak na to zareaguje, ba! Czy jej w ogóle uwierzy, czy jej nie wyśmieje. Dziesiątki pytań cisnęły jej się do głowy, jednak nie znała na nie odpowiedzi, tym bardziej kiedy czuła na sobie uciążliwy wzrok blondyna.
- Musimy poważnie porozmawiać- wypuściła głośno powietrze z płuc. Kątem oka zauważyła jak po twarzy Harry'ego przemyka cień zaskoczenia.
- Mam się bać?- zaśmiał się Andy.
- Tak- odpowiedziała krótko. Natychmiast zaprzestał, kiedy usłyszał tak dobitną odpowiedź.
- O co chodzi?- zmarszczył brwi.
  Dziewczyna przegryzła nerwowo wargę, nie wiedząc jak  ma to wszystko zacząć. Od czego ma w ogóle zacząć i jak ubrać w słowa wydarzenia z ostatnich kilku dni. Przecież to wszystko było tak niedorzeczne, absurdalne, że nikt kto tego nie przeżył jej nie uwierzy. Jedynie wyśmieje a w najlepszym wypadku da numer do psychologa. Serce zaczęło jej bić jak szalone, kiedy z jej ust popłynęły słowa pełne zadumy.
- Na świecie nie istnieje tylko Nasz Świat. Istnieje wiele Innych Światów, a jednym z nich jest Lux Mundi, czyli Świat Wojowników Cieni, którzy mają za zadanie pokonać i zgładzić cały Świat Cieni oraz oczyścić go z demonów. Jestem Lily White, czyli Najpotężniejsza Wojowniczka Cieni, która musi odnaleźć swoją matkę oraz brata...
***
  W salonie nastała niezręczna cisza. Długie włosy dziewczyny zakrywały jej twarz, kiedy próbowała ukryć się przed spojrzeniem Andy'ego. Gdyby nie pomoc Harry'ego, dziewczyna nie dobrnęłaby do końca tej nieprawdopodobnej historii. Chłopak cały czas słuchał ich w skupieni, powoli analizując ich słowa.
- Wow- szepnął tylko. Lily zmarszczyła brwi, kiedy na jego twarzy zagościł lekki uśmiech podekscytowania.- Nieźle. Czyli że wtedy kiedy zniknęłaś wraz z nim- wskazał głową na loczka.- To zaatakował Was...demon?
- Zgadza się- pokiwała twierdząco głową.- Nie wierzysz? To patrz- mówiąc to, podwinęła rękaw czarnej bluzki. Na obnażonym ramieniu dalej widniały dwie nienaturalnie duże dziury po ostrych zębiskach, które nie pasowały do żadnego zwierzęcia.
- Cholera jasna- zaklął cicho blondyn, pochylając się w jej stronę.- Co to jest?- zapytał przerażony.
- Clevitus- do ich uszu dobiegł cichy głos bruneta. Lily zaskoczyło to, że zapamiętał jak się nazywa.
- Czyli?- zdezorientowany Andy nie wiedział o co chodzi.
- Ten demon- wyjaśnił.
Twarz blondyna zbladła.
- Ugryzł Cię?- przerażenie w jego głosie było aż nadto wyraźne.
- Tak- skrzywiła się.- Ale spokojnie, George to wyleczył. Już nawet nie boli- dodała pocieszająco.
- George to ten typek co się Wami opiekuje, tak?
- Mhm- mruknęła, opuszczając rękaw. Wzięła ze stołu herbatę i upiła dość spory łyk.
- Pokręcone to wszystko- pokręcił głową. Doskonale go rozumiała, sama to przeżyła, kiedy George zaczął jej powoli wyjawiać wszystkie sekrety. Uczucie straty, pustki, bólu, determinacji, zawziętości oraz chęci walki stworzyły z Lily zupełnie nową dziewczynę.- Ale wiesz, że chcę Wam pomóc, tak?
  Brunetka o mało co nie wypluła herbaty z ust. Harry się tylko zaśmiał.
- Nie ma mowy, Andy!- zaprotestowała gwałtownie.- Już i tak nie chcę narażać na to Harry'ego, ale jest tak zawzięty że nic do niego nie dociera! Nie chcę narażać na niepotrzebne niebezpieczeństwo i Ciebie, jasne?
Pokręcił tylko głową. Nic, zero reakcji na słowa dziewczyny. Zacisnęła mocno usta, próbując się opanować. Czy wszyscy faceci muszą tacy być?
- A dla mnie Andy powinien do nas dołączyć.- kiedy tylko to usłyszała, posłała brunetowi złe i pełne niedowierzenia spojrzenie.
- Nawet on jest po mojej stronie.
- Zamknijcie się obydwoje.
***
  Cała trójka szła właśnie opustoszałymi ulicami jednej z dzielnic Londynu. Brunetka poddała się, nie miała już siły aby dalej się kłócić. Irytował ją fakt że dała im wygrać i teraz ma na sumieniu życie dwóch osób. Pięknie, pomyślała, zapinając dodatkowo guziki kurtki. Zamek nie wystarczał, mróz był zbyt silny.
- Chyba Alice się wkurzy- zauważył Harry, sprawdzając która godzina.- Powinniśmy być tam za 10 minut.
- Alice?- Andy schował dłonie w rękawy kurtki.- Twoja ciotka?
- Zgadza się- Lily pokiwała twierdząco głową, dorównując im kroku.
  Szli właśnie cichą, wąską uliczką. Nie było tu zbyt przyjemnie, w powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach, na co brunetka zmarszczyła nos. Wszędzie walały się sterty kartonów, puste opakowania po piciach oraz sterty innych, niepotrzebnych rzeczy albo śmieci.
  Nagle ogarnęło ją jakieś niepokojące uczucie, kiedy usłyszała za sobą czyjeś kroki. Serce boleśnie załomotało o jej klatkę piersiową, a oddech ugrzązł w gardle. Szła nieco z tyłu za Harrym i Andym. Chwyciła wisiorek który otrzymała od Alice, nerwowo obracając go w palcach.
  Trzask.
Nie myśląc za wiele, odwróciła głowę do tyłu. Zatrzymała się, kiedy ujrzała przed sobą bezbronne dziecko. Był to chłopiec jednak miał dość nietypową fryzurę- kruczoczarne włosy postawione były w kolce które śmiesznie odstawały na wszystkie strony. Był trupio blady z niepokojąco czerwonymi ustami..
- Lily White- dość niski jak na takiego chłopca głos dobiegł do jej uszu, powodując na jej ciele dreszcze. Skanował ją wzrokiem od stóp do głów, oblizując wargi. Dziewczyna domyślała się już kim, albo raczej czym, jest owy chłopiec.
  Zaczęła cofać się do tyłu, odwracając głowę w stronę chłopaków. Harry stał w pozycji obronnej, Andy natomiast ze zmarszczonymi brwiami i zainteresowaniem w oczach.
Usłyszała tylko świst i po chwili coś ciężkiego jak marmur przygniotło ją do ziemi. Krzyknęła, kiedy długie paznokcie wpiły się w jej rękę, a chwilę po tym poczuła jak coś mokrego po niej spływa. Szarpnęła się, chcąc zrzucić chłopca z siebie, kompletnie zapominając o delikatności. Przecież to nie dziecko, warknęła, wymierzając kolanem cios w brzuch. Usłyszała cichy syk tuż przy swoim uchu.
- Ashton...
  Chłopiec natychmiastowo zostawił ją w spokoju, stając obok jakiegoś mężczyzny. Dziewczyna podniosła się na łokciu, dokładniej się mu przyglądając. Miał siwe włosy, długą brodę a na sobie założony czarny płaszcz. Cerę miał identyczną jak chłopczyk, tak samo usta.
- To ona- wskazał palcem na nią. Po chwili poczuła jak ktoś ją podnosi i stawia na ziemi. To był Harry, który wpatrywał się z zaciśniętymi zębami w dwójkę wampirów.
- Widzę- odpowiedział dość znudzonym głosem.- Ale zastanawiam się chłopcze, co Ci odbiło. Obawiam się, że Twoja matka nie będzie z tego powodu zadowolona, że chciałeś zmienić córkę Brook...
 Tego było już dla Lily za wiele.
- Przepraszam bardzo, skąd wy wiecie kim ja jestem?- warknęła w ich stronę. Nie wiedziała nawet że pochyliła się niebezpiecznie w ich stronę, gdyby nie uścisk Harry'ego. Wyszarpnęła rękę z jego uścisku, wpatrując się gniewnie w postaci z rodem piekieł które stały przed nią.
- Twoje imię i nazwisko jest znane...
- Przestańcie w końcu o tym gadać!- podniosła głos. Nie chciała znowu słyszeć tego "Twoje imię i nazwisko jest znane na całym świecie...".- To, że jestem tym, kim jestem, to nie znaczy że macie mówić o mnie jakbym była jakimś zabytkiem czy eksponatem!- wybuchnęła. Dała upust całym swoim emocjom które gromadziły się w niej od środka. Jeszcze moment a by rzuciła się w ich kierunku, gdyby nie uścisk bruneta.
- Spokojnie- szepnął jej na ucho, a po jej ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Odetchnęła głęboko, zagryzając nerwowo wargę.
- Czysta Brook- powtórzył dobitnie mężczyzna. W pewien sposób schlebiało to dziewczynie, jej matka jest z pewnością niesamowitą osobą, a porównanie jej do niej, to niewiarygodny zaszczyt.
- Prawda?- wszyscy się odwrócili kiedy za nimi stała Alice. Wpatrywała się skupiona w mężczyznę który był tu wraz z chłopcem. Ręce miała założone na klatce, nerwowo machała torebką, stukając obcasem o marmurową posadzkę.
- Alice.
- Dylan.
  Ta krótka wymiana zdań nie spodobała się dziewczynie. Przenosiła wzrok raz z Alice na Dylana, i raz z Dylana na Alice.
- Lily, Harry, wracamy- rozkazała surowym tonem, nie patrząc w ich stronę. Lily zerknęła na Andy'ego i złapała jego rękę, ciągnąc w jej kierunku. Stanęli za nią.- Idziemy.
  Wyminęła ich sprawnie a jej włosy rozwiał wiatr. Dylan i Ashton wpatrywali się w postać dziewczyny, dopóki nie zniknęła im z oczu. Niewiele się zastanawiając, Lily zrobiła również to samo.
***
  Jechali tym samym samochodem, z tym samym kierowcą. Tylko że teraz Lily była wciśnięta pomiędzy Andy'ego a Alice, która o dziwo nie wypytywała się kim jest blondyn, ani nie mówiła że ma coś przeciwko jemu przyjazdowi do Domu. Odetchnęła z ulgą, kiedy zaparkowali na posesji. Kiedy Andy otworzył jej drzwi wyskoczyła na zewnątrz, trzęsąc się z zimna kiedy mroźne powietrze wpiło się w nią tysiącami małych igiełek. Para wydobywała się z jej ust, kiedy nie mogła zapanować nad swoim trzęsącym się ciałem.
  Zerknęła na Andy'ego; podziwiał wszystko co otaczało go dookoła. Jego wzrok zatrzymał się dłużej na dużym budynku ze szpiczastymi wieżami, dużymi oknami, przejściami prowadzącymi do różnych pokoi, gabinetów oraz sal.
- Idziemy- rozkazała ciotka Lily. Wszyscy ruszyli za nią.
  Stanęła przed dużymi drzwiami które były jedyną przeszkodą dzielącą ich od wejścia do ciepłego pomieszczenia. Dziewczyna zaczęła wiercić się niespokojnie, kiedy Alice wyjęła coś ze swojej torebki. Kamień. Zmarszczyła brwi, kiedy zaczęła go przykładać do dużej, pozłacanej klamki. Po chwili otworzyły się, głośno skrzypiąc. Lily zerknęła na Harry'ego, pocierał o siebie zmarznięte ręce. Z jego rozchylonych ust wydobywała się para.
- Wchodźcie- krótka komenda Alice dobiegła do jej uszu. Cała trójka weszła do środka, odetchnęli z ulgą kiedy ciepło owinęło ich ciała niczym koc.- Na górę.
  Szli wszyscy po schodach. Andy brał po dwa stopnie chcąc jak najszybciej znaleźć się na szczycie. Brunetka jęknęła głośno kiedy nogi zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa w połowie drogi. Harry'emu natomiast nigdzie się nie spieszyło i szedł równo z Alice.
- Gdzie my tak w ogóle idziemy?- dziewczyna zmarszczyła brwi kiedy znaleźli się na dużym, opustoszałym korytarzu.
- Zobaczycie- na twarzy Alice przemknął cień podekscytowania.- Tutaj, te duże drzwi. Sami traficie.
- Czemu nie idziesz z nami?- zapytał Harry.
- Nie mogę. No już, pędźcie. Jestem pewna że się ucieszycie.
Lily spojrzała na Harry'ego. Wydawał się również zagubiony tak jak ona. Wzruszyła ramionami i ruszyła we wskazanym przez jej ciotkę kierunku, a za nią pozostała dwójka.
  Zastanawiała się co się dzieje. Dlaczego Alice nie może iść z nimi, i dlaczego wydawała się być tak podekscytowana. I do jakiej sali prowadzą te drzwi?
  Stanęli przed nimi. Brunetka wodziła wzrokiem po wzorach które były w nich wydrążone. Tworzyły one coś na znak jakiejś historii, Anioły w najróżniejszych postaciach, ludzie walczący z bestiami. To wszystko idealnie pasowało do tego świata.
- Prędzej nastąpi koniec świata niż ty je w końcu otworzysz- Harry mruknął zniecierpliwiony jej bezczynnością. Chwycił klamkę i pchnął je z całej siły, jednak warknął, kiedy ani drgnęły. Spróbował jeszcze raz, ale na nic. Andy zaśmiał się drwiąco co tylko poddenerwowało bruneta. Stanął przed blondynem, jednak ten był od niego wyższy. Lily zauważyła że pomimo różnicy wzrostu Harry jest pewniejszy i zdecydowanie silniejszy.
- Przestańcie!- dziewczyna podniosła głos, widząc jak mierzą się wzrokiem. Spojrzeli na nią.- Zachowujecie się jak dzieci.
Postanowiła że ona spróbuje, pomimo tego że wiedziała że nie da rady, bo Harry jest od niej silniejszy a mu się nie udało. Chwyciła swoją drobną dłonią klamkę. Syknęła przestraszona, kiedy spomiędzy szpar jej palców zaczęły się sączyć złote promienie padające na jej twarz, a ona miała wrażenie jakby chwyciła rozpalone do białości żelazo. Ignorując ogromny ból pchnęła je, z całej siły na nie napierając. Z satysfakcją i ogromnym zdziwieniem odnotowała że ustępują i po chwili uchyliły się, ukazując cały widok na salę.
  Sklepienie miało kształt półkola, a na nim były namalowane różne sceny zapewne z historii Wojowników. Na ścianach wisiały obrazy tak jak w całym Domu. Natomiast na podłodze były namalowane czerwoną barwą fale płynące w kierunku dużego stołu stojącego na przeciwległym końcu sali.
  Na środku niej stało dwóch mężczyzn- George oraz drugi, którego Lily nie znała. Miał ciemną karnację, był łysy i miał na sobie ciemną szatę. Lily zadrżała kiedy spojrzał na nią oczami bez źrenic.
- Lily, to jest Brace McBowell- George wskazał dłonią na mężczyznę. Poczuła jak jej serce boleśnie bije o klatkę piersiową, a oddech ugrzązł w gardle.
- Czysta Brook- głos Brace'a rozniósł się echem po sali.

Hej wszystkim! 
Tak więc witam Was wszystkich Rozdziałem 9 ! Szczerze powiedziawszy, jestem z niego bardzo zadowolona, pojawił się Andy i Brace! Czyli że akcja już się zaczyna kręcić :)
To taki mój prezent, ogółem rozdział jest bardzo długi, jest dużo...hmm...nie chcę tu znowu powtarzać słowa "akcja" no ale na pewno się nie nudziliście czytając 9 :)
Niestety, przykro mi, ale filmiku nie mogę nagrać. Od kilku dni źle się czuję, w środę zasłabłam w szkole, mam teraz zbyt dużo badań no i nie mam po prostu siły, w dodatku jestem teraz biała jak kreda, więc nie sądzę że chcielibyście mnie widzieć ;) Dlatego odpowiem na pytania tutaj.
A i przy okazji; rozpoczęły mi się ferie dlatego będę miała teraz więcej czasu dla Was!

Pytania i odpowiedzi 

Pytanie nr1.
 Czy Lily i Harry będą razem? 
To chyba jest oczywiste, jak w każdym FanFiction ;) Jednak nie chciałabym aby to był blog o słodkiej, różowej miłości.
Pytanie nr2
Czego w sobie nie lubisz? 
Najbardziej? Tego, że zdecydowanie zbyt szybko przywiązuję się do ludzi.

Pytanie nr3
Jakie są twoje cechy charakteru?
Jestem osobą dość "towarzyską" i nie cierpię nudy :) 
Pytanie nr4
Jaki jest twój najlepszy idol? 
Michael Jackson

http://data2.whicdn.com/images/97717987/large.jpg 

Pytanie nr5
Jakie jest Twoje motto?
"Jeśli chcesz naprawić świat, najpierw musisz przyjrzeć się sobie i zmienić się. Zacznij od tego gościa, którego widzisz w lustrze – czyli od siebie!"- Michael Jackson

Pytanie nr6
Zaśpiewaj coś 
All i wanna say is that they don't really care about us

Pytanie nr7
Do ilu rozdziałów planujesz pisać bloga i ile będzie części?
Planuję napisać ok. 60-70 rozdziałów i może 2 części bądź 3 zobaczymy jak to będzie ;)
Pytanie nr8
 Będzie więcej Anli czy Lirry moments?
Świetne połączenie! Anli! Andy+Lily=Anli haha <3 Kocham Cię za to!
Ciężko mi na to odpowiedzieć, zazwyczaj kiedy zaczynam pisać to tak jakoś samo z siebie wychodzi, nigdy niczego nie planuję ;)

Pytanie nr9
Masz internetową przyjaciółkę?
Pozdrawiam serdecznie Natalkę, Alę i Wiktorię

Pytanie nr10
Byłaś kiedyś w szpitalu?
Niestety
Pytanie nr11
 Jakie są Twoje 3 ulubione piosenki?
"Heart by Heart", "They Don't Care About Us" i "Strong"
Pytanie nr12
Do jakich fandomów należysz? (prócz Directioner)
Lovatic
Pytanie nr13
jaki masz telefon?
iPhone
Więc to by było na tyle! Mam ogromną nadzieję że rozdział się Wam podoba, bo naprawdę się nad nim napracowałam :) Cieszmy się, że wena mnie nie opuszcza haha :D
Za wszystkie błędy przepraszam, ale rozdział wstawiam bez ich poprawiania!
Kocham Was
Do napisania!
Julia xx

PRZECZYTAŁEŚ? ZOSTAW PO SOBIE KOMENTARZ ;)

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 8

  Rodzina...
  Zastanawialiście się kiedyś może nad definicją tego słowa? Taką głębszą, która wymaga mocniejszego zastanowienia się, zajrzenia na same dno swojego serca? Dla mnie rodzina jest czymś najszlachetniejszym, jest darem od Boga który obdarzył nim wszystkich ludzi. Potrzeba drugiej osoby, osoby która zawsze Cię wysłucha, pocieszy, będzie z Tobą w każdym momencie Twojego życia oraz nie opuści Cię i zaakceptuje Twój charakter, osobowość, całego Ciebie. Dlatego szanujmy i kochajmy osoby które nas otaczają, bo tak naprawdę to Oni będą z Tobą kiedy cały świat odwróci się do Ciebie plecami, da porządnego kopa w tyłek. To Oni będą Twoją podporą, dlatego uszanuj to że są zawsze przy Tobie.
  Nie wiem jak to jest, a się wypowiadam...

  Kiedy jasne promienie słoneczne zaczęły padać wprost na moją twarz przez duże okno znajdujące się w moim pokoju, z niezadowoleniem jęknęłam i nakryłam mocniej kołdrę na głowę, chowając się przed uciążliwym słońcem. Dziś odczuwałam wszystkie skutki wydarzeń z ostatnich dni, każdy skrawek mojego ciała przeszywał ostry ból, miałam wrażenie że głowa mi za moment wybuchnie a powieki wydawały się jeszcze cięższe, jakby były z ołowiu.
  Rozległo się pukanie do drzwi, na tyle głośne że z pewnością Harry się obudził.
Nie mam zielonego pojęcia jak to wszystko przyjął, skoro ja sama miałam problem z przyjęciem tych wszystkich wiadomości do siebie. Wydawał się być zagubiony, jak małe dziecko które słucha o czym rozmawiają dorośli, mając zaledwie 5 lat. Ja sama się tak czułam, w moim życiu panował teraz jeden wielki bałagan którego zapewne nigdy się nie pozbędę. Cały świat przybrał inną scenografię, ukazując wszystkie swoje najskrytsze tajemnice, niewidoczne dla zwykłych ludzi.
  Kolejne pukanie do drzwi zmusiło mnie do wyduszenia z siebie, pełnego zmęczenia, proszę.
  Drzwi się otworzyły a ja wyjrzałam spod kołdry. Stała w nich Alice, miała na sobie długą, przewiewną czarną suknię wykonaną z czarnego materiału, na ramiączkach. Na szyi miała srebrny łańcuszek pasujący do bransoletki znajdującej się na lewym nadgarstku. Długie, czekoladowe włosy miała spięte w koka na czubku głowy, sprawiała teraz wrażenie 18 latki.
- Wstawać, kochani- klasnęła w dłonie a na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.- George chce Was widzieć za godzinę na stołówce, trzeba omówić kilka spraw- wyjaśniła. Podniosłam się na łokciu i spojrzałam na nią zmęczonym wzrokiem. Kątem oka zauważyłam że i Harry skończył się wylegiwać.
- Alice, jest dopiero...- zaczęłam, chcąc sprawdzić godzinę na zegarze, jednak ona była szybsza.
- Jest równa 10. No już, wstawać, czekamy na Was wszyscy- mówiąc to, odwróciła się a jej suknia zafurkotała w powietrzu. Kiedy drzwi się zamknęły opadłam znowu na łóżko.
- Nic mi się nie chce- jęknęłam, zakrywając twarz dłońmi.
- Zbieraj się, bo się spóźnimy- spojrzałam na Harry'ego ze zmarszczonymi brwiami, kiedy uśmiechnął się lekko, wstając z łóżka.
***
  Znowu szliśmy tym samym korytarzem co wczoraj, tylko że dziś nie na zebranie, tylko na normalne, zwykłe śniadanie. Alice nam wytłumaczyła jak trafić na stołówkę, więc obyło się bez jakichkolwiek zabłądzeń.
  Siedzieliśmy wszyscy w dużej sali, gdzie były poustawiane stoły z 4 krzesełkami. Ja siedziałam wraz z Harrym który wziął zwykłe płatki na mleku, Alice oraz Georgem. Kiedy chwyciłam z tacy zielone jabłko, zaczerwieniłam się od natłoku nachalnych spojrzeń. Schyliłam głowę szukając ucieczki, zasłaniając całą twarz włosami. Czułam się jak jakiś eksponat w muzeum, tylko że zazwyczaj na takich wycieczkach większość ludzi idzie wtedy do baru, bo mało kto je ogląda. Tu było wręcz przeciwnie.
- Czy oni muszą się tak patrzeć?- jęknęłam cicho, chcąc zachować dyskrecję. Ugryzłam soczyste jabłko.
- Lily, oni są po prostu zachwyceni- odezwał się George, usprawiedliwiając ich.- Musisz się z tym pogodzić.
- Kiedy mogę zacząć szkolenie?- spojrzałam na niego. Chciałam je jak najszybciej skończyć i odnaleźć mamę. Oraz brata.
  Teraz zaczęłam się głębiej zastanawiać dlaczego jestem utrzymana w przekonaniu, że mam brata a nie siostrę. Dlaczego zawsze myślę że to chłopiec, a nie dziewczynka. Przecież w księdze nie było nic napisane, nic co wskazywałoby na to, jakiej płci jest dziecko. Może to dlatego, że w moim śnie dzieckiem które płakało był chłopiec. Teraz wiem, dlaczego jego rysy twarzy były tak znajome, ponieważ przypominał mnie i mamę. To dlatego nazwał mnie siostrzyczką.
Automatycznie na wspomnienie o chłopcu w moich oczach pojawiły się łzy, a ciało i serce znowu ogarnęło poczucie strachu i pustki. Zamrugałam szybko, nie chcąc by ktoś zauważył w jakim stanie się teraz znajduję.
- Najpierw muszę przedstawić Cię Brace, to on zadecyduje kiedy będziesz gotowa.
- Brace? Kto to?- Harry odezwał się chyba po raz pierwszy od chwili kiedy znaleźliśmy się na sali. Był od kilku dni jakiś inny. Wyjął mi to pytanie z ust, spojrzałam na niego wdzięcznym wzrokiem. Wpatrywał się w skupieniu w Georga.
- Brace, jest to Wojownik Cieni, który przygotowuje uczniów do walk- wyjaśnił.
- Tylko że to on decyduje, kiedy dany Wojownik może zacząć szkolenie. Za pomocą Trenslave może ocenić, czy ktoś jest gotowy czy wręcz przeciwnie- wtrąciła Alice, odstawiając kubek z herbatą na bok.
- Trenslave?- uniosłam brwi.- Czy to w rodzaju jakiejś kuli czy czegoś takiego?
- To jest coś w rodzaju przewidywania przyszłości- uśmiechnęła się. Było mi głupio że palnęłam taką głupotę.- Nie wiesz nawet kiedy Cię sprawdzi, ma swoje sztuczki które chowa przed całym światem. Myślę, że niedługo powinniście do niego iść.
- Alice- zaczął Harry. Chyba pierwszy raz się do niej zwrócił. Spojrzała na niego ciepło, uśmiechając się lekko.- Czy ja również, wiesz...- zaciął się.- Jestem zwykłym Mortalem.
  Szybko pojął o co chodzi. Ja natomiast nadal miałam przed oczami obraz matki, dzielnej, gotowej bronić Swojego Świata, czyli Lux Mundi. Westchnęłam cicho i pokręciłam głową.
- Co?- chłopak zmarszczył brwi widząc moją minę.
- Każdy Wojownik Cieni jest Mortalem- zaśmiał się George, a jego donośny śmiech rozniósł się po sali. O mało co nie przewrócił kubka z czarną kawą którą wziął z barku.
- Wiesz o co mi chodzi.
- W każdym razie domyślam się. Otóż nie, Harry. Jeżeli zdasz u Brace'a, to możesz zacząć szkolenie, tak jak każdy Wojownik. Jednak istnieje prawdopodobieństwo że nie zdasz, a szansa jest niestety duża.
  Widziałam niezadowolenie na jego twarzy. Może to  dziwne z mojej strony, ale wolałabym żeby tak się właśnie stało. Nie chciałam narażać go na niebezpieczeństwo.
***
  Siedziałam na swoim łóżku, wpatrując się w krajobraz za oknem. Widziałam duże, zielone drzewa, krzewy oraz mnóstwo kwiatów w najróżniejszych kolorach tęczy. Było tu bardzo ładnie, idealne miejsce żeby pomyśleć, zastanowić się nad tym dokąd zmierzamy i jaki kierunek w życiu chcemy przyjąć. Spojrzałam na błękitne niebo po którym leniwie sunęły się mleczne obłoczki, niektóre przypominające różne kształty. Klucz ptaków pojawił się na horyzoncie jak orszak gotowy do walki. Słońce wisiało wysoko na niebie a cały świat był skąpany w blasku południowego słońca. 
  Pukanie do drzwi rozniosło się po całym pokoju przerywając moją chwilę samotności.
- Proszę- powiedziałam, siadając na łóżku. Skrzypienie drzwi nie należało do najprzyjemniejszych dźwięków, a w nich ukazał się Harry, cały ubrany na czarno.
- Masz może ochotę na spacer?- uśmiechnął się arogancko, opierając się swobodnie o framugę. Od kilku dni nie wychodziłam poza Dom Wojowników, a tutejsze krajobrazy prezentowały się bardzo zachęcająco, ukazując najróżniejsze rodzaje kwiatów, drzew oraz wszelkiej innej roślinności.
- Chętnie- mówiąc to, wstałam z łóżka poprawiając swoją bluzkę. Z krzesła chwyciłam skórzaną kurtkę i szybko ją na siebie założyłam.- Idziemy?- zwróciłam sie do chłopaka, zawiązując gumkę na włosach. Chłopak pokiwał tylko głową, przyglądając się moim poczynaniom.
- To chodź- kiedy byłam gotowa, opuściliśmy pokój, zamykając z lekkim trzaskiem drzwi.
  Szliśmy holem a nasze kroki odbijały się echem od marmurowej posadzki. Przechodziliśmy właśnie obok dużych okien, tak jak w kościołach z epoki gotyku czy renesansu. Obwieszone były czerwonymi kwiatami które wyglądem przypominały maki. Oczarowanym wzrokiem chłonęłam krajobraz roztaczający się poza oknami. Wysokie góry z daleka prezentowały się niczym piramidy w Egipcie, ustrojone na zielono z kolorowymi kwiatami. Długi, mieniący się strumyk wił się niczym srebrna wstęga pomiędzy górami.
- Ładnie tu- powiedział beznamiętnie Harry, podchodząc do okien. Oparł się o nie, mrużąc oczy w słońcu.
  Dołączyłam do niego, przyglądając się dokładniej owym kwiatom które wisiały nade mną. Przez krótką chwilę wydawało mi się że coś przemknęło pomiędzy płatkami, lśniąc się na złoto. Zmarszczyłam brwi i stanęłam na palcach, chcąc się dokładniej im przyjrzeć, kiedy nagle coś małego uderzyło w mój nos. Odskoczyłam zaskoczona do tyłu, machając ręką.
  Usłyszałam tylko śmiech Harry'ego, który rozniósł się zapewne po całym Domie Wojowników. Rozejrzałam się zdezorientowana, chcąc znaleźć to co we mnie uderzyło.
- Nie śmiej się- mruknęłam, wywracając oczami. W odpowiedzi utrzymałam kolejną dawkę cichego śmiechu.
  Nagle przede mną wystrzeliło coś drobnego, coś małego, mieniącego się złotym blaskiem. Z zaskoczeniem odkryłam że owe coś ma delikatne skrzydełka z tylu tułowiu, oraz długie, gęste, złote włosy. Wróżka?
  Do moich uszu dobiegł cichy, melodyjny śpiew, nigdy w życiu nie słyszałam czegoś równie pięknego, tak delikatnego i wzruszającego. Z oczarowaniem przyglądałam się małej postaci, która lewitowała w powietrzu, otoczona złotą poświatą. Chciałam wyciągnąć dłoń i ją dotknąć, jednak zniknęła tak szybko jak się pojawiła. Westchnęłam rozczarowana kiedy przed moimi oczami nic już nie lśniło.
- Widziałeś?- szepnęłam zachwycona, odwracając się w stronę Harry'ego. Również był zaskoczony tym co przed chwilą zobaczył.
- Czyli że te wróżki i inne magiczne stworzonka istnieją? Wcale bym się nie zdziwił jakby po korytarzu latał jakiś skrzat- prychnął rozbawiony. Podszedł do mnie wolnym krokiem.
- Ja też- uśmiechnęłam się, kiedy ruszyliśmy dalej. 
  Wyszliśmy z budynku. Cały świat był skąpany w świetle słońca, jednak nie było zbyt ciepło. Kiedy szliśmy alejką w stronę ogrodu żadne z nas się nie odzywało. Ja pochłaniałam wzrokiem każdy szczegół krajobrazu który nas otaczał.
  Alejka ciągnęła się w nieskończoność. Piaskowa droga prowadziła przez gąszcz najróżniejszych drzew oraz najciekawszych rodzajów kwiatów. Przez gałęzie przebijały się resztkami sił promienie, tworząc niezwykle magiczny klimat. W końcu musiałam powiedzieć coś Harry'emu.
- Harry...-zaczęłam, jednak odebrało mi mowę kiedy stanęliśmy przed dużą altaną.
  Była wykonana ze złota, które mieniło się bajecznie wśród szmaragdowej zieleni. Drobinki kurzu unosiły się w powietrzu a śpiew ptaków roznosił się po całym lesie. Całe miejsce wyglądało jak wyjęte z bajki dla małych dzieci.
Niechętnie odwróciłam wzrok od altany aby zobaczyć reakcję Harry'ego. Z satysfakcją dostrzegłam że na nim również wywarła niemałe wrażenie. Skierował wzrok w moją stronę oblizując nerwowo usta.
- Podoba Ci się?- szepnął, jakby bał się że gdy wypowie słowa głośniej, wszystko pryśnie jak bańka mydlana. Takie same pytanie zadał mi wtedy, kiedy po raz pierwszy przywiózł mnie do swojego domu.

Harry
  Myślałem, że zawsze będę żył po swojemu, według swoich własnych zasad, a każdemu kto będzie chciał je zmienić, dam w pysk. Jednak teraz byłem po prostu zbyt zagubiony, by odnaleźć swoje prawdziwe "ja". Chciałem jedynie aby wszystko się skończyło, i aby Lily odnalazła swoją mamę oraz rodzeństwo. A ja jej w tym pomogę.
- Bardzo- uśmiechnęła się delikatnie, odpowiadając na moje pytanie. Wolnym krokiem ruszyłem w stronę altany, przedzierając się przez gałęzie. Za sobą słyszałem kroki Lily oraz jej ciche przekleństwa kiedy potykała się o nierówności. Kiedy doszliśmy do niej, ostrożnie wszedłem do środka, niepewny czy za moment wszystko runie, lub czy to nie tylko nasze złudzenie. Jednak nie, wszystko było prawdziwe.
Usiadłem na jednej z małej ławek ustawionej wzdłuż zaokrąglonej ściany. Westchnąłem cicho, zmęczony dość długim spacerem. Spojrzałem na Lily, która usiadła obok mnie chłonąc uważnie wszystko co otaczało ją dookoła.
- Niesamowicie- powiedziała oczarowana.
- Chciałaś coś mi powiedzieć- uśmiechnąłem się, przypominając sobie że zaczęła coś mówić kiedy stanęliśmy przed altaną.
Spojrzała na mnie niepewnie, bawiąc się nerwowo palcami u rąk.
- Nie chcę żebyś szedł ze mną do Brace'a- wypuściła powietrze z płuc,
- Dlaczego?- burknąłem. Jeżeli myślała że odmówię udziału w szkoleniu i odnalezieniu jej rodziny, to się grubo myliła.
- Bo nie chcę narażać Cię na niebezpieczeństwo- jęknęła. Na jej słowa zaśmiałem się tylko.
- Nic mi nie będzie, Lily. Ale musisz się liczyć z tym, że nieważne czy chcesz czy nie, pójdę do niego i jeżeli uda mi się, to przystąpię do szkolenia. Chcę Ci pomóc, rozumiesz?
- Nie możesz mi pomagać narażając swoje życie na walkę z demonami!- wyrzuciła zdesperowana ręce w górę, patrząc na mnie z niedowierzeniem.
- Przestań- wywróciłem oczami.- Przynajmniej teraz się coś dzieje, odrobina rozrywki dobrze mi zrobi.
- Nazywasz rozrywką wyprawę do Świata Cieni aby uwolnić moją matkę? Nie wspomnę o tym, że muszę znaleźć miecz, a nie mam zielonego pojęcia gdzie mam go szukać. To tak jakby szukać igły w stogu siana, niemożliwe.
- Tak, to właśnie nazywam rozrywką- droczyłem się z nią. Denerwowanie jej sprawiało mi wielką przyjemność, tak jak denerwowanie młodszej siostry.
- Jesteś niemożliwy.
  Kiedy spojrzała na mnie, w jej oczach dostrzegłem coś...innego. Lęk? Ale przed czym? Chyba raczej nie o to, że coś mi się może stać.
Niebo zaczęło powoli zmieniać swoją barwę z błękitnej na różowo-pomarańczową. Na liściach drzew i na trawie zaczęły się powoli osadzać kropelki rosy, a powietrze stało się bardzo wilgotne. W oddali na różowej powłoce widać było już księżyc.
- Wracajmy- powiedziałem cicho, wstając. Podałem rękę Lily, dziewczyna uśmiechnęła się wdzięcznie i ją delikatnie chwyciła. Wstała przy mojej pomocy i ruszyliśmy w kierunku Domu Wojowników.
***
  Lily wraz z Harrym weszli do budynku aby porozmawiać z Georgem w sprawie wizyty u Brace'a. Lily nie chciała, aby Harry brał udział w walce u jej boku. Bała się, że coś mu się stanie, a nie zniosłaby wiadomości że coś się mogło mu stać z jej winy. Miała cichą nadzieję że nie zda u Wojownika i wróci do Swojego Świata. Tam przynajmniej byłby bezpieczny.
- Gdzie go możemy znaleźć?- głos Harry'ego rozniósł się echem po opustoszałym holu. Lily rozejrzała się naokoło, ale nic. Żadnej żywej duszy.
- Może jest w gabinecie- mruknęła, ruszając w dalszym kierunku. Harry szybko do niej dołączył, rozglądając się naokoło. Na ścianach wisiało pełno obrazów.
Kiedy doszli do potężnych drzwi, Lily zawahała się przez krótki moment, jednak w końcu je pchnęła. Zaskrzypiały nieprzyjemnie, obwieszczając ich przybycie. Dwójka znalazła się w ciemnym pomieszczeniu, które oświetlała jedynie paląca się świeczka na biurku. Blade światło jakie dawała oświetlało słabo postać siedzącą za nim, piszącą coś zawzięcie na kartce, piórem. Kiedy usłyszała że ktoś wszedł do gabinetu, zaprzestała pisania i spojrzała na nich zaciekawiona.
- Harry, Lily!- głos Georga rozbrzmiał w gabinecie. Dało się w nim usłyszeć ulgę oraz podekscytowanie.- Właśnie piszę do Brace'a w Waszej sprawie, przypuszczam że gdy napiszę mu, że ma wyszkolić Lily White, nie uwierzy mi dopóty dopóki Cię nie spotka.
- George, daj spokój- jęknęła dziewczyna. Nie lubiła kiedy mówił o niej tak, jakby była 8 cudem świata.
- Właśnie szliśmy do Ciebie, zapytać się kiedy możemy się z nim spotkać- wtrącił brunet, patrząc w jego stronę.- Jak widać zjawiliśmy się w porę.
- Tak. Jutro powinien dać mi odpowiedź, wtedy jak najszybciej się z Wami skontaktuję.
  Nagle Lily przypomniał się Andy. Na myśl o tym, jak potraktowała chłopaka coś ścisnęło ją w żołądku. W jej głowie ciągle słyszała nutę rozczarowania w jego głosie, kiedy powiedziała mu że przez kilka najbliższych dni nie będą mogli się spotykać. Ogarnęły ją potężne wyrzuty sumienia.
- George, moglibyśmy jutro zrobić mały wypad do Londynu?- zapytała nerwowo dziewczyna, przegryzając wargę. Poczuła na sobie zaskoczony wzrok bruneta.
- Oczywiście- odpowiedział przyjaźnie starszy mężczyzna.- Jednak pod warunkiem, że pójdzie z Wami Alice. Nie chciałbym żeby przydarzyła Wam się powtórka z rozgrywki sprzed kilku dni, a taki wypad na pewno spodoba się Alice.
- Jasne, nie ma sprawy- pokiwała dziewczyna głową.- My już może będziemy szli. Dobranoc- mówiąc to pociągnęła Harry'ego w stronę drzwi. Po chwili wypadli na korytarz, a drzwi z hukiem się za nimi zatrzasnęły.
- Po co chcesz jechać do Londynu?- sapnął Harry, opierając dłonie na kolanach.
- Załatwić kilka spraw- odpowiedziała wymijająco Lily. Ruszyła w kierunku swojego pokoju.- Mam nadzieję że Brace jak najszybciej da odpowiedź. Zależy mi na czasie- zmieniła temat, kiedy dołączył do niej Harry.
- A ja mam nadzieję że uda mi się przyjąć szkolenie- w głosie chłopaka Lily wychwyciła nutę determinacji i zawziętości. Chciała mu powiedzieć że ona myśli wręcz przeciwnie ale trzymała język za zębami.
- Jesteś niemożliwy.
- Wiem.

  Lily leżała już w swoim łóżku w siwych piżamach. Była już po odświeżającej kąpieli, jak wróciła do pokoju była cała mokra, w kurzu. Jak najszybciej wzięła odświeżający prysznic, a teraz leżała w łóżku, pod kołdrą. Z łazienki korzystał teraz Harry, który chwilę później z niej wyszedł.
  Kropelki wody spływały po jego torsie zdradzając to że właśnie wyszedł spod prysznica. Na jej policzki wkradł się zdradziecki róż, który ujawniał jej skrępowanie. Przeniosła wzrok na swoje dłonie, chcąc uniknąć przenikliwego wzroku bruneta.
- Jak myślisz, kiedy się z nimi zobaczymy?- zapytał chłopak, wskakując pod kołdrę.
- Nie wiem. Mam nadzieję że jak najszybciej- odpowiedziała, zamykając zmęczona oczy.
Nastała chwila ciszy. Kiedy dziewczyna już powoli zapadała w sen, wyrwał ją głos Harry'ego.
- Jak myślisz, jaka jest Twoja mama?- zapytał cicho. Miał ochrypły głos.
Lily nie wiedziała co ma odpowiedzieć. Wielokrotnie wyobrażała ją sobie jako wojowniczkę, dzielną i silną. Idealną, mającą wielkie serce.
- Wyobrażam ją sobie jako moją własną definicję ideału.- na jej usta wkradł się słaby uśmiech.- Moją własną definicję piękna, wytrwałości, siły i odwagi. Z pewnością ma duszę anioła, z tego co opowiadała Alice. Nie potrafię jej sobie po prostu wyobrazić jako osobę z wadami.
- Z pewnością taka właśnie jest- przytaknął jej Harry. Ziewnął przeciągle zdradzając swoje zmęczenie.
- Idź spać- Lily powiedziała życzliwie.- Miej nadzieję że już jutro dostaniemy odpowiedź od Brace'a. Swoją drogą, ciekawa jestem jaki on jest. George o nim za wiele nie wspominał.

_______________________________________________________
Cześć miśki!
Witam Was bardzo serdecznie i na początek, wszystko co chcę powiedzieć, to; SGKEAKWHFAKJWHTLWJFHJLGHWEJLHFKLJHGEW ! Tyle komentarzy pod rozdziałem 7, to coś niesamowitego! I to mnie naprawdę zmotywowało do dalszej pracy :)
Tak jak większość z Was chciała- praktycznie cały rozdział z Lily i Harrym ! Nie wiem co mam o tym myśleć, ale szczerze? Ten rozdział pisało mi się niezwykle ciężko...nie wiem, brak weny. W dodatku, koniec I semestru a oceny fatalne.
A teraz niespodzianka:

WOJOWNICY CIENI BIORĄ UDZIAŁ W KONKURSIE NA BLOG ROKU 2013 !
Mam nadzieję że coś z tego wyjdzie, ponieważ nie wiem czy wiecie, ale moim największym marzeniem jest w przyszłości wydać książkę :) A w tym konkursie jest taka możliwość. To dla mnie ogromna szansa.

Następny rozdział powinien pojawić się za tydzień :)
Ps. Głosować na blog można od 30 stycznia! Trzymajcie za mnie kciuki, i do napisania ;)

Ps2: W komentarzach zadawajcie mi pytania na które odpowiem w specjalnym filmiku dla Was! Wtedy będziecie mogli się o mnie czegoś dowiedzieć i będzie to miła, inna i specjalna forma podziękowań :) Więc pytajcie!

Cąłuję, Julia xx

C Z Y T A S Z = K O M E N T U J E S Z + S Z A C U N E K  D L A  A U T O R A

niedziela, 12 stycznia 2014

Rozdział 7

  Czarny obraz rozlewał się pod moimi zamkniętymi powiekami. Jedyne co czułam, to to, że moja ręką płonie. Płonie żywym ogniem. Chciałam zacząć krzyczeć, wołać pomocy, jednak nie byłam w stanie wymówić z siebie nawet jednego słowa. Jakbym w ogóle nie miała głosu. Nie wiedziałam co się wokół mnie dzieje, nic nie słyszałam. Byłam sama ze swoimi myślami, bez możliwości ucieczki od nich. Chciałam otworzyć oczy, jednak były jakby sklejone. Ból w ręce był nie do zniesienia.
  Nagle wszystko, jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, znikło. Cały ogień przepadł, teraz czułam tylko lekkie pieczenie, dało się to wytrzymać. W ustach poczułam słony smak, jakbym połknęła czystą sól. Zaczęłam kaszleć, próbując to wypluć. Moje powieki nie były już tak ciężkie, dlatego spróbowałam je podnieść. Udało się.
Rozejrzałam się zdezorientowana. Nade mną ktoś stał, jednak to nie był Harry ani Andy. Ten miał czarne włosy, wąsa oraz bardzo widoczne zmarszczki. Kiedy się uśmiechnął, utworzyły się również wokół oczu.
- Niesamowite- szepnął, oczarowany. Wpatrywał się cały czas we mnie, a ja nieudolnie próbowałam uciec od jego spojrzenia.- Niesamowite- powtórzył. Chciałam się spytać co jest takie niesamowite, ale kiedy spróbowałam się odezwać zaczęłam kaszleć, krztusić się. Mężczyzna sięgnął po coś, jakiś flakonik i przystawił mi go do ust. Wlał do nich całą zawartość a ja posłusznie ją połknęłam. Smakowała całkiem dobrze, jak malina i mięta.
- Co jest takie niesamowite?- wychrypiałam. Przestraszyłam się sama swojego głosu.
Nie zdążyłam otrzymać odpowiedzi, bo drzwi od pokoju się otworzyły. Wśród ciemności próbowałam dostrzec kto idzie, jednak mój wzrok był zbyt słaby. Słyszałam jedynie że idą dwie osoby.
- Jak się czuje?- cichy, melancholijny głos rozniósł się po pomieszczeniu. Ten sam, który słyszałam jako ostatni, kiedy w ciemnym zaułku dopadł do mnie Clevitus, czyli demon, z zamiarem... Zadrżałam na samą myśl.
- Obudziła się!- klasnął w dłonie uradowany mężczyzna. Spróbowałam się dźwignąć na jednym łokciu, upadłam z głośnym jękiem na łóżko. Starszy Pan natychmiast do mnie doskoczył.
- Spokojnie, Lily- wymówił moje imię niemalże z czcią.- Jesteś zbyt osłabiona, jad Clevitusa jest niezwykle śmiertelny, zazwyczaj wystarczy chwila żeby było już po zwykłych Mortales. 
- Po kim?- zmarszczyłam brwi, próbując zrozumieć co on do mnie mówi.
- Mortales, czyli Śmiertelnicy.- usiadł na krzesełku stojącym obok łóżka.
Próbowałam to wszystko połączyć w całość, jednak nic nie trzymało się kupy. Ten facet był jakiś dziwny, chociaż...Przez ostatnie dni zbyt wiele rzeczy się przydarzyło, żebym teraz myślała normalnie. Śmiertelnicy, przecież ja też jestem śmiertelniczką. Co on do jasnej cholery wygaduje?
- Lily- usłyszałam głos Harry'ego. Wyczułam w nim zmęczenie ale również...radość. Chwilę później czyjaś ciepła dłoń złapała moją.- Boże Święty, nic Ci nie jest!- dopiero teraz dostrzegłam jego twarz w lekkim świetle ognia jakie dawał palący się kominek. Nie wyglądał tak źle, twarz miał czystą, jednak siniaki i zadrapania były cały czas widoczne. Rozcięta warga już nie prezentowała się tak źle.
Przypomniałam sobie jak mnie potraktował w klubie i chciałam odepchnąć jego rękę, jednak wyraz jego oczu i uśmiech na twarzy mi na to nie pozwoliły.
- Chyba nie- mruknęłam.- Moja ręka...
- Nadal boli?- mężczyzna pochylił się nade mną, lekko ją dotykając. Nie bolała już tak bardzo, jednak nie o to mi chodziło.
- Nie, nie- zaprotestowałam szybko.- Chcę tylko wiedzieć... Czy wszystko z nią w porządku?
Pan tylko podwinął rękaw mojej bluzy, ukazując gołe ramie. Widniały w nim dwie dziury po ostrych zębiskach, jednak wyglądały już lepiej niż kiedy je ostatnio widziałam. Poza tym, nic więcej nie było. Odetchnęłam z ulgą.
- Niedługo wszystko zniknie- pocieszył mnie, siadając na swoje miejsce.- To niewiarygodny zaszczyt, że mogę Cię poznać, Lily- o co mu chodzi?- Jestem George.
- O czym Pan mówi? Jaki zaszczyt?- zapytałam, nieufnie przyglądając się Georgeowi. Uniósł brwi.
- Ach tak- szepnął do siebie.- Lily, powiedz mi. Jak masz na nazwisko?
- White- odparłam, nie zastanawiając się czy mi to czymś grozi, czy nie. Chciałam się dowiedzieć co jest grane. W oczach mężczyzny dało się dostrzec satysfakcję.
- Czy wiesz, kim jesteś?- zapytał poważnym głosem.
- Jestem zwykłą nastolatką mieszkającą w Londynie- chciało mi się śmiać, że wypytywał mnie o tak oczywiste rzeczy.
- Nie jesteś zwykłą nastolatką.
- Słucham?
- Jesteś córką Brook White, jednej z najpotężniejszych Wojowniczek Cieni. Chodź, wszystko Ci wytłumaczę.
***
  Byłam tym wszystkim zmęczona. Chciałam myśleć, że to tylko jeden wielki koszmar. Że tak naprawdę za chwilę obudzę się w moim pokoju, w Londynie. Że nie było tej imprezy, nie było Andy'ego, Harry'ego, te wszystkie wymyślone stworzenia tak naprawdę nie istniały. Chciałabym, ba, oddałabym wszystko żeby to się nigdy nie wydarzyło.
  Wolnym krokiem wszyscy szliśmy przez korytarz. George szedł wraz z chłopakiem z przodu, prowadząc. Ja natomiast szłam z tyłu z Harrym, który w razie czego miał mnie łapać, gdybym zemdlała. Ani razu nie puścił mojej ręki. Stanęliśmy przed dużymi, drewnianymi drzwiami. Mężczyzna włożył klucz do zamka i po chwili otworzyły się głośno skrzypiąc. Weszliśmy do środka. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, na całej ścianie był ustawiony regał z grubymi książkami w twardych okładkach. Na ich grzbietach widniały tytuły, jednak były chyba po łacinie. Ogólnie cały pokój był zawalony książkami oraz różnymi obrazami czy jakimiś flakonikami, buteleczkami, dzbankami. Dziwny facet- pomyślałam.
- Usiądźcie- wskazał na fotele które stały obok dużego stołu. Zajęliśmy swoje miejsca.
George po chwili do nas dołączył, trzymał w rękach dużą księgę. Położył ją na stół i spojrzał na mnie. Znowu próbowałam uciec przed jego spojrzeniem.
- Jesteś Lily White, jednak nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaką potężną wojowniczką jesteś- pokręcił głową.
- Nie jestem żadną wojowniczką, a to wszystko co Pan mi mówi jest niedorzeczne- powiedziałam zirytowana, kładąc ręce na stół. George otworzył księgę i zaczął czegoś szukać, kartkując nerwowo strony. W końcu znalazł to, czego szukał. Wyjął z niej jakieś zdjęcie i mi je podał.
- To jest Twoja matka- powiedział. Chwyciłam je delikatnie w dłonie.
Na zdjęciu była przedstawiona szczupła, wysoka kobieta, ubrana w czarny strój. Miała długie, czekoladowe włosy które rozwiewał wiatr, w oczach widać było zawziętość oraz determinację. W jej oczach dostrzegłam coś, co sprawiło że po moich policzkach zaczęły lecieć łzy. Była taka, jaką sobie wyobrażałam, tylko jeszcze bardziej perfekcyjna. Idealna w każdym calu. Miała coś, czego ja nigdy nie miałam- widać było jak silną jest osobą. Wyglądem faktycznie przypominałam ją, jednak nie byłam aż tak ładna.
- Mama- szepnęłam, czując w ustach słony smak łez. Odłożyłam delikatnie zdjęcie na stół i wytarłam oczy rękawami bluzy.
- Ona żyje, Lily- George uśmiechnął się do mnie. Spojrzałam na niego zaskoczona, a w mojej głowie zapaliło się jakieś światełko.
- Jak to?- szepnęłam, oszołomiona.
- Najpierw musisz mi pozwolić wszystko wyjaśnić- powiedział. Pokiwałam twierdząco głową. Teraz, kiedy wiedziałam że mama żyje, jestem gotowa zrobić wszystko żeby tylko ją odnaleźć.
Założył okulary na nos i zaczął czytać z księgi.
"- Dnia 20 kwietnia, 1996 roku, na świat przyszła córka Brook White- najpotężniejszej Wojowniczki Cieni, która przyrzekła chronić Apertine oraz cały Lux Mundi przed Światem Cieni. Brook wiedząc że Parilante będzie chciał jej córkę, oddała ją do Świata Ludzi, a sama oddała się w jego ręce, nie wiedząc że ponownie zaszła w drugą ciążę. Anioł Razjel pobłogosławił Lily White i nakazał jej misję aby odnaleźć Miecz i uwolnić swoją matkę, obdarowując dziewczynę potężną mocą oraz niesamowitymi zdolnościami. Pewnego dnia powróci ona do Swojego Świata aby pokonać Parilante który pragnie przejąć Nasz Świat. Anioł Razjel zstąpi ponownie na Ziemię błogosławiąc wszystkich Wojowników Cieni. 
Parilante porwał Brook do Świata Cieni, aby go odnaleźć żaden zwykły Wojownik nie ma szans na przeżycie. Może zrobić to jedynie Nasza Błogosławiona Lily White która musi odnaleźć Miecz Razjela, najpotężniejszą broń dla Wojowników Cieni która ostatecznie może pokonać demona."
Kiedy skończył czytać, zamknął księgę i spojrzał na nas poważnym wzrokiem. Nikt się nie odezwał.
  Miałam ochotę wybiec z tego pokoju, rozpłakać się. Byłam bezradna. To, co on przeczytał... " Anioł Razjel pobłogosławił Lily White..." To jest niedorzeczne. Ale z drugiej strony... Nie byłam zwykłą dziewczyną. Teraz tyle się wydarzyło, że na tle tego wszystkiego wydaje się to wiarygodne.
  Wiedziałam tylko tyle, że za wszelką cenę muszę odnaleźć mamę.
- Jak mam ją znaleźć? Nic o sobie nie wiem, nic o Waszym świecie- jęknęłam, chowając twarz w dłoniach.
- Jest kilka legend które głoszą gdzie Razjel ukrył miecz, jednak nie wiadomo czy któraś z nich jest prawdziwa- powiedział George. Spojrzałam na niego załamanym wzrokiem.- Najpierw Lily, musisz przejść szkolenie, nie możesz ruszyć bez podstawowych umiejętności.
- Muszę jak najszybciej odnaleźć mamę- powiedziałam zdeterminowana, prostując plecy.- Zrobię wszystko, żeby ją odzyskać- nagle przypomniało mi się to, co przeczytał George "oddała się w jego ręce, nie wiedząc że zachodzi w drugą ciążę".- Czyli...że mam rodzeństwo?- uśmiechnęłam się słabo, myśląc o tym że mam brata albo siostrę. Kiedyś myślałam że jestem sama, a teraz... Mam matkę oraz rodzeństwo.
- Tak- mężczyzna posłał mi ciepły uśmiech. Spojrzałam na swoje dłonie. Musiałam mu coś powiedzieć.
- Ostatnio... Ostatnio miałam dziwny sen- westchnęłam. Spojrzałam na Harry'ego, zagryzł tylko wargę, wpatrując się we mnie.- Śniło mi się, że cały świat,hm, płonął. Znaczy chyba. Wszędzie było pełno demonów oraz ludzi, którzy byli ubrani tak jak mama na tym zdjęciu- wskazałam na nie palcem.- Wojownicy Cieni. Słyszałam płacz dziecka, zaczęłam go szukać, kiedy coś mnie w tym śnie zaatakowało- wzdrygnęłam się.- I wtedy...Trzymałam w ręce Miecz- spojrzałam na Georga. Spojrzał na mnie oszołomiony.
- Trzymałaś w ręce Miecz?- powtórzył zaskoczony.
- Tak- pokiwałam głową.- Był bardzo ciężki i.. przepływała przez niego jakaś silna energia, tak mi się wydaje- zmarszczyłam brwi.- O co chodzi?
- Wizja Razjela- szepnął uradowany. Wstał od stołu i ruszył w kierunku regału. Po chwili wrócił z kolejną książką w ręce. Znalazł w niej odpowiednią ilustrację i mi ją podał.
- Czy to było to miejsce?- wskazał palcem na zamek z dużą bramą. Rozpoznałam ją.
- Tak- wymamrotałam, przyglądając się obrazkowi.- Stałam o tutaj, tylko że naokoło mnie był ogień.
- Jak się z niego wydostałaś?- zapytał George wpatrując się we mnie intensywnie.
- Miałam na ręce jeszcze tatuaż w kształcie skrzydeł anioła- powiedziałam.
- Jesteś Błogosławiona- uśmiechnął się do mnie. Nie wiedziałam co mam powiedzieć.
- Wbiłam wtedy ten Miecz w ziemię i ten ogień tak jakby zniknął. Po prostu. I zabiłam nim demona który mnie zaatakował- wyznałam nieśmiało. Zerknęłam na Harry'ego. Miał bladą twarz, nic nie wiedział o moim śnie.
- Niesamowite- George pokiwał głową.- Lily, zdajesz sobie sprawę z tego że ten sen może Cię doprowadzić do matki? Do odnalezienia Parilante?
- Naprawdę?
- Tak. Tylko teraz musisz zostać u mnie- wrócił na swoje miejsce.- I Harry również.
- Dlaczego on też musi?- zaprotestowałam szybko. Nie chciałam go narażać na niebezpieczeństwo, nie chciałam.
- Bo on również może Ci pomóc. Poza tym, Clevitus także go zaatakował- uśmiechnął się do loczka ciepło.- Są tutaj także inni Wojownicy Cieni, Lily- poinformował mnie.- To będzie dla nich największy zaszczyt że będą mogli Cię poznać. Twoje imię i Nazwisko jest znane na całym Naszym Świecie, dzieci uczą się o Tobie nawet w szkołach.
- Słucham?- zapytałam oszołomiona.
- Tak. Chodźcie dzieci, zaprowadzę Was do Waszych pokoi.
***
- Co z Andym?- zapytałam Harry'ego, siadając na łóżku. Usiadł na drugim, które dzieliła mała nocna szafka.
- Nie wiem, nie odzywał się do mnie- wzruszył ramionami.- Gdzie masz swoją komórkę?
Pogrzebałam w kieszeniach bluzy aż ją znalazłam. Wyjęłam ją i spojrzałam na wyświetlacz.
- Cholera- mruknęłam.- 30 nieodebranych połączeń i 5 wiadomości- pokręciłam głową. Odczytałam je.
- I jak?
- Muszę do niego oddzwonić- wstałam i szybko wybrałam jego numer. Odebrał po 1 sygnale.
- Lily!- wykrzyknął do słuchawki. Musiałam ją odstawić od ucha, chcąc zachować słuch.
- Cześć, Andy- powiedziałam nieśmiało.
- Matko Boska, gdzie ty jesteś? Coś się stało? Martwiłem się o Ciebie jak kretyn- zaczął mnie nauczać.
- Tak, wszystko w porządku- zapewniłam.
- Jak z Harrym?- zerknęłam na chłopaka. Siedział nadal na swoim miejscu, patrząc się na mnie ze zmarszczonymi brwiami.
- Um, dobrze- powiedziałam.- Posłuchaj, Andy. Przepraszam za wczoraj, że tak nagle wyszłam. Ale teraz nie możemy się widzieć przez kilka dni.
- Dlaczego?- w jego głosie wyczułam nutkę zawiedzenia.
- Później Ci wytłumaczę. Muszę kończyć, trzymaj się- nacisnęłam czerwoną słuchawkę i rzuciłam telefon na łóżko.
- Czego chciał?- prychnął chłopak, kładąc się na łóżku.
- Pytał czy wszystko okej. Dlaczego tak reagujesz?- burknęłam, opierając głowę na rękach.
- Mówiłem Ci, że nie chcę żebyś się z nim spotykała- spojrzał na mnie. Spróbowałam nie utonąć w jego oczach.
- Nie będziesz mi rozkazywał. Poza tym, ja Cię nie potraktowałam jak nikogo w klubie- warknęłam. Jak to powiedziałam to od razu zrobiło mi się lżej. Na samą myśl o blondynce robiło mi się smutno.
- Czyli jak?- zaśmiał się.- Czyżbyś była zazdrosna o Vanessę?- uśmiechnął się uroczo.
- Nie. Ja jeszcze nie noszę sukienek które ledwo zasłaniają różowe stringi- uśmiechnęłam się sztucznie.- I zachowuję resztki przyzwoitości.
- Chyba jej nie polubiłaś- stwierdził.
- Nie, no coś ty! Na bank zostaniemy BFF które latają po centrum handlowym! Tylko że w moim przypadku będzie to uciekanie przed jakimiś demonami- rzuciłam. Na moje słowa zamyślił się lekko.
- Kiedy wróciłem i zobaczyłem że Ciebie nie ma, wiedziałem że stało się coś złego-wyznał.- Kiedy otworzyłem te drzwi...Nawet nie zdążyłem zareagować tylko poczułem że coś mnie przygniata do ziemi. A ty wtedy odwróciłaś od niego uwagę. Wyglądałaś strasznie- przegryzł nerwowo wnętrze policzka. Westchnęłam tylko, kładąc się na łóżko. Byłam bardzo zmęczona.
- Mam mamę- na te słowa uśmiech sam wkradł mi się na twarz.- I rodzeństwo.
- Gratuluję- ton Harry'ego zmusił mnie do spojrzenia na niego. Miał teraz ponury wyraz twarzy.
- Coś się dzieje?- zaniepokojona podniosłam się.
- Nie nie. Po prostu to wszystko jest strasznie...skomplikowane.
- Wiem.
  Zapadła między nami cisza. Znowu położyłam się na łóżko i zamknęłam oczy. Sen porwał mnie swoimi długimi ramionami.
***
- Jak myślisz, uda Ci się?- zapytał Harry kiedy szliśmy pustym korytarzem.
- Nie mam zielonego pojęcia. To wszystko mnie przerasta- wyznałam, patrząc się na swoje czarne trampki.
- Domyślam się. Dasz radę. Zdenerwowana?
- Trochę- zaśmiałam się nerwowo.
George kazał nam przyjść później do Sali Zebrań gdzie miałam zostać przedstawiona innym Wojownikom Cieni. Nie powiem, ta wizja mnie ekscytowała, zobaczyć tyle osób które mają do czynienia z demonami, walczą w obronie Swojego Świata. Miałam dla nich ogromny szacunek i podziw, chciałam być taka jak oni. I jak moja matka.
- To tu?- Harry wskazał na duże drzwi z pozłacaną klamką.
- Chyba tak- powiedziałam.- Wchodź.
Pchnął drzwi i znaleźliśmy się w dużej sali. Spojrzałam na nią zafascynowana, wszędzie było pełno ludzi, którzy na dźwięk otwieranych drzwi przerwali swoje czynności oraz rozmowy, patrząc z zaciekawieniem na naszą dwójkę. Poczułam że robię się czerwona od natłoku spojrzeń, dlatego szybko zaczęłam szukać Georga.
Mam go.
Szedł właśnie w naszą stronę z wielkim uśmiechem na twarzy i widocznym podekscytowaniem w oczach.
- Jesteście- powiedział cicho.- Chodź, Lily. Harry, ty tu zostań, dobrze?
Chłopak pokiwał głową. Ruszyłam za Georgem. Stanął na czymś, co przypominało podium. Po sali przeszedł pomruk, ludzie patrzyli na naszą dwójkę z podziwem, zaskoczeniem, fascynacją. Zaczęło mi się kręcić w głowie.
- Spokój!- klasnął w dłonie.- Jak się domyślacie, sprowadziłem Was w celu przedstawienia Wam pewnej osoby. Osoby, która jest opisana w Księdze Słońca i Księdze Razjela. Córki Brook White, która jest Błogosławiona przez Anioła. Która jest nadzieją dla Naszego Świata. Lily White.
  Na dźwięk mojego imienia i nazwiska jedna z kobiet zaczęła płakać. Nie wiedziałam co się dzieje, chciałam do niej podejść, uspokoić. Było w niej coś znajomego.
- Alice, spokojnie- uśmiechnął się do niej ciepło George.
- Alice?- zapytałam podejrzliwie. Tak miała na imię moja opiekunka z domu dziecka.
Kobieta ruszyła w naszą stronę. Miała na sobie czarny strój, taki jak mama. I również miała długie, brązowe włosy, oraz znajome rysy twarzy. Złapała mnie mocno za ręce i porwała w swoje ramiona. Objęłam ją odruchowo.
- Lily, Lily, moja kochana-szeptała szczęśliwa, głaszcząc mnie po plecach. Na dźwięk jej głosu zamarłam.
- Lily, to jest Twoja ciotka. Alice- powiedział George.
Odsunęłam się od kobiety, łapiąc ją za ramiona.
- Alice?- zapytałam oszołomiona.- To naprawdę ty?
- Lily, moje słoneczko- uśmiechnęła się przez łzy.- Jaka ty jesteś piękna- dotknęła ręką mojego policzka. Uśmiechnęłam się słabo.- Tak dobrze znów Cię widzieć- westchnęła zadowolona.
- Mi Ciebie też- zapewniłam.
  Spojrzałam na mężczyznę który uśmiechał się do nas przyjaźnie, a później na Harry'ego. Ten też lekko się uśmiechał, na co odwzajemniłam jego uśmiech.
***
  Siedzieliśmy teraz wszyscy w dużym pokoju gościnnym przy kominku. George zrobił wszystkim po kubku gorącej czekolady z piankami, co było miłe z jego strony. Pomyślałam, że może mogłabym się dowiedzieć czegoś od cioci na temat mojej mamy. Jaka jest, co lubi robić w wolnym czasie, jakie ma zainteresowania. Przede wszystkim interesowało mnie to, z kim zaszła w ciąże. George nic nie wspominał na ten temat.
- Ciociu...-zaczęłam.
- Mów mi po prostu Alice, skarbie- uśmiechnęła się do mnie.
- Dobrze. No to...Jaka była mama? W sensie z charakteru- zapytałam.
- Była niesamowitą osobą- westchnęła Alice, poprawiając się na fotelu.
- W to nie wątpię- powiedziałam, biorąc łyk gorącego napoju.
- Brook była osobą która zawsze dostawała to, czego chce. Dążyła do swoich celów i musiała je za wszelką cenę osiągnąć. Miała wielkie serce, wiele razy, w walkach, narażała swoje własne życie na niebezpieczeństwo by ratować innych. Zawsze powtarzała, że "Jej życiową misją jest zapewnienie bezpieczeństwa całemu światu". Nie dawała sobie wmówić nic, co uważała za prawdę, słuszne bądź bezpieczne. A kiedy dowiedziała się że jest w ciąży- Alice uśmiechnęła się, patrząc mi w oczy.- Powiedziała, że jej córka będzie Najpotężniejszą Wojowniczką Cieni, a jej imię i nazwisko będzie znane na całym Lux Mundi. Przyniesie ona nam wszystkim Błogosławieństwo, a Świat Cieni raz na zawsze zostanie zniszczony.
  Nie wiedziałam co mam powiedzieć, wpatrywałam się tylko w pianki pływające po brązowym napoju w Kubku. Nie chciałam zawieść mamy, chciałam żeby była ze mnie dumna. I będzie. Zrobię wszystko co tylko w mojej mocy żeby odnaleźć Miecz i odzyskać ją oraz brata. Nigdy chyba nie byłam tak zdeterminowana.
- Nie zawiodę jej- powiedziałam cicho do Alice.
- Wiem- zaśmiała się.- Pamiętam jej radość kiedy przyszła do mnie i mi powiedziała, że niedługo urodzi.
- Z kim mama zaszła ze mną w ciążę?- postanowiłam zadać to pytanie, które najbardziej mnie nurtowało.
- Z Charliem, jednym z Wojowników Cieni. Jednak uciekł on, do Świata Ludzi, kiedy dowiedział się, że Brook oddała dziecko do Sierocińca. Chciał i chyba nadal chce Cię odnaleźć, Lily.
  Spojrzałam na Harry'ego. Siedział zamyślony, wpatrując się w ogień w kominku. Chciałam wiedzieć co teraz sobie myśli, zawsze ciekawiły mnie jego myśli.
- Czyli że mam ojca?
- Tak. Który nadal Cię szuka.
  Zamknęłam oczy. Dzisiejszy dzień zapewne przeszedł do historii. Do mojej historii. Wiem, że mam rodzinę. Że nie jestem sama na świecie. Szkoda tylko, że ta rodzina rozsypała się na kawałki. Mama z bratem zostali porwani przez demona a ojciec szuka mnie po całym świecie, nie wiedząc nawet jak wyglądam, ile mam lat i w którym Domu Dziecka mama mnie zostawiła. Tak bardzo chciałabym ich wszystkich zobaczyć, moje serce by chyba nie wytrzymało nadmiaru emocji i by wybuchło. Szkoda, że nie wszystko jest takie fajne i kolorowe jak to przedstawiają w bajkach dla dzieci albo w filmach o miłości. A później żyjemy w takim oto fałszywym przekonaniu.
  Wyobraźcie sobie jak ja mam się teraz czuć. Właśnie się dowiedziałam że jestem Najpotężniejszą Wojowniczką Cieni, czyli kimś kto zabija demony oraz inne stworzenia które opowiada się dzieciom aby były posłuszne. Moje imię i nazwisko jest znane na całym Lux Mundi, oraz jestem Błogosławioną przez Anioła Razjela.
  A myślałam że moje życie nie może być bardziej pokręcone.
- Nadal masz naszyjnik- zauważyła Alice, wskazując na złoty medalik który wisiał na mojej szyi. Ujęłam go w palce i zaczęłam go obracać. Widniały na nim Skrzydła Anioła, a kiedy ruszałeś raz w prawo raz w lewo, wyglądały jakby się poruszały.
- Nigdy go nie zdejmuję- uśmiechnęłam się słabo, przyglądając się uważniej wisiorkowi. Dopiero teraz zauważyłam że widnieje na nim, drobnym druczkiem moje imię i nazwisko.
- Ma za zadanie Cię chronić- ciocia złapała mnie za rękę.
  Harry przez cały ten czas ani razu się nie odezwał. Męczyło mnie to.
- Co o tym wszystkim myślisz, Harry?- zapytałam, wyrywając chłopaka z zamyślenia. Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem. Zrobiło mi się go żal.
- Słucham?- mruknął, poprawiając się. Ziewnął przeciągle, zasłaniając dłonią usta.
- Jesteście zmęczeni- stwierdził George. Trafił w sedno.- Idźcie spać, dziś mieliście dzień pełen wrażeń, starczy Wam. Jutro mamy cały dzień, prawda Alice?- zwrócił się do niej z uśmiechem.
- Prawda- zgodziła się.- No już, lećcie.
Wstałam z fotela. Wszystko mnie bolało, ręka trochę pulsowała, ale nie było źle. Harry wstał za mną i ruszyliśmy w stronę pokoi. Żadne z nas się nie odezwało.
  Jedyne o czym marzyłam to wskoczyć pod ciepłą kołdrę, zaśnięcie i o spokojnej nocy, bez żadnych koszmarów, Wizji, demonów oraz snów o Mamie, Siostrze bądź bracie czy Ojcu. Modliłam się w duchu o to, żeby tylko mieć spokojną jedną noc.

____________________________________________________________________
Witam Was wszystkich!
Chciałam tutaj na początku umieścić krótkie ogłoszenia parafialne ;)
Więc tak;
1. Na bloga został już stworzony oficjalny zwiastun, dlatego chciałabym wiedzieć co o nim sądzicie :) Został on wykonany przeze mnie, dlatego mam nadzieję że Wam się podoba. Moim zdaniem idealnie pasuje do fabuły bloga :) Możecie już go zobaczyć w zakładce Zwiastun :)
2. W końcu mam swojego laptopa, dlatego rozdziały będą teraz dłuższe i lepszej jakości! Tak, ja także się cieszę, bo jak wiecie pisałam ostatnie rozdziały na telefonie :)
Dlatego prezentuje Wam rozdział 7, który..No, nie będę się tu rozpisywała, bo zostawiam Wam wszystko do oceny. Dziękuję Wam za to że tu jesteście, jednak trochę mnie smuci to, że codziennie jest po +200, +300 wejść dziennie, a zazwyczaj komentują nowy rozdział max. 2 osoby. Dlatego następny rozdział wstawiam od 25 komentarzy, przypominam że można dodawać z anonima, bez konta na bloggerze.
Ja osobiście jestem bardzo,bardzo,bardzo zadowolona z tego rozdziału, podoba mi się że teraz wszystko zaczyna się wyjaśniać, nie ma już tyle ?, niewiadomych. I strasznie polubiłam postać Georga :D
Więc do następnego rozdziału! A to, kiedy się pojawi, zależy już tylko i wyłącznie od Was :)

C Z Y T A S Z = K O M E N T U J E S Z + S Z A C U N E K DLA AUTORA!

Całuję, Julia xx



sobota, 11 stycznia 2014

Rozdział 4

Chłopak wpatrywał się we mnie z furią w oczach, ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy. Nie wiem co takiego było w tym uśmiechu że napawał mnie taką złością i z przerażeniem. Dźwignęłam się na łokciu.
  Nie wiedziałam jeszcze o co chodzi chłopakowi. W ciągu ostatnich dwóch dni za dużo się wydarzyło, stanowczo za dużo. W tym momencie moja przyszłość była jedną wielką niewiadomą. Gdybym miała rodzinę, zastanawiałabym się czy się o mnie martwią, czekają aż wrócę do domu, czy by mnie szukali. Jednak byłam sama. To trochę bolało, nigdy nie wiedziałam jak to jest; kochać i być kochaną. Jak to jest mieć rodzinę. 
Nie miałam nawet przyjaciół, znajomych, kogokolwiek. Odkąd opuściłam dom dziecka w wieku 15 lat, nie rozmawiałam praktycznie z nikim, nie licząc kilku wizyt w klubie. 
I z tym chłopakiem. Nie z Harrym tylko z Jasie
- Wybierałaś się gdzieś?- Harry złapał mnie za nadgarstki, kiedy podniosłam się z ziemi i rzuciłam w dalszym kierunku. Obróciłam się i z impentem wpadłam na chłopaka, który objął mnie ramionami. Nigdy nie byłam jeszcze przy nim tak blisko. Pachniał... Łąką w wiosnę. Jak lato. Jak owoce. Oraz drogimi perfumami. Był silny, jednak delikatny, dwa przeciwieństwa w jednej osobie. 
  Spojrzałam w górę i napotkałam parę zielonych tęczówek. Odepchnęłam się od chłopaka, jednak szybko znowu na niego wpadłam, gdyż trzymał mnie w żelaznym uścisku. Pochylił się w moją stronę.
- Posłuchaj- wyszeptał mi do ucha. Wzdrugnęłam się pod wpływem jego głosu.- Teraz, grzecznie, kierunek pokój. Jak zrobisz inaczej- tylko pogorszysz swoją sytuację- przygryzł płatek mojego ucha. Zaczęło mi brakować powietrza. Na litość Boską, co on ze mną robi? Odsunął się ode mnie, po czym ruszył na dół, zostawiając mnie samą. Na drżących nogach skierowałam się w stronę pokoju.
  Leżałam na łóżku, wpatrując się w sufit pustym wzrokiem. Coś ze mną było nie tak. Miałam jakakąś usterkę, przez którą byłam inna od moich rówieśniczek. 
  Bardzo szybko przywiązuje się do rożnych osób. Boli jednak fakt, kiedy one nie odwzajemniaja moich uczuć. Miłość jest ślepa, najpierw kusi, przedstawiając same kolorowe obrazy, a ukrywa cierpienie i ból. Idziesz za nią, oczarowany jej urokiem, świetnością. Na ślepo. Nie zważając na różne przeszkody brniesz dalej przez gąszcz który dzieli Cię od fałszywego obrazu szczęścia. Kiedy w końcu dojdziesz do swojej krainy, miłość po prostu przedstawi Ci to, co ukrywała. Zniszczy Cię. Złamie. Sprawi, że przestaniesz walczyć. Po prostu Cię wykończy. 

Harry
  - Harry- burknęła dziewczyna, kiedy wróciłem do niej z góry. Uśmiechnąłem się przepraszająco. Przybliżyłem się do niej, oplatając ręką jej talię i przyciągnąłem ją bliżej siebie. Uśmiechnąłem się cynicznie i pochyliłem głowę, składając pocałunek na ustach dziewczyny. Odwzajemniła go, a ja wplątałem palce w jej długie, blond włosy.
  Jednak w głowie nadal miałem obraz Lily. Jej przestraszoną minę, kiedy leżała na podłodze, zupełne bezbronna wobec mnie. Coś mnie wtedy tknęło. Jej delikatność. To, jaka była niewinna. Fakt, miała charakterek, i to ciężki jednak było w niej coś... Stop, Harry. Co ty wyprawiasz? Ona wszystko niszczy. Przestań o niej myśleć, jest dla Ciebie nikim, nawet jej nie znasz.
  Moje rozmyślania przerwał dźwięk telefonu. Odsunąłem się od dziewczyny wdzięczny Bogu, że chociaż na chwilę zapomnę o Lily. Spojrzałem na wyświetlacz. Dzwonił Charlie.
- Halo?
- Harry- w słuchawce rozbrzmiał chrypliwy głos Charliego. Był to starszy facet, bo 50-ce, był moim szefem, jednak miał wielkieserce pomimo tego, czym się zajmuje.- Chodzi o Andy'ego...
- Odesłałem go do Ciebie, myślałem że zmądrzał i szczeniak się grzecznie posłuchał- zmarszczyłem brwi.
- Spokojnie, nie o to chodzi- zapewnił mnie. Wypuściłem głośno powietrze z płuc, lekko zirytowany.
- W takim razie o co?
- Opowiedział mi o tej dziewczynie- powiedział poważnym głosem. Z wrażenia zabrakło mi słów. Andy? Powiedział mu o Lily? Ale po co? Przecież o niej wiedział.
- To jest Lily- odparłem lodowatym tonem. 
- Mniejsza z tym. Chcę ją spotkać.
  Myślałem że żartuje.
- Nie ma mowy- warknąłem.- Posłuchaj, ona o niczym nie wie, mogę ją spokojnie puścić do domu i zakończyć całą tę chorą sytuację.
Jeżeli Charlie myślał że się zgodzę musiał się roczarować. Nigdy w życiu nie zawiozę do niego Lily.
- Harry- na dźwięk swojego imienia zadrżałem.- Jak ty mi jej nie przyprowadzisz, to sam ją przyprowadzę.
Zamknąłem oczy i oparłem się o blat stołu.
- Ale nie dzisiaj, daj mi trochę czasu. Będę musiał jej o wszystkim powiedzieć, nie wiem jak zareaguje. Charlie, ona może pójść z tym na policję- mówiłem cicho.- Wiesz o tym, prawda?
- Liczę się z tym, ale mam do Ciebie zaufanie i wiem, że ją do tego odpowiednio przygotujesz. Dam ci na to 3 tygodnie, zgoda?
Zacisnąłem zęby. Musiałem się z nią męczyć 3 tygodnie. Chyba oszaleję.
- Zgoda- wysyczałem.- Ale w ogóle dlaczego mam jej to wszystko mówić, po co chcesz się z nią spotkać?
- Mógłbym ją zatrudnić- powiedział. Zachwiałem się na nogach. On chyba kurwa żartuje.
- Charlie, oszalałeś?!- wykrzyknąłem do słuchawki. Nikt się nie odezwał. Spojrzałem na wyświetlacz "połączenie zakończone". Chwyciłem szklankę leżącą na stole i z całej siły rzuciłem nią w ścianę, rzucając również przekleństwami. 
  Dlaczego Harry tak reagujesz- jakiś głos rozbrzmiał w mojej głowie. Sam nie mogłem sobie na to odpowiedzieć. Przecież Lily jest jak Vanessa, albo Mag, które również pracują dla Charliego. Może przeraża mnie to, że ona jest taka... Delikatna. Wtedy, kiedy pierwszy raz zobaczyłem ją jak Andy się do niej dobierał, widziałem jej przerażenie, bezradność. Przyznaję, że charakter ma ostry, ale napewno nie umiejętności.
  Siedziałem na krześle przy stole z twarzą schowaną w dłoniach. Spojrzałem która godzina- była 13:00. Wiedziałem już co muszę zrobić dlatego skierowałem się w stronę pokoju dziewczyny.

  Ostrożnie nacisnąłem klamkę i wślizgnąłem się do pomieszczenia. Przeczesałem wzrokiem pokój. Znalazłem ją, leżała na dużym łóżku skulona w kłębek. Chyba spała.
Ostrożnie podszedłem do łóżka. Spojrzałem na nią i ogarnęły mnie wyrzuty sumienia- dopiero teraz zauważyłem że jest blada, kości policzkowe były mocno uwydatnione, pod oczami widniały fioletowe sińce oraz siniak na lewej skroni. Rozcięta warga oraz popękane usta. Włosy nieuczesane. Była wrakiem człowieka, jakby tylko istniała a nie żyła. 
Wziąłem głęboki wdech i potrząsnąłem nią lekko za ramię. Mrucząc coś pod nosem, przewróciła się na plecy. Ziewnęła i przetarła oczy. Spojrzała na mnie- były czerwone a w nich malowało się przerażenie. Chciała uciec na drugi koniec łóżka, ale złapałem ją delikatnie za rękę, nie za nadgarstek. 
  Kiedy chwyciłem jej dłoń spojrzała na mnie zaskoczona oraz zdezorientowana. Uśmiechnąłem się lekko.
- Chodź na dół- powiedziałem cicho. Widząc niepewność na jej twarzy uśmiechnąłem się szerzej.- Spokojnie, nic Ci nie zrobię- zapewniłem ją. Pomogłem jej wstać. Dało się wyczuć, że jest ostrożna. Nie odzywała się, kiedy schodziliśmy na dół, zachowywała dystans i spoglądała na mnie niepewnie jakbym w każdej chwili mógł się na nią rzucić. Odsunąłem jej krzesło przy stole.

Lily
  Nie wiedziałam co się dzieje. Ten chłopak był jedną wielką zagadką. Jego ruchy były zwinne oraz zgrabne kiedy mu się przyglądałam jak smażył naleśniki. Zapach robionej słodyczy przez Harry'ego rozniósł się po całym domu. Zaburczało mi w brzuchu.
  Harry z uśmiechem postawił przede mną talerz z naleśnikami polanych czekoladą z truskawkami i do tego szklankę mleka. Usiadł naprzeciwko mnie. Żadne z nas się nie odzywało. Zerknęłam dyskretnie do chłopaka jednak on wpatrywał się zamyślony w swoje dłonie. Wzięłam kawałek naleśnika do ust.
- Powiesz mi o co chodzi?- mruknęłam zirytowana. Spojrzał na mnie zaskoczony, chyba nie spodziewał się tego że się odezwę. 
- Nie wiem o czym mówisz- odchrząknął, marszcząc brwi.
- Jesteś zamyślony, więc musi o coś chodzić- odłożyłam sztućce na talerz.
- Jest mały problem- powiedział. Nie wiedziałam o co chodzi, miałam jedynie nadzieje że niedługo wrócę do domu, do.. Chciałam powiedzieć "do rodziny".
- Jaki?- wstałam od stołu i wstawiłam brudne naczynia do zlewu. Odwróciłam się w jego stronę i rękami oparłam się o blat kuchenny. Patrzył na mnie niepewny czy ma mi powiedzieć.
- Musisz u mnie zostać- odchylił się do tylu na krześle, swobodnie zakładając dłonie na tors.- 3 tygodnie.
  Ze zdziwienia otworzyłam szeroko usta, wpatrując się z niedowierzeniem w chłopaka. On chyba sobie żartował. Nie ma mowy.
- Po co?- zapytałam piskliwym głosem.
- Nie mogę Ci powiedzieć. Oczywiście mogę Cię zawieść do Twojego domu po pare rzeczy- uśmiechnął się delikatnie. Jak uśmiechał się w ten sposób wyglądał jak aniołek. Cóż, szkoda tylko że to złudne wrażenie.
  "Pomyśl tylko Lily. W domu będziesz sama. Nie będziesz miała nikogo. A tutaj- przynajmniej on Ci dotrzyma towarzystwa. Przyznaj, że Ci się tu podoba..."- jakaś moja druga ja odezwała się w mojej głowie. Spojrzałam z powątpieniem na chłopaka. 
- Zgoda- wypuściłam głośno powietrze.- Ale chce teraz jechać do domu, spakować się. Jasne?
  Harry pokiwał tylko głową. W co ty się dziewczyno wpakowałaś...

Harry
  Nie sądziłem że się tak łatwo zgodzi. Uznałem że lepiej będzie jak będę trzymał swoje nerwy na wodzy, lepiej żeby mnie nie wkurwiała. 
  Wyszliśmy z domu, zakluczyłem drzwi. Lily czekała już na mnie przy samochodzie. Podszedłem do niej i otworzyłem samochód. Wślizgnąłem się do środka a chwile później Lily zajęła miejsce obok mnie. Odpaliłem samochód , wyjechaliśmy z podjazdu w stronę Londynu. Żadne z nas się nie odzywało, męczyła mnie ta niezręczna cisza, jakby powietrze było zatrute. Postanowiłem przerwać to milczenie.
- Ile masz w ogóle lat?
Spojrzała na mnie zaskoczona.
- 18- zmarszczyła brwi.- A co?
- Skoro będziesz u mnie mieszkała przez najbliższy miesiąc to wypadałoby abym znał twój wiek-zaśmiałem się. Sięgnąłem po paczkę papierosów i wyjąłem jednego.- Chcesz?- mruknąłem z papierosem w ustach, wyciągając dłoń z paczką w stronę dziewczyny. Pokiwała twierdząco głową. Rzuciłem jej zapalniczkę.

- Gdzie teraz?- zapytałem, kiedy wjechaliśmy w jedną z małych dzielnic Londynu. Po prawej stronie były postawione w równym rzędzie czerwone kamienice, natomiast po lewej domki jednorodzinne.
- Tutaj- dziewczyna kazała mi zaparkować pod jedną z kamienic. Wyszedłem z samochodu i otworzyłem dziewczynie drzwi. Z gracją wyskoczyła z samochodu, to była u niej nowość. Kiedy pierwszy raz się spotkaliśmy i ciągnąłem ją w strone parkingu potykała sie cały czas o nierówności, klnąc przy tym. 
  Lily podeszła do żelaznej bramki i ją otworzyła. Wślizgnąłem się za nią. Jej długie brązowe włosy rozwiewał wiatr, tworząc bałagan na głowie dziewczyny. Przeczesała włosy ręką, wystarczył jej jeden gest żeby je ułożyć. Uśmiechnąłem się lekko.
  Szliśmy jedną z alejek prowadzących w stronę kamienic. Po bokach były posadzone w równym rządku najróżniejsze kwiaty, ciągnęły się aż do samego końca. Rozejrzałem się dookoła. Żywopłot był starannie przecięty, otaczał kamienicę niczym mur ochronny. 
Weszliśmy po schodach i stanęliśmy przed drzwiami budynku. Lily poszperała w kieszeni kurtki i po chwili wyciągnęła z niej klucze. Były zawieszone pojedynczo, bez żadnego breloczka tylko przyczepione do bordowej smyczy. Włożyła klucz do zamka, przekręciła go i pchnęła ciężkie drzwi. Zaskrzypiały pod naciskiem dziewczyny. Weszliśmy do środka.
Męczyła mnie ta cisza. Brunetka rozejrzala się po holu- w powietrzu unosił się kurz, stare deski skrzypiały kiedy się po nich szło na górę. 
- Na które piętro?- spytałem, kiedy zaczęła wchodzić po kolejnych schodach.
- 3- rzuciła i spojrzała w moim kierunku.- A co, wymiękasz?- prychnęła. Zaśmiałem się, ale nic nie powiedziałem. Zatrzymała się przed drzwiami z tabliczką "White".
- Więc tak masz na nazwisko? White?- powiedziałem cicho, przejeżdżając palcem po złotej tabliczce. Na moim palcu osadził się kurz.
- Tak- dziewczyna otworzyła drzwi i weszła do środka. Ruszyłem tuż za nią.
  Znalazłem się w przedpokoju Lily. Ściany były pomalowane na blady odcień błękitu, wisiały na nich różne obrazy. Jeden z nich przedstawiał kobietę- z maską nałożoną na twarz, z palcem wskazującym przyłożonym do ust, jakby mówiła "ciii. Zachowaj sekret". Na innym był namalowany chłopiec- w ręce trzymał misia, miał przekrzywione okulary a jego twarz rozświetlał promienisty uśmiech. Szczególnie zainteresował mnie obraz żołnierza w mundurze wojskowym, z licznymi odznakami na piersi. Nie wiedziałem czy to był ojciec Lily, czy może jej brat albo kuzyn.
  Po lewej stronie znajdowało sie lustro, a w jego ramy powtykane były różne zdjęcia- od obrazu Londynu, Nowego Jorku czy Paryża- po fotografie krajobrazu czy różnych dziewczyn oraz chłopców, pozujących jak do okładek czasopisma. 
  Najciekawszym obiektem był jednak symbol, namalowany na pustej ścianie. Były to linie przecinające się gdzieniegdzie, łączące sie oraz zawijane  na końcach. Całość tworzyła skomplikowaną sieć różnych linii, układających sie w kształt skrzydeł anioła. Wiedziałem już, że Lily ma duszę artystki.
  Luźnym krokiem z dłońmi w kieszeniach ruszyłem w kierunku pokoju, w którym zniknęła dziewczyna. Uchyliłem drzwi i przeczesałem wzrokiem pokój- panował w nim nieład, na swój sposób piękny. Na parapecie przy oknie były poukładane limonkowo-różowe poduszki, wielkie łóżko zajmowało prawie całą lewą ścianę. Na nim był posłany biały koc oraz śnieżnobiałe poduszki. Przy ścianie pomiędzy oknami znajdowała się toaletka; były na niej porozrzucane rożne kosmetyki oraz biżuteria. 3/4 ścian były obwieszone plakatami Marylin Monroe oraz Michaela Jacksona. Na lewej ścianie była powieszona półka a na niej masa książek. Znajdował sie tam rownież duży czarny segment, z szafą oraz komodą. Na niej były zdjęcia w ramkach- przedstawiające małą Lily z jakimś chłopcem. Pewnie jej brat- pomyślałem.
  W kącie pokoju stała sztaluga. Na małej pufie leżała paleta z farbami. Na płótnie już powstawał obraz- mały domek otoczony gęstymi drzewami stał pośrodku polany. Niedaleko paliło sie resztkami sił ognisko. Lily miała niesamowity talent.
- Um, mam już wszystko- przede mną wyłoniła sie dziewczyna. W ręce trzymała walizkę a przez ramię miała przewieszoną torbę podróżną. Zauważyłem teraz że kosmetyki z toaletki zniknęły, tak samo koc i poduszki z łóżka oraz jedna z ramek stojących na komodzie. Spojrzałem na dziewczynę, w międzyczasie uczesała swoje włosy w wysokiego kucyka i przebrała sie w czyste ciuchy- miała na sobie białą, zwykłą koszulkę z rękawem 3/4, dekolt wycięty w kształcie litery O, na szyi wisiał złoty naszyjnik. Na nogach miała zwykłe rurki oraz czarne trampki, na lewej ręce bransoletkę pasującą do naszyjnika. Jeszcze raz zmierzyłem Lily wzrokiem. Miała świetną figurę, duży biust... Stop, Harry. Co ty wyprawiasz, idioto- skarciłem sie w myślach. Ta Lily zupełnie nie była podobna do Lily sprzed kilku godzin.
- Harry- pomachała mi ręką przed twarzą. Spojrzałem na nią, kiedy uświadomiłem sobie że sie na nią patrzę przez kilka minut. Na policzki dziewczyny wkradł się uroczy rumieniec.
- Daj, pomogę Ci- sięgnąłem po walizkę dziewczyny.
- Nie, dam sobie radę- zaprotestowała jednak nie była zbyt silna bo wyrwałem bagaż z jej ręki. Popatrzyła na mnie gniewnie. Zeszła po schodach z jeszcze większą gracją, ta dziewczyna była tak cholernie intrygująca. Raz- wściekła, nie myśli zanim coś powie, raz bezbronna, delikatna, raz cholernie seksowna, wiedząca czego chce- była jedną wielką zagadką. Ruszyłem za nią, wlokąc za sobą walizkę.
  Wyszliśmy z kamienicy. Na dworze było chłodniej niż wcześniej, a na niebie kłębiły się ciemne chmury. Lily wpatrywała sie zamyślona, nie obierając na cel żadnego obiektu.
- Filth!- krzyknęła dziewczyna, kiedy czarny kot wbiegł pod jej nogi. Ukucnęła biorąc zwierzaka na ręce. Kot wydał gniewny syk po czym zaczął się miotać w ramionach Lily. Pazurami naznaczył jej rękę, i po chwili z zadrapań zaczęła lecieć krew. Upuściła kota chwytając się za rękę. Zwierzak uciekł na schody prowadzące do starej piwnicy kamienicy i po chwili zniknął w cieniu.
- Niewdzięczny kocur- mruknęła Lily, zasłaniając rękę.
- Wszystko w porządku?- zapytałem. Miałem dziwny głos, zdawałem sobie sprawę że przez dłuższą chwilę się nie odzywałem.
- Tak tak- powiedziała. Otworzyła drzwi samochodu i na tylne siedzenie wrzuciłam swoją torbę. Walizkę schowałem do bagażnika. Wskoczyłem do środka, obok Lily. Zapięła pas i przejrzała się w lusterku, poprawiając kilka kosmyków brązowych włosów które wydostały się z kucyka. Odpaliłem samochód i wyjechaliśmy na opustoszałą ulicę Londynu.

- Dlaczego nic nie mówisz?- zapytała Lily, po raz pierwszy od dłuższego czasu patrząc na mnie. Staliśmy właśnie na światłach.
- O to samo mógłbym się spytać Ciebie- prychnąłem, patrząc na nią przelotnie. Jej usta wykrzywił grymas. Nawet wtedy była ładna.
- Właśnie sie odezwałam- burknęła, krzyżując ręce na piersi. Zacisnęła usta w wąską linię, a pomiędzy jej brwiami pojawiła się mała zmarszczka. Myślała nad czymś.
  Ni odezwałem sie. Po prostu nie byłem w stanie wypowiedzieć kolejnych słów skierowanych w jej stronę. Znowu jechaliśmy w ciszy, jednak to była przyjemna cisza, a nie uciążliwa. Westchąłem cicho, skręcając w stronę podjazdu. Otworzyłem kodem bramę i po chwili znajdowaliśmy się już na mojej posiadłości. Wyskoczyłem z samochodu.
                              ***
- To będzie twój pokój- weszliśmy do pomieszczenia. Ten nie różnił sie praktycznie niczym z tamtym w którym dotychczas przebywała Lily. Z wyjątkiem tego że był większy.Odstawiłem jej bagaże na bok, nie odpowiedziała tylko w skupieniu oglądała pokój.
- Możesz go urządzić jak chcesz. Z tego co widziałem jesteś malarką- powiedziałem pewnym głosem. Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Widziałeś obrazy...
- Oczywiście że widziałem, nie jestem ślepy- wywróciłem oczami. Na jej twarzy znowu wkradły się rumieńce. Spojrzała zakłopotana na swoje trampki.- Masz talent- dodałem, siląc się na lekceważący ton głosu.
- Dzięki- mruknęła, wyjmując z kieszeni spodni telefon. Spojrzała na wyświetlacz, jednak po chwili znowu go schowała do kieszeni.
- Mam pytanie- rzuciłem. Lily spojrzała na mnie wyczekująco, kiedy oparłem się o framugę drzwi. Dziewczyna ruszyła w kierunku łóżka, usiadła na jego brzegu i oparła brodę na dłoniach.
- Jakie?- spojrzała na mnie zmęczonymi oczami. 
Nadal pamiętam rysunek linii łączących się w magicznych zawijasach, tworząc skrzydła anioła. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem.
- Rysunek na Twojej ścianie- powiedziałem. Zmarszczyła brwi.- W twoim domu, na ścianie w przedpokoju masz namalowane z linii skrzydła anioła. Sama je namalowałaś? Jakie mają znaczenie? Czy...- urwałem widząc bladą twarz Lily. W jej oczach widać było przerażenie ale również zaskoczenie. 
- To są skrzydła anioła Razjela- wyszeptała.- Bardzo trudne do namalowania.
Nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Dlaczego tak zareagowała? Wyglądała na przerażoną. Ale teraz na twarz powrócił jej dawny kolor, chociaż smutek w jej oczach nadal był widoczny.
- Nie chce o tym rozmawiać, Harry. To zbyt skomplikowane- potrząsnęła głową. Widząc moją minę uśmiechnęła się słabo, wstając z łóżka.- Przyjdź później to Ci wszystko wytłumaczę, dobrze?- powiedziała niepewnie. Skinąłem twierdząco głową.- Muszę się rozpakować- wskazała ręką na bagaże. 
  Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do swojego pokoju. Do jasnej cholery, kim ona kurwa jest?


___________________________________
Heeeeej misie! <3
Z wielką przyjemnością przedstawiam Wam rozdział 4 i.... Mam jeden wielki bałagan w głowie, ponieważ chciałabym wprowadzić trochę fantastyki do tego opowiadania, żeby stworzyć je jeszcze bardziej wyjątkowym :) I jak widzicie, już się pojawiła właśnie taka wzmiank. Muszę Wam powiedzieć że jestem z siebie w miarę zadowolona, ponieważ CAŁY rozdział był pisany na telefonie, i mi sie nawet podoba 4 :) 
Ocenę pozostawiam Wam a z tego miejsca pragnę pozdrowić moją kochaną Alę ( @uncivilstyles ) Dziękuję kochana za wszystko! <3

CZYTASZ=KOMENTUJESZ JEDEN KOMENTARZ A MOTYWUJE DO DALSZEGO PISANIA!